Wtorek to był potworek, przynajmniej w połowie…

W DM znalazłam się już w niedzielę, po przywiezieniu mnie przez Miśka. Złożona w scyzoryk od środy wieczór poprzez nerwoból (tym razy z drugiej strony, ciekawa jestem gdzie by mi wlazł gdybym miała 7 cykl chemii?) nie miałam okazji cieszyć się na świeżym powietrzu tym, że słońce i wysokie temperatury pobudziły wszystko do życia. Oj zazieleniło się i rozkwitło przecudnie. Podziwiałam więc okoliczności przyrody za szyby samochodu. Poniedziałek przesiedziałam i przeleżałam w mieszkaniu przyjmując audiencje ;). Tak się zafiksowałam tym nerwobólem, że przez niego nie będę w stanie odbyć planowanego we wtorek badania (przez kilka dni nie mogłam leżeć na wznak ani na prawym boku), że o niczym innym nie myślałam. Na szczęście odpuścił na tyle, że położenie się na wznak i wytrzymanie 15 minut było możliwe. Myślenie (na chwilę) wróciło rankiem we wtorek, gdy sprawdzałam w papierach czy wszystko mam ze sobą. Rzuciłam okiem na dokument mówiący o przygotowaniu do badania i słowem KREATYNINA dostałam jak obuchem w głowę. Jak mogłam zapomnieć????? Przecież nie pierwszy raz ani nie drugi, nawet nie trzeci robię TK. Myślałam, że się rozryczę z własnej niefrasobliwości, bo gdyby nie to moje wszystko za pięć minut przed, gdybym spojrzała w dokumenty w poniedziałek, to miałabym czas na zrobienie wyniku niezbędnego do tego badania. Zebrałam się w sobie, zamówiłam taksówkę i pojechałam do szpitala, licząc, że może uda się w szpitalnym laboratorium zrobić wynik na cito, a jeśli nie, to chociaż ustalić nowy termin. I faktycznie pani w rejestracji na Radiologii powiedziała, żebym odpłatnie zrobiła wynik i poprosiła o szybką realizację, a wtedy zdążę jeszcze dziś mieć badanie. Rejestratorka w laboratorium już taka optymistyczna nie była, nawet mi nie napisała, że to na cito, ale pielęgniarka pobierająca krew od razu ją zaniosła do laborantek, informując je, że ja czekam. I to dzięki niej miałam wynik już po niecałej godzinie, a nie tak jak mnie poinformowała rejestratorka, dopiero po ponad dwóch. W ogóle ta rejestratorka jakaś nieporozwijana była, coby nie pisać dosadnie, a na pewno nie była przychylna. Gdy zapytałam ją, w jakiej formie dostanie wynik, czy będzie miała go w komputerze, czy ktoś przyniesie, to warknęła, że zostanie przyniesiony i jak będzie, to go wyda. Tym warknięciem spowodowała moją reakcję: to logiczne, że jak będzie, to pani wyda, bo jak nie będzie, to pani nie wyda. Siedziałam vis-a-vis okienka rejestracji i czekałam (pani widziała mnie a ja ją). Gdy już trzeci raz pani z laboratorium przyniosła wyniki, a w rejestracji odbiera się tylko płatne, bo te ze skierowaniami wrzuca się do skrzynek i pacjenci odbierają w poradniach, to podeszłam do okienka i poprosiłam o sprawdzenie. Oczywiście, że już był. Powstrzymałam się od uwagi, że przecież wie, że czekam, za to poprosiłam o sprawdzenie, czy jest w normie, bo nie mam ze sobą okularów. Nie był. Był podwyższony. I usłyszałam: na pewno nie zrobią badania. Odpuściłam babie, bo choć mnie potraktowała protekcjonalnie, to nie chcąc zachować się małostkowo, wzięłam wynik i bez podziękowania ruszyłam do budynku, w którym miałam mieć TK. Tam w rejestracji pani powiedziała, że zapyta się lekarza, ale raczej badanie się odbędzie, najwyżej dostanę inną jednostkę kontrastu. I odbyło się. Tak jednak już byłam umordowana (moja anemia jest odczuwalna z każdym zbędnym krokiem), że gdy minął czas i wyciągnięto mi wenflon, zapomniałam zgiąć rękę i przytrzymać (pielęgniarka mówiła o 5 minutach), tylko szłam w kierunku wyjścia, próbując się ubrać. Gdy mój wzrok padł na podłogowe kafelki i zobaczyłam ogromne krople krwi, a potem na własną rękę, gdzie opatrunek już nie miał nawet pół milimetra białego koloru, to z wrażenia usiadłam. Jakiś pan przyszedł mi na ratunek z paczką chusteczek i tak dzięki nim zatamowałam krwawienie. Do wyjścia ruszyłam dopiero wtedy, gdy miałam pewność, że mnie już krew nie zaleje. Szłam do taksówki, po drodze zaliczając szpitalny sklepik. Kupiłam jagodziankę, bo przecież byłam na czczo z niesmakiem w ustach i z burczącym żołądkiem. Jadłam ją po drodze, zjadając pół, a połowę schowałam do torby, bo nie wypada jeść w taksówce. Dopiero w windzie zobaczyłam, że moja gębusia jest cała w jagodach :(. Pani taksówkarka nawet się nie zająknęła odnośnie mojego wyglądu. O matko, jak dobrze, że ja prosto do mieszkania…Tylko sobie pomyślałam, że wyłączyłam totalnie myślenie i ten dzień może się skończyć jakąś katastrofą…

Wyniki będą za dwa tygodnie…

na moim podwórku…

DSCN6850

34 myśli na temat “Wtorek to był potworek, przynajmniej w połowie…

  1. Kurczę, nie lubię takich pańć za szybą, człowiek czuje się przy nich taki malutki ( i ma żądzę mordu w kieszeni). Ale z tą jagodzianką to uśmiechnij się kochana, taka sobie jagodowa przygoda. Bez bólu życzę i piękne te magnolie!

    Polubienie

      1. Mam mieszane uczucia. Łatwo jest usprawiedliwić SWOJE wszystko za 5 minut a nie zrozumieć baby za szybą. Widzę wiele pozytywów w tej historii. Badanie pomimo niefrasobliwości bądź po prostu zmęczenia długa chorobą, się odbyło. Warto jest widzieć szklankę do połowy pełną. Wtedy Pani za szybą nie jest Pańcią lub babą tylko kobietą, która być może przeżywa niezbyt dobre chwile w swoim życiu. Jednak najważniejsze to życzę zdrowia.

        Polubienie

        1. Fakt, czasem zbyt szybko oceniamy innych…
          Uwierzysz lub nie, ale ja tej pani dawałam szansę by zmienić o niej zdanie…bo ta pani jednak była w pracy.
          A ja nie jestem wymalowaną „lalą” ze zdrowym obliczem…Nie oczekuję specjalnego traktowania, ale również nie lubię gdy ktoś traktuje mnie oschle i „z góry”…
          Tej pani nic nie zawdzięczam, co innego pielęgniarce + laborantce + rejestratorce z radiologii to dzięki nim moje za 5 minut nie było aż tak bolesne w skutkach 🙂
          Nie mam też wpływu na to co Onet wywlecze na pierwszą stronę 😉
          Dziękuję bardzo.

          Polubienie

        2. Łatwo jest widzieć szklankę do polowy pełną – zwłaszcza gdy człowiek nie jest zmęczony cierpieniem. Niezbyt dobre chwile w życiu przeżywa każdy i nie sądzę, ażeby usprawiedliwiały zwyczajną złośliwość. Nie musimy się wzajemnie traktować w sposób specjalny – wystarczy po ludzku. Tak jak nie uszczęśliwia mnie fakt, że inni maja gorzej, nie dołuje mnie świadomość, że wielu ma lepiej. Nie ma powodu aby na jednych czy drugich odgrywać się za „niezbyt dobre chwile”.

          Polubienie

  2. No to byłaś Jagodową Panienką:) A takiej warczącej pani powiedziałam kiedyś na odchodnym „Też panią lubię.” i uciekłam. Usłyszałam za sobą rechot faceta, który stał w kolejce za mną. Widać pańcia musiała mieć fajną minę.
    A swoją drogą, ile trzeba mieć w sobie jakiejś złości na świat, jak bardzo trzeba nie lubić ludzi, żeby – wiedząc, że pacjenci nie przyszli tam dla uciechy – tak i ich traktować.
    Trzymam kciuki za wyniki. Dobrej pogody i dużej ilości czerwonych krwinek Ci życzę 🙂

    Polubienie

      1. Zapomniałam dodać, że jagodzianka przepyszna, bardzo dużo miała jagodowego nadzienia w sobie 🙂 Nie wiem tylko z jakiej piekarni, ale kupiona na terenie szpitala, więc jakbyś miała ochotę…

        Polubienie

    1. Niekoniecznie. Skąd pomysł o złości na świat? Pacjenci przychodzą z różnymi problemami- dla nich najważniejszymi. Czasami winią za swoje męczarnie ludzi, którzy mają im pomóc i rodzi się konflikt interesów. A ludzie nie zawsze są w szpitalu bo są w takim stanie, że tego wymagają. Mi podoba się sposób „tez panią lubię” bo skraca dystans i jest takim lodołamaczem. Brawo.

      Polubienie

      1. lala, są ludzie.którym „warczenie” na innych zdarza się rzadko, są też i tacy, dla których jest to norma, bo im się wydaje, że skoro mają nad nami odrobinę władzy, to muszą ją na maksa wykorzystać. Co tej kobiecie za szybą szkodziło przejrzeć wyniki i oddać pacjentce wtedy, gdy do niej trafiły? I po co dodała komentarz, który nie mógł na pacjentkę wpłynąć pozytywnie? To była absolutnie niepotrzebna złośliwość. Wydaje mi się, że tacy ludzie po prostu są źli na cały świat, nie ma w nich ani krztyny empatii. Sądzę, że praca „za szybką” w szpitalu to nie to samo, co sprzedawanie biletów na kolei i ludzie, którzy ja wykonują, powinni być wyczuleni na sytuację, w jakiej znajduje się pacjent. Jeśli ktoś tego nie potrafi, nie musi pracować w szpitalu. Pozdrawiam:)

        Polubienie

  3. Paniusiu, a cóż żesz byś Ty chciała? Taka pani przyklejona do stołka, a Ty ją zamęczasz, nie dość, że chcesz mieć zrobione badanie, to jeszcze i wynik Ci się zachciewa mieć! No toż to rozpusta pacjentowa! Bez takich, jak ty kobita by mogła odpocząć w pracy… 😀

    Polubienie

  4. Trzymam kciuki za dobry wynik .POdobne procedury przechodzimy, tylko ja pamietam o tej kreatyninie.A chemie (( cykli) tez mialam pare razy przekladana ze wzgledu na zly wynik.Trzymam kciuki i pozdrawiam

    Polubienie

    1. Dziękuję:) Wcześniej też zawsze pamiętałam, a tu taki zanik pamięci, ech. Ale jak widać nie ma wyjścia bez wyjścia 😉
      Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia!

      Polubienie

  5. W tym tygodniu zaczęła się moja przygoda z Roksaną. Czytam Twoją historię, codziennie czytam jak dobrą książkę, chcę przeczytać ją od samego początku- 2004, Twoje poczucie humoru dodaje mi sił:}

    Polubienie

  6. Nasz służba zdrowia ? nadaje się do jednego w 3/4 do wymiany takich aroganckich ludzi jak tam trudno ze świeca szukać. Chamstwo połączone z arogancją a na okrasę brak podstawowych zasad kultury oraz poszanowania pacjenta.

    Polubienie

    1. Szczerze mówiąc zastanawiam się co takiego sprawia, że tak Cię traktuje nasza służba zdrowia. W życiu działa prawo lustra dostajesz to co dajesz, więc często uśmiech wystarczy, żeby Pani w okienku nie była arogancka a wysłuchała co mamy jej do powiedzenia i może faktycznie raz spotkałam się w ciągu 50 lat z sytuacją, gdy ktoś mnie mimo to potraktował po chamsku. Zdarzyło się to w szpitalu niestety, ale w sumie to był jedyny raz. Za to często obserwowałam ludzi, którzy przychodzili z pretensją na dzień dobry, czy to do lekarza, czy do urzędu. To nie pomaga. I w sumie nie świadczy też o wysokiej kulturze. Raczej o poczuciu bezradności niestety.

      Polubienie

    2. Nie wrzucałabym całej służby zdrowia do jednego worka… W tym dniu miałam do czynienia z dwiema pielęgniarkami, z dwiema rejestratorkami, dwoma lekarzami, i tylko ta jedna osoba była nie uczynna, delikatnie mówiąc.

      Polubienie

    1. Oj tam nie ma czego się wstydzić 🙂 Każdy by panikował jak boli i musi poddać się pod nóż, nawet jeśli jest to „byle co”,ale jak mówią lekarze każdy zabieg, każda operacja niesie za sobą ryzyko…
      Dziękuję Klarko :*

      Polubienie

  7. Jagodzianka…. mmm… 🙂

    Tak niewiele trzeba, żeby było miło – po prostu nie warczeć na drugiego człowieka. Niestety, dla części pań zza szyby to zdecydowanie zbyt wiele.

    Pozdrawiam, ściskając Cię mocno 🙂

    Polubienie

    1. Naprawdę była przepyszna 🙂

      Wiesz, nawet zbyt często nie warczą, ale np. rozmawiają prywatnie przez telefon albo między sobą a ty stój w kolejce i czekaj…

      Dziękuję bardzo :)*

      Polubienie

Dodaj komentarz