Złe i dobre nawyki na drodze…

   Prowadzę samochód już od…ho…ho…Jazdy uczyłam się na ulicach mojego Dużego Miasta, słynnego z rond niczym z Paryża. W czasach, kiedy takie  rozwiązanie skrzyżowania ulic rzadko można było zobaczyć w innych polskich  miastach. Teraz gdy w prawie każdej, nawet najmniejszej miejscowości jest  rondo, a jak go nie ma, to go budują, to  dla potencjalnych kierowców jazda po nim  powinna być jak:  bułka z masłem. Pomijam sam fakt, że kursanci specjalnie ćwiczą na wszystkich rondach danego miasta, bo jest pewne,  że egzaminator podczas zdawania egzaminu przynajmniej na kilku z nich ich przetestuje.  Z tego wynikałby prosty wniosek, że co jak co, ale każdy kierowca wjazd, jazdę i wyjazd z ronda ma opanowane. Nic bardziej mylnego, co stwierdzam za każdym razem, gdy jestem w Średnim Mieście.  Kiedy się sprowadziłam w jego okolice, miasto posiadało  jedno, niewielkie rondo, niczym nieprzypominające rond z mojego Dużego Miasta. Teraz ma ich kilkanaście jak nie więcej. Zróżnicowanych, jeśli chodzi o zasady  poruszania się po nich. I tu tkwi problem. Coraz częściej stwierdzam, że kierowcy nie znają zasad lub ich nie przestrzegają, lub tak jak w Średnim Mieście za zgodą WORD-u po swojemu interpretują. Tak, okazało się, że  w Średnim Mieście jazdy po niektórych rondach uczą według własnej interpretacji, a co najgorsze, gdy zebrał się nadzór w postaci  przedstawicieli z WORD-u ościennego województwa i drogówki, okazało się, że ta inna interpretacja nie jest niezgodna z kodeksem ruchu drogowego. I teraz adepci sztuki jazdy  na rondach zajeżdżają innym drogę, włączają kierunkowskaz w lewo, choć  kierownica skręca w prawo i to wszystko zgodnie z pobieraną nauką. Mam wrażenie, że najwięcej błędów kierowcy   popełniają  na rondach i dlatego interpretacja jazdy po nich powinna być jedna- spójna. Często też obserwuję strach przed wewnętrznym pasem, co  akurat jest mi  na rękę, gdy nie zjeżdżam od razu w pierwszą przecznicę, ale kiedy to robię, to wbić się z prawego pasa do ruchu jest  mocno utrudnione i czasochłonne.  Tak więc, jak  jeżdżę po Średnim Mieście, to z dużą rezerwą do innych kierowców, szczególnie na wszelkich rondach.  Już się zastanawiałam, czy być może  przepisy się tak drastycznie zmieniły, ale o innej interpretacji niektórych z nich poinformował mnie mąż, a jego instruktor 😉 Dowiedziałam się też, że popełniam błąd, gdy klnę jak ktoś się zatrzymuje na drodze, nie włączając prawego kierunkowskazu.  Nie mówię tu o zwykłym  zatrzymaniu  się podczas jazdy, ale o  parkowaniu na ulicy. Otóż   to nie jest błąd, gdyż auto wtedy nie zmienia pasa, ani na chodnik czy pobocze nie zjeżdża…Nie wiem komu ten stary przepis przeszkadzał, w końcu naprawdę taka sygnalizacja temu, co za takim autem jedzie, dużo ułatwia odpowiednią reakcję.  Może   również nie uczą, by najpierw kierunkowskaz wrzucić, a potem hamować przed skrętem? Muszę się tego dowiedzieć…bo mam wrażenie, że teraz nikt tak nie robi, ba, często w ogóle jak w prawo skręca, kierunkowskazu nie używa…Już nie mówiąc o zjeździe z ronda, tu nagminnie kierunkowskaz jest w użyciu zapomniany…


Ale żeby nie było, że tylko kierowcom się  dziś dostanie…
Pieszy to teraz  „święta krowa”- tak uczą  na kursach. Kierowca  powinien się zatrzymać przed pasami, jak tylko widzi, że taki do przejścia podochodzi.
I jak ta” krowa, która ślepo wchodzi w szkodę” , on często wchodzi na pasy, nie oglądając się nawet na prawo i lewo.  Ryzykant, własnym życiem szafuje, bo przecież konfrontacja  ciała z autem zawsze niekorzystnie wypadnie dla tego pierwszego. Nie zawsze zdąży się zahamować, przy nieszczególnej pogodzie tym bardziej.  Ostatnio byłam świadkiem jak matka z wózkiem i z drugim dzieckiem prowadzonym za rękę w ogóle nie przystanęła, tylko od razu weszła na pasy. Nic się nie stało bo auta w ślimaczym tempie w korku jechały, ale i tak podziwiałam ją za  „odwagę”, gdy  znad przeciwka zatrzymującego się tira, hamulce wydały przeraźliwy  pisk. Brak wyobraźni? Głupota? Mnie uczyli, żeby nie pchać się przed maskę, tylko poczekać, aż samochód stanie…Ale widocznie- a wiem, co mówię, bo jeżdżę sporo- wiara w dobre hamulce i  w refleks kierowców jest  u większości pieszych  bezwarunkowa.  Do czasu… Najgorsze jest to, że dorośli  zły przykład dają dzieciom i rośnie kolejne pokolenie ignorantów drogowych.  Rozumiem, że często  jest tak, że dopiero wtargnięcie na pasy umożliwia przejście na drugą stronę, bo jadący sznur aut ani myśli się zatrzymać, to jednak apelowałabym do rozsądku pieszych i…kultury kierowców oraz  przestrzegania zasad  poruszania się na drogach. 
Przecież każdy kierowca jest również pieszym i choć nie każdy pieszy kierowcą, to jeśli jedno i drugie zamieni się miejscami i postawi w danej sytuacji, to bezpieczeństwo na ulicach wzrośnie.
Zbyt dużo pieszych ginie na drogach, i co z tego, że często na pasach i z winy kierowców.  Ostrożności nigdy za wiele, namalowane pasy czy nawet światło zielone nie powinno zwalniać pieszego od skrętu głowy w lewo, w prawo i znowu w lewo… dla własnego bezpieczeństwa.  Uczmy tego  nasze dzieci, a w dorosłym życiu  wejdzie im to w nawyk.