Praca…

Posprzątane….

Wyprane…

Wyprasowane…

Dzieci dopilnowane…

Ugotowane…

Podane pod nos…

I co w zamian???

Słowa,  które ranią do szpiku kości…

‚”Bo ty nic nie robisz”…

????

„Bo pieniędzy nie przynosisz”…!!!

Słowa, które słyszała, i słyszeli też inni…

Może to się zmieni…Pracuje…

Pierwszy raz zatrudniliśmy kogoś znajomego, z kim utrzymujemy też prywatnie kontakt…

Może nie odbije nam się to czkawką…

 

Uniknąć przeznaczeniu…?

Być może wszystko zapisane jest tam na górze. Może nie można uciec od przeznaczenia…Tak do końca nie jestem tego pewna…Chyba nikt nie jest…a może ???
Cztery lata temu, gdy wróciłam z dość długich wakacji, bo po siedmiu tygodniach, różnica czasu spowodowała, że pierwsze dwa tygodnie po powrocie zasypiałam dopiero nad ranem, tak około 6-7-ej. Oglądałam w nocy namiętnie telewizję, wyposzczona przez ten okres zupełnie. Na zmianę jakieś filmy i wiadomości w TVN 24. To było szczególne lato, obfitujące w katastrofy drogowe. Co rusz podawane były wiadomości o wypadkach autokarów u nas w Polsce, ale i na drogach europejskich i nie tylko. I wtedy stwierdziłam, że jednak bezpieczniej na dalsze odległości wybierać się samolotem. I nadal tak twierdzę pomimo tegorocznych katastrof lotniczych. Boję się autokarów i naszych dróg do tego stopnia, że gdy dzieci miały jechać gdzieś na wycieczkę lub wakacje, obstawałam za podróżą pociągiem. Zdarza się jednak, że wsiadają do autobusu, choć naprawdę rzadko, a mnie strach nie opuszcza, dopóki bezpiecznie nie wracają do domu…Bywa jednak też tak, że ze względu na rodzaj dojazdu, gdy podróż jest długa, rezygnują z wyjazdu…Całe szczęście, że nie lubią podróżować autokarami, bo przecież, choć obawy są, to nie mogłabym im zabronić wszystkich wyjazdów…
Wczoraj późno wróciłam, jeszcze nigdy tak zmęczona nie prowadziłam samochodu…Powinnam zostać w mieście i przenocować tak jak często to robię. Niecałe dziesięć kilometrów od domu mijałam się na zakręcie z ciężarowym samochodem, gdy chyba szóstym zmysłem wyczułam, że coś się porusza na drodze…Owszem, pijany człowiek środkiem mojego pasa, tyłem do mnie. Szybki manewr na lewą stronę i żadnego samochodu z naprzeciwka, uchroniły mnie od najgorszego…Jechałam wolniej niż zawsze, ale wolniej też reagowałam…Dużo jeżdżę, uniknęłam już mnóstwo różnych zdarzeń, które mogły się skończyć różnie…Tym razem też…Jednak poczułam strach…

Zmowa klamek…;)

We własnym domu mam zmowę klamek. No bo, jak sobie tłumaczyć zaistniałe fakty w tak krótkim czasie?? Najpierw Misiek z kolegą na próżno szarpali za klamkę, która w końcu została w dłoni, a drzwi od pokoju ani drgnęły. Uwięzieni na półpiętrze, przesiedzieli tak parę godzin, nawet bardzo nie marudząc, bo mieli komputer do dyspozycji i cały regał książek ;). Gdy wrócił mąż, i żadne kombinacje przy drzwiach nie dały pozytywnego rezultatu, wszedł przez okno i zdejmując od wewnątrz drzwi z zawiasów, uwolnił chłopaków. Tuśka zamykając się w łazience nie przypuszczała, że jak ta królewna w wieży, będzie musiała na swego rycerza czekać, aż ją uwolni. Zgrzytając zębami i ponaglając mnie w moich usilnych staraniach, czego efektem było tylko zepsucie klamki, a zamek ani drgnął, spędziła prawie trzy godziny, aż do przybycia z pomocą taty. Tym razem nie musiał wchodzić przez okno, bo zawiasy były na zewnątrz. I na koniec w drzwiach od pokoju Tuśki też się klamka zepsuła, na szczęście w otwartych drzwiach, więc teraz się nie zamykają, za to w sypialni zamknęły się na amen, bo klucz wpadł mi do szpary między ścianą a schodami…
P.S. Zawiasy w drzwiach od sypialni są od wewnątrz, okno jest dachowe i choć uchylone, to nie sposób do niego dotrzeć…mąż wróci dopiero w nocy- no to się załatwiłam 😉

Staruszki??…;)

Komputer zaczął się zawieszać…zbyt często jak na mój gust i moją cierpliwość, a od paru dni, gdy go włączam to ekran pusty i tylko wyciągnięcie ze wtyczki i ponowne włączenie go uruchamia. A żeby to zrobić, muszę wejść pod biurko…i tak codziennie, a czasami parę razy ;). Wkurzające jest to, niewygodne, wiec pojechałam z nim do informatyków, by zrobili z nim porządek. Niestety oznajmili mi, że coś w nim spuchło, fachowo nawet nazwali, ale nie pamiętam co, a spuchło…ze starości… Hmm no tak, czterolatek przy tak szybko rozwijającej się technologii to faktycznie już staruszek. A ja 10 razy starsza to co??? też spuchnę ???…

Liście kolorowe pchają mnie się do domu i gdyby nie one, to letnio by mi całkiem było, a nie jesiennie…A tak w ogóle to jest mi wiosennie, bo zrobiłam sobie (rodzince przy okazji też) twarożek ze szczypiorkiem i rzodkiewką na sałacie o! I gwiżdżę na starość swoją i komputera i pory roku też mam w nosie a co!

Dla niezdecydowanych…

Ściąga dla niezdecydowanych:

…powinien oglądać filmy o Batmanie i sam być Batmanem…

…nie powinien kraść, bo to byłoby kradziejstwo…

…musi być uczciwy, ale nie wiem, co to znaczy…

…dawać pieniądze  bezrobotnym…

…nie mieć tatuaży…

…nie mieć długich włosów, bo inaczej byłby dziewczyną…

(zasłyszane z TV)

 

Kto???

No chyba się domyślacie, więc na pewno jutro z taką ściąga dokonacie odpowiedniego wyboru 😉

Czego sobie i Wam życzę :0

Kwiatki domowe ;)

Nie mam za grosz talentu pedagogicznego i wychowawczego, wręcz chyba nawet talent do marnowania talentów ;)…No bo przecież za czasów akademickich umiał wszystko, a teraz po tylu latach przy mnie, nie dość, że ma dwie lewe ręce, to chęci żadnych. I nie dość, że nie pomaga, to jeszcze paskudzi. Długo trwało, żeby zapamiętał wstawiać naczynia do zlewozmywaka w przypadku, gdy mnie nie ma w domu… A gdy pojawiła się zmywarka, by wkładać do niej. No i są postępy, nie powiem, i radość byłaby tym większa, gdyby nie przypadki, że gdy nastawiam niecałkowicie załadowaną i nie zdążę powyciągać czystych naczyń, to dokłada brudne. Efekt jest taki, że czyste paskudzi, a na uwagę, że mógłby choć spojrzeć, rzuca: Nie za dużo wymagasz ?…Zdarzyło się tak, że nieoczekiwanie nie mogłam wrócić do domu przez kilka dni, dzwonię jak sobie radzi i słyszę, że wszystko ok, że nawet pranie z pralki wyciągnął i powiesił…Szczęka mi opadła, bo pranie było do prania…suche…czyżby myślał, że mamy pralko-suszarkę ???…ech…Wieczorem rozbolała mnie głowa, wiec położyłam się wcześniej, miał przygrzać sobie risotto…Zamykam oczy…i nagle widzę patelnię przed sobą i prośba: sprawdź czy już jest dobre…
A wczoraj niewinne pytanie: gdzie mamy pościel?( kuzyn przyjechał i zatrzymał się na nocleg)…i odpowiedź: od 16 lat w tym samym miejscu…No i co?? No i ręce mi czasem opadają…I ostatnio mnie zrobił w balona. Nie zamyka drzwi od szaf i tudzież innych drzwiczek, więc jak mi pralka wylała swoją zawartość na łazienkę, to poprosiłam, żeby filtr wyczyścił, bo sama cholerstwa nie mogłam wyjąć…I gdy zobaczyłam, że klapka do filtra jest uchylona, to pomyślałam, że to zrobił…nastawiłam pranie i co??? No i zalało drugi raz…..Minie też 😉

Dozwolone od lat…

Gdy byłam małą dziewczynką, to dobranocka kończyła mój dzień. Później już tylko była łazienka i łóżko. Jeszcze w szkole podstawowej w tych wcześniejszych klasach 20-ta godzina, to była ta granica, gdzie mogłam przebywać przed telewizorem. Nie bardzo nawet mi to przeszkadzało, bo jako osóbka lubiąca czytać, często jeszcze w łóżku przy zapalonej lampce pochłaniałam lektury. Czasami w sobotę mogłam posiedzieć dłużej z rodzicami, oglądając jakiś film lub program.
Pamiętam jednak czwartkowe wieczory, kiedy nadawali Teatr Sensacji…Oczywiście był zakaz i wyganianie do spania, a mnie bardzo ciągnęło, by zobaczyć. Po cichutku wykradałam się do łazienki, siadałam na muszlę klozetową i przez szparę uchylonych drzwi oglądałam spektakl. Akurat telewizor był na linii mojego wzroku 😉 Nieraz tak udało mnie się obejrzeć coś niedozwolonego, a przynajmniej jakiś dłuższy fragment, bo i wpadki też zaliczałam 😉
Teraz problem nie istnieje. Telewizja zafundowała nam żółte trójkąciki, a w nich dozwolone od lat… I gdy grzmię na syna, żeby zmykał do spania, to on spokojnie odpowiada: Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji uznała, że mogę 😉

W zderzeniu z życiem…

Śliczna młoda dziewczyna, ale przede wszystkim zdolna. Zawsze lubiła się uczyć i swój wolny czas poświęcała książkom. Już w gimnazjum wiedziała, że chce zostać dziennikarką. Dom i nauka to jej świat. Rodzice właściciele dużego gospodarstwa rolnego (uprawa i hodowla), zmechanizowanego, z ludźmi do pracy, położonego na odludziu. Córkę nigdy nie interesowały spotkania z rówieśnikami, zabawy, imprezy…tylko nauka. Szóstki i piątki tak wyglądały jej świadectwa. Nigdzie nie wyjeżdżała, nawet na wakacje. Będąc w liceum, poznała chłopaka, starszego i to dla niego przeniosła się z ogólniaka do liceum profilowanego. By być bliżej niego. Odtąd to dom, nauka i on były jej przestrzenią…W tym roku dostała się na Uniwersytet w tym samym mieście, w którym jej chłopak już studiuje. Rodzice wynajęli trzypokojowe mieszkanie, w którym zamieszkały dwie pary. Gdy jednak okazało się, że jej koleżanka z roku i wspólnego mieszkania jest w innej grupie, że nie mogą być razem na uczelni…Załamała się…Miasto jej się nie podobało, źle się w nim czuła…Blok zamiast domu, hałas zamiast spokoju…Trzy dni wystarczyły, by się spakowała i z płaczem wróciła do rodziców. Chce albo zaocznie studiować gdzieś bliżej lub pomagać w gospodarstwie. Rodzice załamani, żadne argumenty do niej nie przemawiają… Widać, że piątki i szóstki nie wystarcz,ą by przystosować się do życia…Młoda, zdolna z ambicjami w zderzeniu z rzeczywistością- zagubiona.

Kolejny raz…

Wielokrotne interwencje Policji, która tak naprawdę rozkładała ręce w swej bezradności, tłumacząc małą szkodliwością czynu. Czyjeś oko podbite, przeważnie kompana od wspólnego biesiadowania, kilka szklanek potłuczonych lub kieliszków, dewastacja krzeseł w barze…Czasami wywożony do Izby Wytrzeźwień. Utrapieniec sklepów i barów. Skory do rozrób, agresywny, nadużywający alkohol. Młody człowiek…
Aż doszło do tragedii…zginął człowiek, a jego w kajdankach zwinęła Policja. Sensacja…spekulacje…zatrzęsło moją wsią…
I kolejny raz się zastanawiam, czy trzeba aż takiej tragedii, by ukrócić przestępstwo i przemoc…?