Dochodzę…

Do się. Powoli… kolejny dzień. Tak zmasakrowana jeszcze badaniami nie byłam, a wszystko przez nieudające się kolejne wkłucia. Kiedy w końcu piąta osoba a druga ściągnięta spoza oddziału założyła wenflon, wszyscy odetchnęli z ulgą. Ręka już mnie bolała, bo wkłucia w dłoń nie są najprzyjemniejsze, ale i tak mniej bolesne niż w stopę, a i to mnie nie ominęło, jak się później okazało. Mimo wezwania i pierwszeństwa przepuściłam poirytowaną i wygrażającą nie wiadomo komu starszą panią, która badanie miała na 11.20, a była już godzina 11.40, a tu ciągle ktoś z oddziałów i bez kolejki…Ech…  No, a potem to już było grubo: ręka, ściśle to przedramię zrobiło się jak bania i twarde jak cegła… kontrast poszedł poza żyłę. No to wysunięto mnie spod aparatu i próbowano kolejny raz się wkłuć, również w stopę. Po dwóch nieudanych próbach widząc, że nic z tego nie będzie, zatelefonowano do lekarza, ale ten był już poza terenem szpitala i padły słowa o przełożeniu badania na drugi dzień. Minę zrobiłam wymowną, więc pani obsługująca aparat stwierdziła, że zadzwoni po kogoś z oddziału, żeby mi się wkuł w port. Przykryto mnie kurtką, cobym nie zmarzła leżąc i czekając, bo oddział w innym budynku ciut oddalonym od radiologii. Z odsieczą przybyła sama Oskarowa (obecnie już oddziałowa i jedna z trzech pielęgniarek, które potrafią obsługiwać pacjentki z portem) i potem już poszło sprawnie. Zamiast spędzić 15 minut na badaniu, byłam tam godzinę! Za to doktor radiolog szybko uwinął się z opisem i po półtorej godzinie miałam już piguły w torbie i mogłam udać się do mieszkania zalec na kanapie z ręką w górze i okładami z octu. Opisu jeszcze nie przeczytałam, bo dużo tego, zadowoliłam się ostatnim zdaniem- kluczowym! Wystarczyła mi też rozmowa przed badaniem z p. Profesor. Wiecie, jak to jest. Świadomość świadomością, ale człowiek na co dzień nie myśli o faktach, blokuje to, co oczywiste. Cenię sobie własną wiedzę, ale nie muszę się nią katować, bo to, co tu i teraz jest ważniejsze. Reszta to przyszłość i będę się nią zajmować, jak nadejdzie… A wracając do badania i podania kontrastu przez porta, to byłam prekursorką, bo do tej pory nie zgadzali się na podawanie w ten sposób- w tej pracowni TK. Dobrze, że miałam przy sobie paszport, bo tam napisane było wyraźnie, jakie parametry wytrzyma. A moje żyły już nie wytrzymują, i to, że są jak u noworodka, to wcale nie zabrzmiało optymistycznie 😉 Bo to nie chodzi o brak umiejętności wkuwających się, absolutnie! Wyższa jazda!– to jedno z określeń, kiedy kolejna osoba, klęcząc prawie przede mną i przepraszając, próbowała ten wenflon wkuć. Odetchnęłam z ulgą, bo przy kolejnym TK już nie będzie problemu. Tfu, tfu… i odpukać! Bo port jest już wiekowy, ma ponad 11 lat!

Nigdzie nie byłam, z nikim się nie widziałam oprócz Taty. Zostałam wprawdzie jeszcze jedną noc w DM, ale rano tylko zawiozłam chorej na anginę Aliś książki z jajami i pognałam do domu. Dziecka Młodsze były zajęte kulturą- koncert akustyczny w filharmonii, a PT drugi tydzień leżała pokonana grypą. Unikam miejsc, gdzie mogłabym coś paskudnego załapać. A tu jeszcze prawdopodobna wizja koronowirusa. Z doniesień z Włoch wynika, że faktycznie rozprzestrzenienie się po Europie to tylko kwestia czasu. Szczególnie że nasze władze najpierw urządzają konferencję, na której się chwalą, jakie to procedury nie wdrożyli (podchodząc odpowiedzialnie do problemu), a dopiero później- jak zwykle wychodzi szydło z worka- okazuje się, że zaczynają je wdrażać, i to jak już wielu naszych rodaków zdążyło wrócić z urlopu z Włoch. Nie wspomnę, że ogólnie spóźnili się kilka dni. Zwyczajnie im nie wierzę, bo trudno uwierzyć tym, co to jeszcze nie tak dawno zapewniali, że onkologia w Polsce ma się dobrze.
Tak czy owak, to naprawdę od nas samych dużo zależy, pod warunkiem, że odrzucimy pobożne życzenie, że przecież nas to nie dotyczy, nam się to nie przytrafi. Ale, nie panikujmy! Myjmy ręce i unikajmy tłumów 😉

37 myśli na temat “Dochodzę…

  1. Uff , dobrze, że udało się z portem . Współczuję serdecznie tego wkłuwania , pamiętam jak w ciąży wkłuwali mi się w stopy i dłonie -dwie pielęgniarki równocześnie , której się szybciej uda. Usłyszałam wtedy , że moje żyły są wyraźnie drugiego albo trzeciego gatunku . Ale to było jednorazowo a Ty tą „przyjemność” masz zapewnioną regularnie. Oby teraz port się spisał, to będzie bez bólu.
    Oj też mam przekonanie, że zaniedbano sporo, bo dużo ludzi wróciło z Włoch i tylko czekać , kiedy pojawią się pierwsze przypadki.
    Nawet wyraźne i całkiem głośne zwiastuny wiosny jakoś mniej cieszą w tym roku …
    Serdeczności posyłam :**

    Polubienie

    1. Ach… padłam wczoraj zaraz po wzięciu piguł i właśnie otworzyłam oczy… wyspana- ciurkiem prawie 10h. Ręka jeszcze boli, ale najważniejszy jest w tym wszystkim wynik 😉
      Wiosnę już czuć i widać, choć pewnie jeszcze nie raz pogoda zaskoczy- mają być przymrozki w nocy. Wszystko co się dzieje wkoło (plus dłuuugi remont ;)) to co się dziwić, że tak mało radośnie jest.
      Buziaki😘😘

      Polubienie

  2. Dużo się musisz naborykać w tej chorobie…

    A moi katotalibscy znajomi są oburzeni że w kościołach we Włoszech wprowadza się prewencje….

    Polubienie

    1. Czasami. Ale wszystko mija 😉
      Ale, że co ? tak ogólnie, czy oni akurat mieszkają we Włoszech? Człowiek jak pomyśli logicznie, to bez żadnych odgórnych prewencji ograniczy swoje przemieszczanie się i uczestnictwo w masowych spędach. Przynajmniej taki, który szanuje swoje, ale i innych zdrowie.

      Polubienie

      1. Tak ogólnie!!
        Oburzenie że się ludzie boją święconej wody…

        Jedna koleżanka to ta co uważa WOŚP za zło. Zresztą drugi kolega tak samo.
        Jessooo
        Co z tymi ludźmi??

        Polubienie

  3. Wkłuwania się w dłoń nie cierpię, w stopę na szczęście nie miałam „przyjemności”.
    Raz jedna pielęgniarka mi usiłowała argumentować, że w dłoń przecież mniej przeszkadza, i zrobić to bez żadnej potrzeby, bo żyły w dołach łokciowych mam nie najgorsze… ale ona to ogólnie głupia była, a ja pyskata od urodzenia, tak że ten. 😀
    Mnie zawsze bawi wspomnienie, jak przed operacją ostrzegałam anestezjolożkę, żeby obejrzała Rtg mojego kręgosłupa i zaplanowała, gdzie by tu się wkłuć ze znieczuleniem, bo proste to nie będzie. Zlekceważyła, na zasadzie „nie takie my ze szwagrem…” A po wszystkim przyznała „no, faktycznie nie było to proste… ale dałam radę, nie?” 😛
    A w temacie paniki i/lub jej braku, to wrzuć sobie w Googla to:
    https://madridsecreto.co/evitar-el-panico-con-el-coronavirus-madrid/

    Polubienie

    1. No pacz, a u nas podali, że na kontynencie tylko jeden i to w Barcelonie, a dwa na Teneryfie. No szału z maseczkami to ja ogólnie nie pojmuję.
      Przy ostatniej operacji jak dobrze pamietam to u mnie zrezygnowano z wkłucia w kręgosłup- pomacali tylko. A nie to była przedostatnia, bo zapomniałam o hajpeku.

      Polubienie

      1. Liczby się zmieniają dynamicznie… Poza tym zależy jak liczyć – chorych w Hiszpanii jest 10, ale nie wszyscy to Hiszpanie, część to Włosi, którzy przyjechali do Hiszpanii, a część Hiszpanie, którzy wrócili z Włoch. Tylko 1 osoba zaraziła się wewnątrz Hiszpanii.
        Ja się pocieszam, że wirus grypy „z trzeciej ręki” zawsze był mniej zjadliwy i dawał słabsze objawy, niż ten pierwszy w rodzinie. Więc może ten też osłabnie z czasem?
        Z szału maseczkowego to cieszą się producenci. 😀

        Polubienie

          1. Móc może. Grypa też została i umiemy z nią żyć, nie? Chociaż niekoniecznie lubimy, i jakiś tam promil jej nie przeżywa.
            Póki co, problem jest głównie psychologiczny. Koleżanka-Chinka mnie dziś uświadomiła, że co starsi już od +/- 2 tygodni się od niej odsuwają w autobusie i na ulicy, komentując półgłosem… Chciała im zamknąć gęby noszeniem maseczki – nie da się kupić…. 😦

            Polubienie

  4. Współczuję takiego wkłuwania, bo to nic przyjemnego, a jeszcze trafić na pigułę prosto po studiach, to już dramat. Dobrze, że pozwolili przez port. 😘
    Ja próbuję się ustrzec grypy i innych przyjemności, ale to jest ciężkie, bo część naszego narodu, jak jest chora, to i tak musi wleźć w duże skupisko ludzi i bakcyla roznieść. Najmłodsza Wnusia z Zięciem walczą właśnie z grypą, a ja mam zakaz wejścia do Nich, żebym nie przeniosła wirusa do mojej Mamci. Przytulam

    Polubienie

    1. Do mnie takie w ogóle się nie zbliżają 😀Wszyscy poczuliśmy ulgę, bo nie wiem, dlaczego przez te czasu nie mogli się dogadać w tej sprawie. Dziewczyny z oddziału miały niedawno szkolenie, ale na rtg. się upierali w tej materii.
      I słusznie, bo grypa w starszym wieku to może się skończyć zapaleniem płuc, a to już nie przelewki. Wszak koronawirus właśnie zabija w większości starszych i tych schorowanych.
      Zdrowia dla Twoich Bliskich!
      Buziaki 😘😘

      Polubienie

  5. Wszystko wyjdzie gdy do nas wirus zawita i zacznie się rozprzestrzeniać. Pięknie mówić to oni potrafią, tylko potem się okazuje że to wszystko co mówią to pic na wodę. Jeżeli mierzenie ludziom temperatury tuż po wyjściu z samolotu ma nas uchronić przed tym cholerstwem, to Boże miej nas w opiece!!!

    Polubienie

              1. Bo i żadnej epidemii nie będzie. Żeby była epidemia, to trzeba mieć pacjentów ZDIAGNOZOWANYCH, a po co diagnozować emerytów? Każdy kiedyś musi umrzeć, a w zaawansowanym wieku tym bardziej, nie? 😛 I tak się przeważnie nie zgodzą na hospitalizację, to się im najwyżej standardowo wpisze niewydolność krążeniowo-oddechową jako przyczynę zgonu, co w sumie nie będzie odbiegać zbytnio od prawdy…

                Polubienie

              2. Masz rację! Właśnie nie diagnozują, bo by musieli wysyłać do ośrodków specjalistycznych i nikt im za to nie zapłaci. Dlatego wciąż u nas nie ma żadnego potwierdzenia, że wirus już dotarł przez te szczelne granice 😜

                Polubienie

  6. Nie lubię kłucia w stopy!! Brrr! Współczuję! Dobrze, że mogli wykorzystać port!
    No i najważniejsze, że już w domu.

    W Lu dwie osoby zamknięto na kwarantannie.
    Nie mam maseczek- wszystkie wykupili 😉 A ich ceny są KOSMICZNE!

    Polubienie

  7. Nie wiem jak to się dzieje, ale za każdym razem gdy musiano mi się wkłuć, robiła to praktykantka. Zawsze i wszędzie! Gdy byłam w ciąży z Tamalugą, za którymś tam razem, w końcu widzę, że kobieta zmierza do mnie pewnym krokiem, więc myślę sobie „nareszcie jakaś kompetentna osoba”. Nie było wirtuozerii, ale jakoś poszło. Po wszystkim podeszła starsza pielęgniarka i mówi „No, pierwsze koty za płoty! Nie było tak źle, prawda?”
    No i fajnie, tylko ona nie mówiła tego do mnie :/

    Polubienie

    1. Ha! Jakbyś wiedziała, to może byś zwiała. Często wśród pacjentów słyszę te obawy, a przecież muszą na kimś praktykować😀Mnie oszczędzają, bo u chemiczek każde wkłucie to los na loterii, więc tylko te najbardziej doświadczone mają przywilej 😉

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz