Pierwszy taki dzień…

Nie zadzwonię.

Nie wyślę kwiatów.

Nie kupię prezentu.

Nie pojadę.

Nie uściskam.

Nie wypiję wspólnie kawy…

Nigdy…

Dziesięć lat temu napisałam ten tekst:

Moja mama nie uratowała nikomu życia, nie wykazała się nadzwyczajną odwagą, ale i tak jest dla mnie bohaterką. Podróż w nieznane, jaką jest każda ciężka choroba, tak naprawdę to podróż w pojedynkę. Każdy musi przejść ją sam… Mama miała tylko 30 lat, jak padł wyrok i musiała się z nią zmierzyć. Nie wiedziała, jak się ona skończy, nikt nie wiedział, ale zawsze była dobrej myśli i szybko wróciła do normalnego życia. Po latach powiedziała mi, że tylko o mnie się wtedy martwiła, ale wiedziała, że w razie czego wychowa mnie babcia. Teraz obie wiemy, że babcia idąc podobną drogą, szybko doszła do jej kresu…niestety tragicznego. Gdy mnie życie wystawiło na próbę, to Mamę postawiłam sobie za wzór…nie dopuszczałam myśli, że może być źle, stawiałam sobie Ją przed oczami. Szłam Jej przetartymi ścieżkami…  Jej podejście do własnej choroby pozwoliło mi szybko oswoić swoją, po prostu żyć.. Tylko czasami, gdy spoglądałam na swoje małe jeszcze wtedy dzieci…myślałam sobie, czy doczekam…Paradoksalnie to, że Mama wcześniej chorowała, mnie uczyniło silniejszą w czasie swojej podróży w nieznane, ale też w jakiś sposób uśpiło moją czujność, gdy droga w końcu się skończyła… Nie myślałam, że kolejny raz, po  tylu latach znowu będę musiała ją pokonywać…Inną, bardziej zawiłą…

A Mama wciąż jest przy mnie… Nie znam nikogo tak dzielnego, jak Ona…

Pokonała i wygrała ze swoim bólem, cierpieniem, niepewnością…

Towarzyszyła w tym samym swojej mamie z uczuciem klęski i musiała to zrobić kolejny raz z własną córką… i kolejny raz… Jest moją bohaterką…

I dziękuję Jej za to….

Dziesięć lat temu myślałam, że to ja pierwsza odejdę, lecz los chciał inaczej: wciąż się leczę, walcząc ze swoimi słabościami, a Mam pokonała choroba- ten przeklęty gad. Do ostatniego tchnienia była bohaterką… i już na zawsze nią dla mnie pozostanie…

Dziękuję Ci Mamo za wszystko…

Kiedyś będzie lżej… ale nie dziś…

26 myśli na temat “Pierwszy taki dzień…

  1. Kochana, cóż napisać po tak pięknym, wzruszającym wpisie. Najważniejsze, że miałaś i masz taką Mamę. To, że Mama odeszła, to wcale nie oznacza, że Jej nie ma. Ona jest. Na pewno czuwa nad Tobą i Rodziną. Po prostu dzisiaj pójdziesz na cmentarz, zaniesiesz kwiaty, zapalisz lampkę, posiedzisz i porozmawiasz. Jak zawsze. Tylko trochę inaczej.

    Polubienie

  2. Kochana
    Wzruszyłam się, rozumiem Twoje odczucia.
    Sama mam dziś „dołujący” dzień, z powodu Tobie znanego.
    Napisałam dziś do Ciebie e-mail.
    Pozdrawiam, zdrówka życzę, pogody ducha i uśmiechu!

    Polubienie

  3. Piękne teksty… Doskonale Cię rozumiem.
    Dla mnie dzisiejszy dzień jest dniem wspomnień, smutku… Już czternasty raz nie dzwonię, a ciągle boli tak samo.
    Ale zadzwonił syn i mam nadzieję, że będzie miał okazję zrobić to jeszcze wiele razy.😃
    Wszystkiego najlepszego , Mamo wspaniałych Dzieci!💖💖💖

    Polubienie

    1. I tego się trzymajmy- bądźmy jak najdłużej mamami tu, przy dzieciach już bardzo dorosłych 😊
      A dzień i smutny i radosny…
      Syn zadzwonił (jutro się widzimy), a u Tuśki przepyszny obiad w szerszym gronie rodzinnym aż do wieczora…
      Dziękuję i wzajemnie 💕😘😘😘

      Polubienie

Dodaj komentarz