Przepraszam, że żyję…

Znacie ten typ? Macie kogoś wokół siebie takiego, przezroczystego, usuwającego się z drogi, unikającego interakcji, jednocześnie wrażliwego, dobrego człowieka? Nigdy nieproszącego o pomoc, nawet drobną, okazującego ogromne zdziwienie, że ktoś jednak tę pomoc nie tylko oferuje- i tu najczęściej spotyka się z odmową, no bo jakże tak- ale wprowadza ją w czyn. Bo najważniejsze, to żeby nie wadzić nikomu.

Miła, spokojna, życzliwa…mimoza, którą najchętniej człowiek by potrząsnął, żeby się obudziła. Że nie można wszystkiego przyjmować, co życie przynosi, z akceptacją, że już nie można nic na to poradzić, zmienić. Z przekonania, że z każdym problemem trzeba się zmierzyć samemu, a jak przerasta własne siły, to…trudno. Taki los.

Ofiara losu! Budząca życzliwe współczucie, ale i złość. Złość, bo wcale nie jest łatwo z taką osobą funkcjonować czy to w życiu prywatnym, czy zawodowym. Ustępliwą na każdym kroku, bezkonfliktową, schodzącą człowiekowi z drogi, ale tak naprawdę wzbudzającą przez to wątpliwości, czy faktycznie akceptującą daną sytuację. Bo przecież sama z siebie nie powie NIE! I weź się człowieku domyślaj, co taką gryzie od środka.

Mąż ją zdradza. Trudno. Dobrze, że wrócił, bo sama by sobie nie poradziła. Córka narkomanka narobiła długów- to nic, że pełnoletnia- matka spłaca kredyt. ZUS odmówił dalszych wypłat zwolnienia, lekarz medycyny pracy nie wystawił zgody na jej kontynuację. Trudno. Widocznie tak musi być…

*

Wiosna! Cieplejszy wieje wiatr 🙂 Jutro ma być 18 stopni! Wczoraj pojechaliśmy z OM do ŚM na zakupy. Ja przy okazji, bo mężowaty chciał kupić sobie buty. Ale jak to z reguły bywa, najpierw mnie podrzucił do CH, a sam pojechał jeszcze załatwiać pierdylion spraw. Weszłam tylko do jednego sklepu z odzieżą i wyszłam z dwiema parami spodni i cienkim sweterkiem z rękawkami 3/4 (takie lubię, bo są praktyczne dla mnie), po czym klapnęłam na ławkę i czekałam na powrót OM. Poszliśmy najpierw do restauracji na obiad, a potem zakupić obuwie. No i przy okazji kupiłam też sobie, a co! Nowe buty na wiosnę… taaa… jakieś takie mało wiosenne ;p

Na nosie mam nowe okulary. I powiem tak, że zachwycona nie jestem, raczej zmartwiona, bo jeśli chodzi o dal, to jest dobrze, cieszy mnie poprawa widoczności, choćby na ekranie telewizora. Ale! Czytanie to jakiś koszmar. Tak wiem, dopiero mam je na oczach od środowego wieczoru, a w ulotce jest napisane, że trzy dni do dwóch tygodni trwa akceptacja. Tylko że według mnie coś jest nie tak, gdyż najlepiej mi się czyta na ekranie telefonu, zaś kiedy biorę książkę do czytania, to muszę znaleźć sobie odpowiednią pozycję dla oczu, a dziś pierwszy raz odpaliłam laptopa, którego mam na łóżkowym stoliku i…totalna porażka. Post jest w mękach pisany i z przerwami*, bo raz widzę, lecz częściej nie widzę, a szyja mnie boli od zadzierania głowy do góry. I nie wiem, czy ze mną jest coś nie tak, czy z okularami. Ale jeśli uniosę je wyżej i wtedy dobrze widzę z bliska, to podejrzewam, że mam je źle dopasowane. Dam sobie czas te dwa tygodnie i jak nic się nie polepszy, to jadę do optyka.

*Dzwonek do drzwi jakby się paliło. Lecę po schodach z patrzałkami na nosie, modląc się, żeby nie wywinąć orła. Wpuszczam roztrzęsioną Tuśkę, trzymającą Zońcie na rękach. Przyjechały prosto z wiejskiej przychodni zdrowia, gdzie dziecko miało zostać dziś zaszczepione. Nie zostało, mimo iż lekarz stwierdził, że jest zdrowe. Ale z wywiadu się dowiedział, że dwa dni temu jeszcze robiła luźne kupy, więc stwierdził, że trzeba tydzień odczekać. I nie byłoby problemu, gdyby nie fakt, że pani pielęgniarka od szczepień w ośrodku pojawia się raz na miesiąc, a i bywa że raz na dwa. Przez to nasza Księżniczka, mimo że zaraz skończy 8. miesiąc, na koncie ma tylko jedno szczepienie i komplet na rota. Bo, a to z powodu kataru, który skończył się trzy dni temu, a to z powodu jakiegoś wirusa panującego w przedszkolu i racji posiadania brata przedszkolaka, była dwa razy odroczona. Jak już minął termin karencji, to nie było komu zaszczepić. Z hukiem pożegnała się z przychodnią i zostawiając mi Zońcię, pojechała wraz z R. przenieść dziecko do przychodni w Miasteczku. Tam szczepienia odbywają się dwa razy w tygodniu, a jak jest potrzeba, to można zaszczepić dziecko w każdy dzień, tyle że będzie miało kontakt z chorymi pacjentami w poczekalni. Żeby była jasność, Tuśka nie wkurzyła się na lekarza ani na pielęgniarkę, że odmówili zaszczepienia, tylko na brak dostępności. Odkąd przyjeżdżają lekarze z zewnątrz, a nie tak jak kiedyś był jeden lekarz stały na miejscu, to ta dostępności jest mocno utrudniona. Za czasów niemowlęcych Pańcia, tak nie było. Codzienna nieobecność pielęgniarki uprawnionej do wykonywania szczepień komplikuje wszystko. Tuśka zapytała się, czy przyjedzie specjalnie zaszczepić w następną środę i usłyszała odmowę oraz słowa, że dlaczego pani się tak przejmuje, przecież rodzice cieszą się, jak ich dzieci mają odroczone szczepienia.

Kurtyna.

 

58 myśli na temat “Przepraszam, że żyję…

  1. Też bym przeniosła z powodu tak ograniczonej dostępności. To mocno do tyłu jest ze szczepieniami bo Olek na 6 miesięcy był już po trzecim .
    U nas jest inaczej, lekarz na pewno by nie zareagował na luzniejszą kupę dwa dni wcześniej czy katar starszego rodzeństwa , dlatego gdy coś „wisi w powietrzu” sama przekładam szczepienie o tydzień. Nasza pediatra twierdzi że dziecko ma być zdrowe w dniu szczepienia a to że wczoraj miało kontakt np z kimś chorym nie robi na niej większego wrażenia.

    Polubienie

    1. Uciekło mi 😋
      Mnie się to nie podoba i wolę takie podejście jak w Waszej przychodni ale też by mnie denerwowało że dziecko musi czekać miesiąc czy dwa za kolejnym szczepieniem.
      P.S. I u Ciebie i u Laili trzeba za każdym razem wpisywać dane 😎

      Polubienie

    2. Dlatego Tuśka nie ma pretensji, że odroczono, choć konsultowała się telefonicznie z pediatrą, do której zawozi czasem dzieci- bo bliżej niż do ciotki- i ta jej powiedziała, ze zdrowe dziecko (urodzone w terminie, z dobrą wagą, niechorujące) nawet z lekkim katarem czy luźnymi kupami może być zaszczepione jak jest przebadane- do roku dzieci często przez ząbkowanie maja obniżona odporność w sensie gile w nosie kupy nie takie 😉

      Polubienie

  2. Nie rozumiem systemu!!
    U mnie każdy pediatra i lekarz rodzinny ma lodóweczkę szczepionkami, przychodzi dziecko, to je bada i szczepi
    po cholerę do tego pielęgniarka??

    Polubienie

    1. A tego to nie wiem. Na dodatek nie byle jaka, tylko z uprawnieniami. Bo ogólnie w ośrodku jest pielęgniarka każdego dnia, i podobno ma nawet uprawnienia, ale odkąd ktoś nowy podpisał kontrakt, to są nowe porządki…

      Polubienie

      1. Szczerze mówiąc ja bym mogła szczepić
        to są zastrzyki podskórne, atakie ja sobie robię raz w tygodniu
        wielkie mi mecyje, że raz w miesiącu wielki specjalista zajeżdża
        szlag

        Polubione przez 1 osoba

        1. No ja sobie nigdy nie robiłam, nawet jak miałam do domu przepisany w czasie chemii na produkcję płytek czy szpiku (nie wiem), to bałam się, że zmarnuję, a był jeden, na receptę i trzeba było go podać w określonym terminie.

          Polubienie

    1. No ta przychodnia nie jest. Kiedyś była, ale po zmianach już nic nie funkcjonuje dobrze. Ja się w niej nigdy nie leczyłam, więc tylko znam sytuację ze słyszenia; moja LP jak chce zarejestrować chore dziecko do lekarza rodzinnego, to zawsze słyszy, że nie ma miesc…

      Polubienie

  3. Nie umialabym przyjac z powrotem do domu zdradzajacego chlopa, nawet gdybym byla niezaradna zyciowo. Jesliby zawiodl moje zaufanie, stracilabym do niego serce…
    Napisz potem, jak okulary, czy ok, czy „do poprawki”?
    Jedni nie chca szczepic, a ci, ktorzy chca, maja trudnosci. Jednak na pewno wszystko „sie wyprostuje” i Zoncia bedzie zaszczepiona.
    Z komputera wysylam komentarze bez problemu, nie musze sie kazdorazowo „meldowac”, ale z laptopa juz tak, za kazdym razem nazwa i adres mailowy:( U Laili tak samo (helo, Laila!).

    Polubienie

    1. Łomatkokochana, mialo byc nie laptop, a tablet, a poza tym wydawalo mi sie, ze komentarz nie odszedl i napisalam nizej raz jeszcze, tak wiec… sorry:-)

      Polubienie

      1. Nie szkodzi 🙂
        No właśnie, bo jak żyć bez zaufania pod jednym dachem? Nie wiem, co bym zrobiła, ale być z kimś tylko ze strachu przed nieporadzeniem sobie, bez uczucia jest dla mnie niewyobrażalne.
        Napiszę, podejrzewam, że mam źle dobrane oprawki, no ale zobaczymy.
        Nie rozumiem dlaczego każe Ci adres @, jak u mnie można być anonimem.

        Polubienie

  4. O Boże, ja jestem taką „ofiarą losu” godzącą się ze wszystkim i przepraszającą, że żyję. Walczę z tym czasem. Czasem próbuję zrozumieć przyczynę ale nie ma co się oszukiwać. Taka jestem. Pozdrawiam

    Polubienie

  5. Opadło mi wszystko, z cyckami włącznie. „Bo ludzie się cieszą…” I kto to mówi, do nagłej? Głupota na ten poziom już też dotarła…??? „Ludzie” również leczą się przez internet i biegają do znachorów. No dziwna ta Tuśka, że tego nie robi…
    Coraz częściej nie ogarniam tej rzeczywistości… 😦

    I smuci mnie, że patrzałki przeszkadzają póki co przy laptopie, bo przez to bardziej milcząca pewnie będziesz. 😦 Niech one się zachowują jak ludzie!

    Zaraz, czy ja właśnie wlazłam na podiuma? :O

    Polubienie

    1. Tuśka to się teraz zastanawia, dlaczego wcześniej stamtąd nie zwiała.
      Nie smutaj się, bo i tak 80% czasu na blogach ogarniam telefonem, gorzej z pocztą, ale tez daję radę. Zresztą coraz częściej bywają dni, kiedy nie odpalam kompa, chyba że chcę filmy oglądać albo zrobić przelew- to mus 😉
      Prawie Ci się udało z tym podiumem. Musisz poćwiczyć, bo trening czyni miszcza 😘

      Polubienie

  6. Zdradzajacego meza nie przyjelabym z powrotem do domu, nawet gdybym byla niezaradna zyciowo, bo trudno mi wybaczyc, jesli ktos zawiedzie moje zaufanie, szczegolnie tak bliska osoba.
    Popatrz, jakie to wszystko „pokrecone”, jedni nie chca szczepic, inni chca, a nie moga:( Na pewno wkrotce zaszczepicie Zoncie i bedzie ok.
    Napisz potem, jak okulary-ok czy „do poprawki”?
    Z komputera komentuje bez problemu, a na tablecie za kazdym razem musze wpisywac imie i adres mailowy, jak u Laili (helo, Laila!).
    Milego weekendu:-)

    Polubienie

  7. mam wrażenie, że od jakiegoś czasu robię za taką ofiarę choć jednak walczę, nie zgadzam się ze sprawami na które mam wpływ, często jednak dochodzę do ściany i tylko czas może coś pomóc, mam świadomość, że „ofiary losu” są irytujące,
    nasza Hanusia szczepiona planowo:)

    Polubienie

    1. Pewnie każda z nas bywa czasem ofiarą, niekoniecznie z własnej woli, a to różnica. Bo „prawdziwa ofiara” to typ, który jak jej się pali dom i sąsiedzi lecą z wiadrami, żeby gasić, to patrzy ze zdziwieniem i mówi, że nie trzeba było się trudzić…
      Brawo dla Hanusi, zuch dziewczynka i ma odpowiedzialnych rodziców.

      Polubione przez 1 osoba

  8. Nigdy nie byłam ofiarą losu i nie potrafiłabym nią być.
    Co, do okularów, to boję się, że będziesz musiała zrobić sobie drugie do czytania i pracy przy komputerze – ja mam takie z płynną ogniskową, do prowadzenia auta i chodzenia mam dwuogniskowe.

    Polubienie

    1. Super! Ofiara tak naprawdę najwięcej „krzywdy” robi sama sobie.
      Kurczę, no ja się w ogóle nie znam na tych ogniskowych. Ale już też myślałam, że zrobię sobie osobne do czytania. W telefonie bez problemu widzę, ale laptop to porażka, bo patrzę na wprost i dopiero jak podniosę okulary wyżej, to widzę dobrze.

      Polubienie

  9. Jakbys opisala moja kolezanke, ona jest wlasnie taka ofiara losu, ile ja sie namecze zeby ja chociaz troche naprawic, nic nie pracuje, ani prosby ani grozby, ale lubie ja i zal mi jej, jak jestesmy razem to mamy caly teatrzyk, z jej schodzeniem z drogi i z moim waleniem na ‚lalunie’ zapatrzona w ekranik telefonu.

    Polubienie

    1. Bo to najczęściej bardzo miłe osoby, wzbudzające chęć pomocy, opieki… Tylko czasem ręce opadają, bo faktycznie nic do nich nie dociera i za każdym razem a piać od nowa udowadnianie, że mimo ich starań, nie są „przezroczyści”.

      Polubienie

  10. Znam taką osobę. Między innymi została z mężem mimo, że wielokrotnie ją zdradzał, nie umiał utrzymać pracy, nie zajmował się dziećmi. To ona zawsze utrzymywała rodzinę. A mimo to, brak jej pewności siebie i wiary w to, że on wcale nie jest jej potrzebny.

    Polubienie

    1. Też znam taką osobę, która żadną mimozą nie jest, wręcz przeciwnie, lecz ze względów ekonomicznych nie decyduje się na rozstanie. Jedynie przynajmniej trzeźwo ocenia swoją sytuację i gdyby druga strona chciała odejść, to by nie zatrzymywała.

      Polubienie

  11. Tyle rzeczy nakupowałaś?! Weź mnie nie strasz, bo my też właśnie wybieramy się tylko po Tomka buty 😀
    Szczepień nie skomentuję. Po czyjej oni stoją stronie? 😛 😀 I kto tu jest dla kogo?
    Odczekaj 2 tygodnie, żeby nie było, i wtedy działaj z okularami. Jeśli dasz radę tyle wytrzymać w takim dyskomforcie.

    Polubienie

    1. I jak zakupy? Kto z Was bardziej zadowolony? 😜 u mnie często działa taki mechanizm, że najbardziej owocne zakupy robię przy okazji 😀
      Taki mam właśnie zamiar. Choć już lepiej mi się czyta, to jednak praca z laptopem to wciąż porażka.

      Polubienie

          1. Haha! Kupiłam szampon do włosów, ale w sumie dla ogółu. 😀 Zawsze coś…
            Mało tego, gdy ja ten szampon w pocie czoła wybierałam, Tomek zabrał Tamalugę na lody. Zero sprawiedliwości. No, zero.

            Polubienie

  12. A ja Cię pozdrawiam sobotnio-niedzielnie
    ale w temacie nic nie napiszę, bo śpiąca jestem okrutnie 😉
    (żeby nie było przeczytałam ze zrozumieniem, mimo iż „ciężkie powieki opadały mi na piersi „)
    Buziaki serdeczne, wiosenne posyłam :**

    Polubienie

  13. U nas w ośrodku ze szczepieniami dość nawet, za to z dodzwonieniem się na wizytę z chorym dzieckiem jest masakra. Najczęściej jadę z Mili o siódmej pociągiem, czekamy pół godziny pod przychodnią, zazwyczaj jesteśmy trzecie, czwarte w kolejce, pani doktor jest od ósmej, więc tak koło w pół do dziewiątej wchodzimy. Latem spoko, ale zimą… niefajnie :/ I tu mi się cieszy mordka do auta, którego jeszcze nie mam 😛

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do roksanna Anuluj pisanie odpowiedzi