Za potrzebą ;)…

Potrzeba mnie wygania z ciepłego, przytulnego łóżka, mimo nocy. Ciemność. Cisza. I już wiem, że jestem w domu, na wsi, u siebie. Jak inne są to noce niż w mieście. Inne też są poranki. Różnorodne. Niedzielne śniadanie spędziłam w towarzystwie… rudej…za oknem. Hasała sobie po drzewach, a ja zajadając śledzika na raz z kubkiem gorącej herbaty, obserwowałam jej zwinność. Widzisz cwaniarę, nawet Mysi się nie boi- mówię do OM, który właśnie wrócił ze śniadania od swojej mamy. Czuje się jak u siebie, wszak wyżerkę ma zapewnioną, często przychodzi- odpowiada i też zaczyna obserwować rudą.

Z Tuśką od rana jestem cały czas na telefonie, zdaje mi relacje, co tam u Mam. Piszemy na WA albo rozmawiamy. W planach mamy wyjazd do ŚM na obiad, a przy okazji zakupić prezent dla Pańcia na urodziny. I tu dociera do mnie, że nie wiem, co chciałby dostać. Trwają konsultacje, mam też telefon od Pańcia, a potem podczas rozmowy z Tuśką, ta mi zdaje relacje z rozmowy z synem.

Mamo, to wy jesteście moimi rodzicami i to na was spoczywa obowiązek urządzenia mi urodzin, więc czy nie możecie się dogadać ze wszystkimi co do prezentów i przestać do mnie wydzwaniać i mi przeszkadzać? A co ty synku robisz, że ci tak przeszkadzam? Ubieram się. Kazałaś mi się ładnie ubrać, a to wcale nie jest proste. Kurtyna.

OM miał też swój plan, więc najpierw zaciągnął mnie do salonu. W konkretnym celu. Czując pismo nosem, wybrałam sobie już kolor wcześniej. Jak ma być hybryda, to niech będzie czerwona, a raczej bordowa z czarnym. Piękny lakier. Żadne tam szarości. Czuję nić porozumienia ze sprzedawcą, który z błyskiem w oku zachwala wybór, uważając, że wybrałam najładniejszy zestaw kolorów, szczególnie że siedziska są jasne. Pyta się nas o pozostałe opcje, więc mówię, że niewiele potrzebuję, ale dwie rzeczy muszą być spełnione. Odnośnie lusterek kiwa głową ze zrozumieniem. Ha! I już wiadomo, że musi być to wersja selection. Panowie ustalają, jak się będą kontaktować w sprawie konkretnej już oferty i opuszczamy salon.

Jedziemy do Centrum Handlowego, bo tak będzie szybciej, żeby coś zjeść i kupić prezent. Handlowa niedziela, wszystkie miejsca na 3 poziomowym parkingu zajęte, więc musimy chwilę poczekać. Trochę mnie to przeraża, bo oczami już widzę te dzikie tłumy, ale jestem z OM i na dodatek głód już mi zaczął doskwierać. Kierujemy się prosto do restauracji, tu też chwilę trzeba poczekać na wolny stolik, więc zostawiam OM i lecę do Empiku. Dzielnie omijam stoiska z nowościami, top listami, choć kusi, aby się zatrzymać i coś wybrać dla siebie, ale wizualizacja pięciu książek czekających w kolejce do przeczytania na nocnym stoliku i dwóch zostawionych w DM jakoś mnie od tej pokusy powstrzymuje, więc szybko kieruję się na koniec sklepu, gdzie są gry planszowe i książki dla dzieci. Z grą poszło dość szybko, gorzej z wyborem lektury, bo chciałam wybrać taką, która nie sprawiłaby Pańciowi trudności w samodzielnym czytaniu.

W drodze powrotnej jedziemy przez Miasteczko i zabieramy Ciocię. Mama OM miała kryzys, ale nie zdrowotny, coś jej się ubzdurało i OM nie wiedział, jak zareaguje na jego widok, a opiekę musi mieć zapewnioną. W południe była Rodzinna z wizytą i zdała mu relację telefoniczną, będąc sama w lekkim szoku, jakimi słowami Mama zareagowała, na propozycję zabrania jej na kilka dni do siebie. Mówię do OM, który głośno zastanawiał się  co skłoniło Mamę do takich słów, że opowiada jej o wszystkim, więc pewną wiedzę przetworzyła sobie na własny użytek. OM zaprzecza, ale Ciocia potwierdza. Mózg człowieka z demencją funkcjonuje inaczej, trzeba uważać, co się mówi do takiej osoby, bo nie wiadomo, co się ulęgnie w głowie.

Telefon od Tuśki, wracającej z całą rodzinką z DM, zastaje nas w momencie wjazdu na posesję, więc zostajemy w aucie i rozmawiamy na głośno mówiącym. Zdają relacje z pobytu u babci, więc wiem, że oprócz nich była też Ciocia z Wujkiem, Dziecka Młodsze i Tata. Niewielkie mieszkanie wypełnione po brzegi… Oni je opuścili ostatni i właśnie wracają do domu. Nie dzwonię do Mam, bo domyślam się, że pewnie zasnęła. Zmęczona. Po dwóch godzinach dzwoni Mam. Opowiada o Zońci i Pańciu, jacy są wspaniali. I że wszyscy byli w jednym czasie, więc to trochę męczące, ale są tacy kochani i… tak trzeba…

Spędziliśmy niedzielę razem, we dwójkę, ostatnio rzadko się to zdarza. Nie udało się też zupełnie odciąć od bieżących problemów, ale nie ma też takiej potrzeby, bo jesteśmy rodziną, która w każdej chwili, w każdym momencie się wspiera i reaguje… Bo tak trzeba…

 

 

38 myśli na temat “Za potrzebą ;)…

  1. I jak zwykle zachwyca i wzrusza mnie treść i forma
    Uwielbiam Cię czytać ……a ! już pisałam …….wielokrotnie ?!
    wiem, wiem
    nie mogę się powstrzymać ;)))
    Buziaki :*****
    i pierwsza ::pp

    Polubienie

  2. Ja tez nie mogę się powstrzymać… piszesz tak, że czuję jakbym tam była… prawie wybierałam kolor … i
    ” buszowalam ” po empiku. Nawet głód poczułam…
    Pisz książkę… Buziaki ❤

    Polubienie

        1. Mam problem z podpinaniem😭
          Zamówiłam takie dziewczyńskie lekkie książki ( Puzyńska, Mirek, Wilczyńska i jeszcze dwie nieznane ). Oj tylko 5 😁😁😁 To tak A konto obiecanych podwyżek dla nauczycieli ( na razie ani widu , ani słychu, ale książki mi humor poprawią)😁😁😁

          Polubienie

          1. Znam serię o Lipowie, pozostałe panie nie. Ja się teraz zabieram za sekretny dziennik młodego lekarza „ Będzie bolało”- podobno napisana z humorem, ale że dotyczy brytyjskiej służby zdrowia, to „może pozostawić blizny!!” 😉

            Polubienie

            1. Czytałam , myślę że prawdziwa, lekko napisana , sama się czyta 😉
              Praca polskiego rezydenta zupełnie na podobnych zasadach, choć trzeba zauważyć , że jednak bardziej
              nadzorowana, specjalista zwykle jest dostępny choćby telefonicznie i nie ma opcji , że w podbramkowej sytuacji nie ma kogo zapytać. Zresztą w specjalizacjach zabiegowych specjalista musi być na oddziale,
              tzn fizycznie osiągalny. Tak przynajmniej jest w moim DM.
              Pozdrawiam i donoszę , że przez chwilę widziałam dzisiaj słońce 😉

              Polubienie

              1. Zaczęłam czytać, ale Tuśka zaprosiła na kawę, czytaj- przyjdź zająć się Zoñcią, bo muszę skończyć tort i zrobić urodzinowy obiad. Potem pojawiły się Dziecka Młodsze, nieoczekiwanie przyszło mi pakować walizkę jeszcze nierozpakowaną, w międzyczasie świętowanie urodzin Pańcia- osobiście przywiozłam kawałek tortu pradziadkom. Książkę wzięłam ze sobą…
                Córka Rodzinnej zaraz po studiach rozpoczęła pracę w angielskim szpitalu, więc blade pojęcie mam, jak to tam wygląda, ale zobaczę po lekturze czy aby na pewno 😉

                Polubienie

  3. To zabrzmi śmiesznie,ale czytając opis poranku na wsi przez chwilę stanął mi obraz chatki mojej śp.prababki Staszki, cisza, spokój, dookoła lasy… Ech….Nie ma prababki Staszki, nie ma chatki…Tyle to już lat… Boże, o czym ja Ci piszę!!! To raczej tematy na kozetkę psychologa! 🙂 Ale lubię wieś… Wiesz, zazdroszczę Ci że masz taką wspierająca się rodzinę,ale i bardzo się cieszę że ja masz… Wybacz mi ten komentarz, ale przez parę dni żarłem leki przeciwbólowe i może mnie jeszcze trzymać 🙂 Spokojnego i uśmiechniętego tygodnia 🙂

    Polubienie

    1. Mnie ten Twój komentarz zwyczajnie wzruszył, bo fajnie jak słowa wywołują wspomnienia. I nie mam nic do wybaczania, bo choć może jako kozetka nie bardzo byłabym przydatna 😉, ale wysłuchać zawsze mogę.
      I w końcu zrób porządek z tym bólem! No! Bo jak czytam to i mnie zaczyna boleć paszczęka 😉
      Wzajemnie 🙂

      Polubione przez 1 osoba

          1. Jest,choć kosztuje sporo cierpienia. Miałem trzy nieprzespane noce i kupę leków przeciwbólowych w pysku ale to przetrwałem 🙂 🙂 A gdybym miał rozum wystarczyło by pójść do dentysty, pocierpieć z godzinkę i było by po sprawie 🙂 🙂

            Polubienie

  4. Ależ te dziecka są zabawne:))))

    Taka rodzina to skarb. Moja koleżanka nie powiedziała swojej mamie koło 80 że choruje na raka. Piersi. Koleżanka. Nie mama. Trochę ja nawet rozumiem. Jakbym mogła bym ukryła to przed tatą.

    Polubienie

    1. I logiczne 😉

      Też rozumiem. Tak wiele zależy od okoliczności i własnego nastawienia, od rokowań… Może kiedyś zbiorę się w sobie i napiszę o własnych decyzjach w zakresie informowania bądź nie, choćby dzieci.

      Polubienie

  5. Roksanno, dobrze, że mieliście z Mężem chwilę dla siebie, to Ci już było bardzo potrzebne, poczułaś się zaopiekowana…. Komentarz Pańcia wymiata…:-) 🙂 🙂 ***

    Polubienie

    1. Książki dla się wolę jednak kupować w necie, wygodniej i taniej. Ale gdy już się jest i tytuły wchodzą w oczy… Głodna byłam, więc buszowanie ograniczyłam tylko do pozycji, po które przyszłam 😉

      Polubienie

  6. Tak plastycznie piszesz, że widziałam rudą, a po empiku szłam razem z Tobą.

    Fajnie jest spędzić niedzielę we dwoje. Bardzo to z mężem lubimy.

    Mój Najmłodszy (lipcowy) też już zaczyna czytać. Takie to wzruszające…

    Buziaki!😘😘😘

    Polubienie

    1. I budzi wspomnienia. Pamiętam Miśka siedzącego przy stole w kuchni (inny stół w innym miejscu) jak literował moje imię i wyszło mu mama 😀 Czytać się nauczył na tygodniku Kaczor Donald- jeszcze mam cały zbiór gigantów.

      Polubienie

  7. Czytam z nieustającym zachwytem dla Twojej lekkości pisania a przy tym czytania Cię.Nie jestem taka subtelna jak moje poprzedniczki , komentatorki,jak powiedziałaś A to powiedz B na czym to będzie ta hybryda, bo zżera mnie ciekawość i zazdraszczam , nie rudej bo mam swoją , nie empiku bo mogę w każdej chwili wejść i w miarę rozsądku dokonać zakupu, a jak braknie zasobów to truchtam do biblioteki, resztę też mam w miarę potrzeb, ale autka zazdraszczam , bo na to już na pewno nie będę mogła sobie pozwolić /emeryturka, bo żeby chociaż emerytura/ wczoraj ledwo wyskrobałam na nowe opony i cieszę się że za 3 dni będę niezależna transportowo .A tak naprawdę to zawsze jak otwieram komputer to pierwsze sprawdzam czy jest u Ciebie nowy wpis , czytam z przyjemnością .Pozdrawiam Krystyna -C’est la vie.

    Polubienie

    1. Nie wymieniałabym Julka, bo mi się nim dobrze jeździ i wciąż jest nowym autem, a jeśli już, to myślałam, że na Julka w automacie. I taki był zamysł, tyle że w automacie mają gorsze silniki. I OM podsuwał mi różne marki do wyboru. W końcu padło na C-HR, jak tylko wsiadłam do niej, to przechrzciłam na Ceśkę😆, ale szczerze mówiąc, trochę jestem zaskoczona tempem, bo wymiana miała być dopiero latem. Ale tu decyduje OM, bo auto na firmę (aktualnie to jego jest prywatne), no a ja mam osobiste obiekcje… różne. Bo tak naprawdę jeżdżę 1/10 tego, co jeździłam.
      Cieszę się, że mam w Tobie wierną czytelniczkę 💕😘
      Serdecznosci 🙂

      Polubienie

      1. Od kiedy jestem na emeryturze /12Lat/ to jeżdżę bardzo mało ,lekarz, zakupy,kiedy pracowałam ,a wyprowadziłam się na wieś 8 lat przed emeryturą, to do pracy musiałam dojeżdżać 30 km w jedną stronę
        to wtedy musiałam mieć w miarę sprawny i wygodny samochód, ale i tak korki ,które musiałam pokonać,a zawsze były w tą stronę gdzie ja jechałam,pokonały mnie i chcąc czy nie zdecydowałam się na wcześniejszą emeryturę-ostatni rocznik , który obejmowała stara ustawa.Teraz wystarcza mi to co mam,byle się nie psuł .Życzę miłej współpracy z Cześką.Lubię czytać tych ,którzy ładniej niż ja ubierają naszą rzeczywistość w piękne słowa i uczę się.Powodzenia

        Polubienie

        1. Codzienne dojazdy w godzinach szczytu, to udręka. Ja mogłam sobie zazwyczaj tak pracę organizować, że te godziny omijałam, no i nie musiałam dzień w dzień. Za to wszędzie autem, czy to do przedszkola, czy pozźniej do szkoły i na zajęcia dodatkowe, czasem kilka razy dziennie woziło się dzieci. Bez auta na wsi nie wyobrażam sobie życia, zresztą to był jedyny warunek mojej wyprowadzki z miasta. No to mąż kupił żuka ( za weselną kasę) bo się przydał od razu na budowę 😆
          Uściski 🙂

          Polubienie

  8. No to tak:
    Wczoraj wreszcie usiadłam, po całym męczącym dniu, i zaczęłam czytać ten post. Ale nie byłam w stanie zostawić komentarza, bo cała treść mi umknęła, nie mogłam się skupić ani trochę, chociaż bardzo się starałam. Otóż, w twoim 7 zdaniu pada „a ja zajadając śledzika”… i koniec. Próbowałam na wszystkie sposoby wyrzucić z głowy obraz tłustego pysznego śledzika, ale ślina kapała mi po brodzie i już wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Doprowadziłaś mnie do stanu, w którym bliska byłam założenia kurtki na piżamę i udania się do pobliskiego Społem. Jakimś cudem się powstrzymałam, bo było po 23. O tej godzinie to tylko po wódę ludzie przychodzą. Chyba już nawet po tę wódę byłby mniejszy wstyd niż po śledzika… Dobra, już cicho o tym.
    Nie będę się powtarzać, o twojej rodzinie i bliskości, bo – wiadomo.
    Powiem tylko, że Pancia przemyślenia mnie rozwaliły. Uwielbiam go!

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do ajda nie Wajda Anuluj pisanie odpowiedzi