Spowiedź, czyli tekst o wątpliwościach…

Trwają święta. (Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim za życzenia:*) Tegoroczne charakteryzują się tym, że OM jest w domu. Nie pracuje, no może oprócz krótkich nocnych wyjazdów. I Pańcio od wigilii jest u nas, nie chodzi do przedszkola, za to codziennie uczestniczy w służbie bożej w cerkwi. (Przypominam, że choć Tuśka brała ślub w cerkwi prawosławnej, to Pańcio chrzczony był w kościele- jak widzicie, my nie mamy z tym żadnego problemu). Ja niestety okupuję łóżko i nawet byłoby to przyjemne, gdyż nic nie muszę robić tylko się pocić i jestem obsługiwana przez dwóch dżentelmenów, to jednak się stresuję, bo piątek tuż, tuż… Tak, mam plan B, a nawet C, ale wolałabym, żeby to jednak plan A wypalił. Pogoda też nie sprzyja: leje, leje, leje… No atmosfera przygnębiająca.

W cerkwi prawosławnej spowiedź wygląda zupełnie inaczej niż w KK. (Nie jest taka sformalizowana, a ksiądz nie występuje w charakterze sędziego). Nikt nie musi (chyba że ma taką ochotę) szeptać księdzu na ucho swoje grzechy. Wszyscy grzeszymy podobnie, a księdza nie obchodzi, że Zośka Kryśkę nazwała zołzą i pokazała jej język, a nie Ance. Wystarczy, że żałuje. Kiedy komuś się zdarzy grzech cięższy niż te powszechne, to zna drogę… Wiecie, że w cerkwi prawosławnej i grekokatolickiej małe dzieci mogą przyjąć komunię świętą przed pierwszą komunią, która tak naprawdę jest pierwszą spowiedzią. Jak widać, cerkiew uznaje, że małe dzieci nie grzeszą. Bardzo mi się to podoba. Już nie wspomnę o tym, że nasz ksiądz ma żonę i trójkę dzieci, więc nie są mu obce grzechy powszednie ;p

To tak przy okazji, bo tekst miał być o czymś innym. Ale trawi mnie gorączka, to i piszę jak w malignie…

Wątpliwości, kto ich w życiu nie miał, nie ma, nie będzie miał? Nikt. Życie się z nich składa, bo musimy wciąż podejmować jakieś decyzje. Jakiekolwiek sobie zdanie  wrobiliście o mnie, to uwierzcie, że i ja je mam. Nieustannie. Szczególnie kiedy decyzje dotyczą życia i śmierci.

Ostatnio wdałam się w dyskusję (może powinnam trzymać palce na wodzy) na temat olaparibu- leku, który od dwóch lat karnie łykam. Mianowicie, wyraziłam swoje zdanie, że nie zdecydowałabym się brać ten lek podczas pierwszej remisji. Czyli jest diagnoza, potem operacja, leczenie i… po leczeniu piguły. Moja remisja trwała prawie sześć lat i pewnie ten fakt ma wpływ na moje dzisiejsze zdanie. Jak to, iż po leczeniu, ani laparoskopia, ani kolejne Pety nie wykazywały komórek. Nie trułabym się pigułami, nawet jeśli miałabym taką możliwość. Dlaczego? Bo program, w którym uczestniczę, nakazuje mi co 12 tygodni robić TK. Jak słyszą to lekarze innych profesji, to włos im się na głowie jeży. Mam tego świadomość. Inaczej się podejmuje taką decyzję, jeśli jest ona po wznowie wznowy, która była w krótkim czasie, bo po niecałym roku od zakończenia leczenia. To był sygnał, że skorupiak się uodpornił. Dziś nie wiem, czy w lutowym TK, lekarz odkryje, że moje guzki w płucach urosły i są karcynogenne i wyrosły z pierwotnego gada, czy może to jest przerzut albo nie wiadomo co- jeszcze. Bo wciąż są zbyt małe. Oby. Dziś nie wiem, czy bez brania piguł przeżyłabym te dwa lata bez kolejnej wznowy. Nikt tego nie wie. Byłam po hajpeku i leczeniu dożylnym. Być może tak, a może nie. W końcu znam osobę, która miała wznowę po półtora roku od hajpeka i przeszła go jeszcze raz. Wiem jedno, że jakiekolwiek nie byłyby moje decyzje- dobre czy złe- to doprowadziły do tego, że od diagnozy minęło już 10 lat, a ja wciąż żyje. I tego będę się trzymać. Wątpliwości, które się pojawiają, bo nie jestem bezmyślną i bezwolną istotą, trzymam w ryzach. Nie ma sensu tego roztrząsać. Dopóki nie muszę podejmować kolejnych decyzji.

Kiedy od samego początku nie ma możliwości wyleczenia się z gada i całe leczenie skupia się na tym, by jak najdłużej wydłużyć pacjentowi życie, to stosowanie leków, terapii ma znaczenie. Ich kolejność. Każda chemia ma skutki uboczne, prześwietlenia również. Olaparib zdecydowałabym się łykać bez wznowy, gdyby remisja nie była całkowita, czyli byłyby widoczne zmiany i trzeba byłoby utrzymać je w ryzach. Ale! Nie kwestionuję innych wyborów, decyzji lekarzy, bo każdy pacjent jest indywidualny w swojej chorobie. Ja tylko przedstawiam swoją filozofię i drogę, jaką przechodzę ze skorupiakiem. Pewnie za kilka lat ten lek będzie refundowany w każdej fazie choroby. I tak powinno być. Bo decyzja, kiedy go zastosować powinna należeć do lekarza i pacjenta, a nie schematu. I powinien zniknąć absurdalny przymus robienia tak częstego TK… żeby ten lek dostać.

Nie napisałam tego, żeby uzyskać od Was zapewnienia o popełnieniu przeze mnie słusznych decyzji. I jaka to ja jestem dzielna, mądra i odważna. Napisałam (pewnie nie do końca zrozumiale -jak to ja), że nie jest to wszystko takie proste, jakby się mogło wydawać. Po prostu. I że ja terapie chemiczne łykam jak landrynki, nie zdając sobie sprawy z ryzyka i zagrożenia. Zdaje. I podejmuję ryzyko.

A teraz to ja się wsłuchuję w chichranie, które dochodzi z dołu- Zońci i Pańcia. Zachowując bezpieczną odległość,  przywitałam się z naszą Księżniczką, bo w czwartek ma szczepienie i musi być zdrowa, a babcie zżera jakaś cholera, co to odczepić się nie chce 😉 Ale żal mi serce ściska, bo sam jej widok powoduje, że się raduję, a tu muszę leżeć w łóżku.

 

35 myśli na temat “Spowiedź, czyli tekst o wątpliwościach…

  1. Przepraszam, że Cię nie posłucham i napiszę: jesteś DZIELNA, MĄDRA I ODWAŻNA. Tulę Cię i oby ” zaraza” poszła precz ❤
    Mnie dziś też coś ( szkoda, że nie ktoś 😁) rozbiera. Pogoda do kitu i wirusy szaleją. W szkole dzieciaki kichają i prychają i nauczycieli zarażają. Spokojnego i zdrowego świętowania. Bardzo podoba mi się Wasz ekumenizm 😍

    Polubienie

    1. Nie zazdroszczę. Trzymaj się zdrowo! I nie daj się wirusom, niech Cię rozbiera ktoś a nie coś, no!
      Jutro ostatni dzień, chciałabym też, żeby okazał się bardziej zdrowy.
      Dzięki❤️💕😘

      Polubienie

  2. Kochana, dla mnie jesteś Super Człowiekiem, Super Kobietą ( kolejność dowolna ). Nigdy w życiu nie śmiałabym oceniać Twojego postępowania w kwestii leczenia. Za głupia na to jestem, nie znam się i nie wszystko rozumiem. Ale napiszę jeszcze: po prostu Cię podziwiam.

    Polubienie

  3. Lubię ten branżowy język
    Hajpek;)

    Mój katolicki ksiądz też tak spowiada, że znajome katotaliby dostają zawału i próbują mi wmówić że to nie ważne spowiedź
    A byłaby bardziej ważna jakbym poszła to Głodzie np??
    Szczerze wątpię
    Nawet na łożu śmierci nie chciałabym mieć za spowiednika kogoś tak jawnie sprzeniewiarzajacego się mojej wierze

    Polubienie

  4. Ja również Ciebie nie posłucham i powiem, że jesteś fantastyczną osobą, Matką, Żoną, Córką i Babcią. Jakbyś taka nie była, to noe garnęli by się do Ciebie ludzie. 😘😘😘 Zdrowiej szybko, bo piątek w pobliżu…😆😆😆😆

    Polubienie

    1. Powinnam już być w DM…

      Właśnie to trawię…
      Wszyscy mi każą zostać w domu, przed chwilą nawet Mam dzwoniła, że da radę z Miśkiem..
      A mnie szlag trafia na tę niemoc, dawno mi tak źle nie było…

      I dziękuję.

      Polubienie

        1. Dzięki kochana.
          Dzwoni Tata i zaraz po telefonie chcę jechać tak jak stoję, a raczej leżę. Potem dzwoni Mam i tonuje wszystko, a ja muszę wypośrodkować to, co mi przekazują… Powinnam być z nimi…

          Polubienie

          1. Wiem, że ciężko Ci nie jechać z Mam, ale Ty też musisz się trochę podleczyć, co byś nie załapała zapalenia płuc i wtedy, byś naprawdę nic nie mogła. Przytulam***

            Polubienie

  5. Nie jestem dobra w podejmowaniu jakichkolwiek decyzji, w sprawie zdrowia zdaje sie zupelnie na lekarzy, ufam im ze podejmuja sluszne decyzje, a poniewaz mam kilka powaznych chorob, musza sie wspolnie naradzac, brac pod uwage kazda chorobe ktora ogranicza moja kondycje, zawsze tez wszystko mi wyjasniaja.

    Polubienie

    1. U nas komunikacja lekarz- pacjent niekoniecznie się sprawdza. Ubolewam nad tym.Choc akurat w ZCO na chemioterapii jest dobrze, ale w mojej klinice na oddziale już tak nie jest. To bardzo denerwuje pacjentów i tak już przerażonych swoją sytuacją.
      Zaufanie to podstawa w leczeniu. Ja je mam do swoich lekarzy, bo te wątpliwości nie dotyczą ich postępowania wobec mojego leczenia.

      Polubienie

  6. Kiedy mój sąsiad zaczął leczył się zastrzykami z vit.c , byłam oburzona , /ale nie na niego tylko na tego lekarza,który mu to zapisywał i brał duże pieniądze/ spytałam się jego żony czy jemu to pomaga odpowiedziała ,że on twierdzi ,że tak, nie chce już więcej brać chemii,naświetlań czy hajpeka, chociaż ona była temu przeciwna.Sąsiad był całkowicie świadomy swojej decyzji.Oczywiście nic nie pomogło ,ale to był jego świadomy wybór.Roksano Ty wybrałaś leczenie ,w tej chwili kiedy jesteś zaziębiona ,osłabiona temperaturą przychodzą wątpliwości, ale jak sama napisałaś przeżyłaś 10 lat ,jesteś dzielną mądrą babeczką ,pamiętaj po burzy przychodzi słońce i Twoje samopoczucie ,z pomocą Zońci ,Pańcia i całej reszty ,wróci na na normalne tory. Dobrze że wyrzuciłaś to z siebie.
    Krystyna

    Polubienie

    1. Wątpliwości były już wcześniej, ale nigdy natury czy leczyć się konwencjonalnie, czy oddać się w ręce tych, co to stusują terapie alternatywne. Bo dla mnie leczenie chorób nowotworowych jest ścisle powiązane z medycyną akademicką. Być może kiedyś podejmę decyzję o zakończeniu leczenia, ale ta decyzja nie będzie spowodowana wiarą w to, że ktoś/coś mnie wyleczy zamiast… a raczej uznaniem bezsensowności uciążliwej terapii, bo kiedyś te terapie przestaną być skuteczne.
      Chciałam tylko pokazać, że każdy etap chorowania jest inny i wymaga coraz trudniejszych decyzji. Dlatego naturalną rzeczą są wątpliwości.
      Dziękuję.

      Polubienie

  7. A no leje, i leje, i na koniec się nie zanosi. Przynajmniej do końca tygodnia. Ale reszta kraju zasypana, już nie wiem co lepsze. Nadal oglądam telewizyjne obrazki, nie mogąc uwierzyć, że to Polska własnie. U nas śnieg pojawia się w miejskich legendach 😀
    Mnie też idea spowiedzi nie odpowiada, zastanawiam się czy komukolwiek.
    Cóż, moja droga, resztę wpisu słabo ogarniam i nie tyle wynika to z twojej gorączkowej maligny, ile z mojej niewiedzy w temacie. Ale staram się jak mogę.

    Polubienie

  8. Wątpliwości… Mam je tak, jak wąż ogon, czyli wyłącznie, ale wyrzucam je z mózgu w miarę możliwości. 😀
    Ważne decyzje życiowe podejmuję (przeważnie) błyskawicznie wręcz – życie mnie nauczyło, że za dużo czasu poświęcanego wątpliwościom działa na moją szkodę, niestety – wtedy podejmowane decyzje okazują się po jakimś czasie „nie takie”. Gwiazdki dowodem, nie?
    A jak decyduję zamykając oczy i pikując głową w dół, to potem jest (względnie) dobrze. 😀 A że łapy się trzęsą jak głupie w momencie podejmowania decyzji, no to już koszt własny… Trzęsły mi się przed operacją (parę godzin na decyzję), przed wyprowadzką (takoż)… Trzeba ufać instynktowi, skoro on się sprawdził, a wątpliwości nie. 🙂 Niby wątpliwości można mieć również póżniej, ale wtedy pojawia się pytanie praktyczne – co to da? Mleko się rozlało, i cześć, teraz szkoda czasu na myślenie, lepiej szykować się na stawianie czoła skutkom.
    Natomiast przy decyzjach mniejszej wagi… o matko, wątpliwości tyle, że odwlekam, ile mogę. Albo zwalam na kogoś (biedny ten mój mąż 😀 ).
    A aktualnie stawiam czoła egzaminom – ustny był dziś, wszelkie pisemne jutro. A wyniki w ciągu tygodnia, więc ten… łapy się trochę trzęsą, ale będzie dobrze, c’nie? 🙂 Z drugim problemem też właśnie zrobiłam, co mogłam, pozostaje tylko czekanie na efekty. Nie lubię, ale cóż…
    W każdym razie jeden kciuk mi się chwilowo zwolnił, więc trzymam go teraz za Twoją Mam. Z hasłem „musi być dobrze, i tyle”. ❤

    Polubienie

    1. Dobrze doczytać do końca, bo ledwo co zaczęłam to cała byłam pytaniem: co z egzaminem??? To ja trzymam jeszcze jutro a potem zaklinam, coby sprawdzający odpowiednią postawili notę. Choć ja wierzę w egzaminowaną, no!
      No z gwiazdkami się hmm… spóźniłaś ewidentnie… A „I co to da” jest mi bliskie.
      Trzymaj.
      Ściskam ❤️💕😘

      Polubienie

  9. Doskonale Cię rozumiem. Ja niestety jak i stety swój stan zawdzięczam przede wszystkim lekarzom. To taki paradoks, że ratując mi życie jednocześnie rujnowali mi możliwości do poprawy zdrowia. Był taki moment, że mogli wysłać mnie na reoperację ale krzyczeli – tego się nie robi, to my jesteśmy lekarzami, wiemy lepiej. Nic tak nie pokazuje racji i jej braku jak perspektywa. W efekcie ich decyzji mój stan pogorszył się na tyle, że kilka miesięcy później i tak drugą operację musiałam mieć ale już bardziej dramatycznie bo w ostatniej chwili, o wiele cięższą i zmieniającą całe moje życie po niej. Panowie profesorowie, który wtedy się mną zajęli nie umieli zrozumieć decyzji tych wcześniejszych lekarzy nazywając ją decyzją skazującą mnie na śmierć. Z pełną świadomością również łykam piguły i oczywiście, nierefundowane. Z pełną świadomością, że tylko dzięki nim jeszcze żyję. Piguł łykam garście i jako ciekawostka przykładowa. Opakowanie tego samego leku w ilości 24 szt i 114 szt jest refundowane a opakowanie 48 szt już nie. Od 16 lat ” powinnam” już nie żyć ale żyję choć to nie jest łatwe życie. Może na przekór a może po porostu mam silną wolę życia. Każdy lekarz czytający historię mojej choroby nie wierzy w to co czyta. Patrząc na mnie nie wierzy już wcale. Tak więc Kochana największa siła tkwi w nas. Ja mam dziecko na wychowaniu a Ty masz te swoje Skarby urocze. Trzeba się ”trzymać”.
    Przepraszam, że tak emocjonalnie i chaotycznie podeszłam do tematu. Pozdrowionka

    Polubienie

    1. To prawda, z perspektywy widać najlepiej. To okrutne, gdy trafi się na lekarzy, którzy leczą tylko schematycznie, i na dodatek popełniają błędy. Żeby się jeszcze na tych błędach uczyli, tak jak mój Doktor od hajpeka. Po powikłaniach u Graszki, wiem co najmniej o dwóch pacjentkach, którym odmówił operacji, mimo iż otworzył brzuch. Czasem obraz TK jest mylny i to co się zastanie zaskakuje. Ale Graszka była dopiero jego trzecią pacjentką, wtedy zaryzykował. Graszka i tak nie miała szans na pokonanie choroby, z hajpekiem miała większe szanse na wydłużenie życia, ale może te pół roku, które jeszcze żyła, przeżyłaby w innej jakości… To właściwie nawet trudno nazwać błędem lekarza, bo nie popełnił żadnego z punktu widzenia medycznego.
      Dziękuję Ci za ten komentarz. Niektórym się wydaje, że my pacjenci z chorobami przewlekłymi traktujemy lekarzy jak bogów. Nic mylnego. Mając swoich już niestety śp. zaprzyjaźnionych Profesorów, zawsze byłam wysyłana na konsultację, żebym mogła podjąć dobrą decyzję. Również ryzykowałam, ale mając do stracenia tylko życie, byłam właściwie pod ścianą. Zaufałam i wygrałam przedłużenie jego, tego jestem pewna.
      Bardzo jest mi bliskie Twoje podejście.
      Serdecznosci.

      Polubienie

      1. Przez tyle lat trafiałam na bardzo różnych lekarzy. Czasem też wspaniałych i mających odpowiednią ilość pokory wobec życia. Jednym takim był Profesor Bochenek, który przeprowadził moją ostatnią operację. I tu nie oprę się by coś opowiedzieć. Sytuacja była bardzo trudna i szanse dość niewielkie ale podjął się, jak widać z powodzeniem. Gdy po ponad miesiącu od operacji pojechałam na kontrolę wyciągnęłam moje papiery by mu się przypomnieć. Nie rzucił nawet na nie okiem i sam mówi – ja wiem, ja pani robiłem to i to. Zdziwiona zapytałam – skąd taka pamięć wobec takiej ilości pacjentów jakich ma. A On mi na to – ależ proszę pani ja trzymałem w rękach pani serce a tego się nie zapomina. Już miałam miękko w kolanach.

        Polubienie

        1. Ależ to piękna historia i piękny człowiek. To szczęście jak trafiamy na ludzkich lekarzy, dużo łatwiej wtedy się choruje i podejmuje trudne decyzje. Miałam taką sytuację, że to jakim jest mój lekarz człowiekiem do pacjenta, m.in. zdecydowało o podjęciu decyzji o rekonstrukcji.
          Mieć świadomość, że mimo trudnej sytuacji jest się w odpowiednich rękac, to luksus.

          Polubienie

  10. jak tak czytam to myślę, że ta sama „swołocz” trawi nas,od krańca do krańca Polski i nie tylko. Siostra z Londynu pytała mnie kilka dni temu, że co to, że kaszel, katar, ból „gnatów”, stany podgorączkowe i nieludzkie poty? Tak, że dotarło i tam.
    U nas śnieg dosypuje równo. A co do tej spowiedzi, to jakoś nie mam problemu. Przekonałam się tylko, że grzechy chyba też są poprzypinane do wieku i w zależności od wieku…wypada lub nie wypada.
    W piątek poproszę mojego „osobistego” Boga, by czuwał nad Mam.

    Polubienie

    1. Ja już nie wiem. Dojrzałam do skonsultowania z Rodzinną, bo dziś po całym dniu praktycznie bez temp. (37,1) teraz mi skoczyło do 38, 3 to za długo trwa! Na swoje usprawiedliwienie mam, że wzdrygnąłem się na jazdę w taka pogodę 50km w jedną stronę, ale chyba muszę się przemóc.
      Dziękuję Sofi. Każde wsparcie jest dla mnie cenne. Mam bliskich, nie jestem sama, ale ile razy wejdę na blog i czytam komentarze, to się wzruszam. I dziękuję, że jesteście.
      Zdrowiej!
      Usciski😘

      Polubienie

  11. Ty sobie możesz nie życzyć, a ja i tak napiszę, że jesteś i mądra, i niezwykle dzielna, rozważna i odważna. I utalentowana! Jesteś też cudowną optymistką i niezwykle dobrym i ciepłym CZŁOWIEKIEM. Każdy, kto Cię zna, jest szczęściarzem, bo znajomość z Tobą niezwykle ubogaca. 💕💕💕
    Ciebie można tylko kochać i podziwiać!😘😘😘

    Do jednych lekarzy jakoś intuicyjnie mam zaufanie, do innych nie.Ta intuicja lata całe temu raz uchroniła mnie przed kalectwem, a raz być może przed skorupiakiem. Decyzję za każdym razem podejmowałam błyskawicznie, choć tak naprawdę nie miałam ku temu żadnych racjonalnych przesłanek. Dziś jestem w miarę sprawna i w miarę zdrowa. A najważniejsze, że chodzę!

    Serdeczności przesyłam i wysyłam wszelkie moce, które pogonią te Twoje wirusy i bakterie na cztery wiatry!
    Ściskam Cię mocno!😘

    Polubienie

    1. Wydrukuję to sobie!!! 😉
      Znam takich co by polemizowali, nawet ja sama, ale to taki czas, że jest mi źle, więc każdą taką słodycz przyjmuję na klatę. Z wdzięcznością.

      Intuicja jest bardzo ważna, dobrze jej czasem zaufać. A gdy jeszcze trafi się na lekarza, który nam uwierzy – tak jak moja p. Doktor po dobrym TK wysłała mnie na PET z powodu mojej intuicji- to można zapobiec niepożądanych konsekwencji.

      Dziękuję❤️💕
      Usciski 😘😘😘

      Polubienie

  12. U spowiedzi nie bylem naście lat i powiem szczerze ze nie czuję takiej potrzeby… Rozgrzeszenie od kogoś kto jest takim samym grzesznikiem jak ja ma dla mnie niewielki sens… Spowiadam się Bogu a nie księdzu… Odnośnie leczenia, to nie mnie to oceniać, nie znam się na tym, a przynajmniej nie tak jak Ty i w Twojej skórze nie jestem, ale wiesz że zawsze serduchem trzymam za Ciebie kciuki. Pozdrawiam z zaśnieżonego i mroźnego Szczebrzeszyna a dokładniej osiedla Klemensów,a jeszcze dokładniej z ulicy….dobra, już jestem grzeczny 🙂 Trzymaj się 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz