Barwy (nie)przyjazne…

Wokół nastały barwy jesienne. Jeszcze nieprzeważające w swej żółci i czerwieni, bardziej nostalgiczne niż wesołe, ale to kwestia czasu, kiedy zieleń zniknie zastąpiona szarością, brunatnością…  W słońcu te barwy są nawet przyjazne, miłe dla oka, kiedy spod kołdry z wilgotnej mgły wyłania się poranek i zapowiada miły dzień. Bo każde codzienne powstanie ze słońcem może być miłe, mimo trudów codzienności czekających za drzwiami sypialni.

Przejeżdżając w tygodniu przez miasteczka i wioski widziałam już domy ustrojone dyniami. Nasze wciąż jeszcze na polu, trzeba w końcu ogarnąć temat, bynajmniej nie z powodu upiększania (nie mam w tym roku wrzosów na tarasie) tylko jako deseru dla skrzydlatych. I jeszcze kilka tematów do ogarnięcia, którymi wcześniej nie musiałam się zajmować…

Jutro znów pakuję walizkę i jadę do DM. Brakowało mi ruchu, to mam. Nie wiem na jak długo tym razem, bo to zależy od wielu czynników. Nałożę na siebie barwy wojenne, bo idę kolejny raz na wojnę… ze swoimi słabościami, lękami, niemocą. Wczoraj usłyszałam słowa od Mam, jeśli się nie obudzę… Potrafimy o tym rozmawiać z uśmiechem, to taki sposób, żeby oswoić temat. Tyle że realne ryzyko od tego nie zniknie. I trzeba się z nim zmierzyć.

Ale na razie to pieczołowicie wsmarowuję we własną twarz pierdylion kremów. Trzy. Cztery jak wliczyć szyję. Normalnie jestem w szoku, bo robię to już przez kilka dni systematycznie. Jak nie ja. No, ale przecież nie pozwolę, żeby się zmarnowało, przeterminowało tyyyyle kasy 😉 Co z tego, że nie mojej, ale sama świadomość, że ja nie wydałam tyle na wszystkie kremy (trochę przesadziłam z tymi „wszystkimi kremami” ale do samej face to już na pewno) razem wzięte przez całe swoje życie, tak mnie zdopingowała, że codziennie siadam grzecznie przed lusterkiem i dokonuję dzieła. Z namaszczeniem. Biorąc pod uwagę, że każda, nawet banalna czynność odrywa mnie od natarczywych myśli, to może zacznę się w końcu malować. Przeczytałam nawet instrukcję jak zmienić rysy twarzy. Nic z niej nie zrozumiałam. Pomijam fakt, że nie posiadam ani pędzelka, ani farby, tfu, korektora, chyba. Doszłam do wniosku, że jestem ułomna w kolejnej dziedzinie. Pierwszą są diety, już na samym czytaniu polegam, stwierdzając, że są dla mnie za trudne. Identycznie jest z makijażem. Od samego nadmiaru tego co się powinno położyć pod oczy, na nos, kości policzkowe, brodę, żeby wyglądać atrakcyjnie, robi mi się słabo. Odnośnie diet to przynajmniej mam pojęcie, co jest zdrowe, a co mniej i w teorii mogę uchodzić za eksperta. No prawie. Odnośnie makijażu jestem totalny neptyk, obecnie używam tylko pudru i szarej kredki, i to od święta. No nie ma czym się chwalić, bo zazdroszczę umiejętności innym kobietom, subtelnego podkreślenia swojej urody.

Przyjaciółka do tematu odchudzenia się podeszła profesjonalnie. Z powodu zdrowotnych. Znając swoją silną wolę do nie posiadania silnej woli w tej kwestii, udała się do dietetyczki. Ta fachowo wzięła się za temat, wysłała na badania, zmierzyła, zważyła, oprocentowała wszystko co możliwe i wydrukowała co można jeść, a czego nie po dwutygodniowej ścisłej diecie i wystawiła rachunek. Gruby. Przyjaciółka ścisłą dietę przeżyła, nie stosując się do niej ściśle. Schudła kilogram a może półtora, przy okazji spadło coś co miało spaść, wystarczająco, aby stwierdzić, że kierunek dobry i została puszczona na szerokie wody. I tu powstał problem, bo bez konkretnego jadłospisu porusza się jak dziecko we mgle. Sama lista produktów nie wystarczyła, by ogarnąć temat. Przy kolejnej wizycie upomniała się o „książkę kucharską” autorstwa dietetyczki, która podeszła ze zrozumieniem do problemu i obiecała takie tygodniowe menu stworzyć. Efektów jeszcze nie znam.

Ale do czego zmierzam, ano że warto czasem udać się do specjalisty, jeśli samemu  czegoś nie ogarniamy, a bardzo nam zależy. Albo potrzebujemy. Dla się.

42 myśli na temat “Barwy (nie)przyjazne…

  1. Ty masz tą wojną wygrać i nawet nie próbuj myśleć inaczej!!!!!!!!!!!!!!!!!!! A ja całym sercem trzymam za to kciuki! Nigdy nie lubiłem jesieni, a obecna dała mi w kość, bo nie raz w pracy przez 8 godzin wiatr przeszywał moje kości, dlatego trudno mi o pozytywne nastawienie, ale Ty masz iść z uśmiechem na twarzy i walczyć! Trzymaj się!

    Polubienie

  2. No już chciałam napisać, że bratnie dusza, aż tu nagle dotarłam do „pudru i szarej kredki”.
    Znaczy, jesteś o te dwa poziomy wyżej we wtajemniczeniu. 😀
    Co do diety, jedyną stosowaną przeze mnie jest dieta-cud pt. ŻP – działa.
    A poza tym… dacie radę… ❤ Anestezjolodzy to fachowcy – twierdzący, notabene, że to chirurgom zdarza się zepsuć pacjenta, a nie im. Koleżanka jest anestezjologiem, więc rozumiesz, czyją stronę trzymam w tym odwiecznym konflikcie. 😛
    Niech to pójdzie sprawnie i szybko… Trzymam kciuki. ❤ ❤ :*

    Polubienie

    1. ale jak Ci powiem w tajemnicy, że puder ma już cztery lata i jeszcze jest go dużo?
      no ja mam podobną ŻM 😉
      Że fachowcy to wiem, ale i im się zdarza i niestety znam historię kogoś ( koleżanka mojej babci), która poszła na operację okulistyczną i już z niej nie wróciła, było to cale lata temu, więc jest nadzieja 😉
      Niech!
      Dzięki :***

      Polubienie

      1. E tam, to były maszyny pamiętające jeszcze głęboki PRL. Od tej pory bloki się unowocześniły (m.in. dzięki Owsiakowi). Moja Ela twierdzi, że ma tę przewagę konstrukcyjną nad chirurgami, że jak chirurgowi się paluszek omsknie, to nie włączają mu się natychmiast brzęczyki i światełka na niczym (przestarzała konstrukcja człowieka), a jak się pacjent chce zepsuć samodzielnie, to jej od razu cała dyskoteka wyje. 😛

        No dobra, w tej sytuacji jakoś przeżyję ten puder. 😀 Ale jednak ta kredka…
        Bo wiesz, to jest tak… Mnie się bardzo podoba fajny makijaż na kimś. A znajoma Ukrainka potrafi takie makijaże imprezowe odwalać, że szczęka opada… bym sobie nawet zafundowała kiedyś taki dla czystej przyjemności estetycznej. Ale jak sobie wyobrażę, że OK, w ciągu dnia / na imprezie piękna kobieta, a jak wyjdzie spod prysznica, to ciężkie rozczarowanie w oczach towarzysza łoża i maszkaron ogólny, to jakoś mi zapał klęśnie… 😛

        Polubienie

        1. No wiem, że wyje, ale jak Ci powiem, że w czasie jednej z operacji się na chwilę obudziłam i słyszałam co gadają grzebiący w moim ciele, i z przerażeniem stwierdziłam, że nie mogę żadną kończyną poruszyć i dać im znać, że słyszę, na szczęście nie bolało- nie chcieli mi uwierzyć, póki nie zacytowałam rozmowy.
          Z kredką to jest historia taka, że odkąd mam kiepskie rzęsy (po każdej chemii jakoś i ilość gorsza), to je ciut zagęszczam, malując szarą kredką. Kiedyś stosowałam tusz, ale przestałam. Powinnam smarować odżywką, którą nawet mam przy łóżku, ale to powinno się robić codziennie, więc dawno już zaniechałam tę czynność i stoi jako wyrzut sumienia.
          Twierdzisz, że lepiej nie rozbudzać w towarzyszu zbyt dużego apetytu, bo jak stwierdzi w wyniku porównania, że w większości czasu ma obok maszkarona, to poszuka sobie kogoś wręcz przeciwnego, bo mu się to rozczarowanie rzuci na pewne członki? ;p

          Polubienie

  3. Zlota polska jesien wspominam mile, zreszta w mlodosci nawet zime lubilam, ale dzisiaj juz nie dalabym rady poruszac sie w zimie i na sama mysl ile ciuchow trzeba na siebie zalozyc slabo mi sie robi.
    U mnie wiosna, coraz cieplejsza dzisiaj bylo juz 24 stopnie, jutro 26, jeszcze troche i lato, oby nie bylo upalne.

    Nigdy nie nauczylam sie dobrze uzywac kosmetyki, zreszta nie bylo to potrzebne bo zle wygladam wymalowana, mam tylko dwa kremy do twarzy, ale lubie dobry kosmetyk do calego ciala i ladnie pachniec.

    Polubienie

    1. Och, w młodości zima była fajna: sportowe obozy zimowe, sanki, kuligi, i grzanie zimnych dłoni w drugich dłoniach 😉
      Zima mnie przeraża z jednego powodu, jest długa, szara, bez słońca… czasem tylko mroźna i biała i wtedy na moment zachwyca. I to ubieranie się – koszmar.
      Zazdroszczę Ci, choć upały źle znoszę, to jednak wolę gorące lato niż lekką zimę.
      Ja tych kolorowych nie potrafię, zresztą poddaję się na starcie widząc jaką ilości trzeba użyć, żeby makijaż był trwały. Raz miałam profesjonalny w dniu ślubu Tuśki. No cud, miód i orzeszki, ale ile to trwało! O kremach zapominam, bo raz, że prawie nie mam zmarszczek, ale od czterech lat mam dość suchą skórę, co mnie dziwi, no i też w niektórych partiach naczynkową. A i kolagenu coraz mniej, więc grawitacja siada 😉 I mnie to mało w sumie obchodzi, a kremy najczęściej dostaję od Mam, i tak było w tym przypadku. No wzięłam się do roboty. Nie wiem na jak długo starczy mi wytrwałości 😉
      Jedynie co muszę mieć i czuję się goła, to perfumy! Tu też jestem minimalistką, choć ostatnio się rozszalałam i mam 5 zapachów.

      Polubienie

  4. 🙂 Czyli jutro czekamy, na dobre wiadomości, zaciskając kciuki i wysyłając dużo dobrych mocy. 🙂
    Ja niestety muszę nosić na oczach przez cały rok barwy wojenne, bo inaczej wyglądam, jak upiór w operze. Zimą dochodzi, do tego puder na twarz, , bo inaczej jestem blada, jakby ktoś posmarował mnie białą farbą, tak na chłodzie blednie moja skóra na twarzy, potrzebuje kołderki.

    Polubienie

    1. Jutro jedynymi wieściami to mogą być taki, ze bezpiecznie dotarłam do mieszkania, bez stłuczenia żadnego jaja 😉 ( jako ta baba wiejska)
      Mam dopiero we wtorek idzie do szpitala, a zabieg zapewne najwcześniej w środę,
      Hmmm.. ja chyba oswoiłam swą upiorną (anemiczną) twarz i nawet jak któryś z lekarzy mówi, że blado wyglądam, to się dziwię 😉

      Polubienie

  5. Musi być dobrze! Doktorzy wiedzą, co robią!

    Jeśli znajdziesz tej jesieni chwilę, to wybierz się do muzeum przy Wałach Chrobrego i obejrzyj wystawę „Sztuka szczęśliwych ludzi”. Tyle tam barw, tyle ciepła, że aż nie chce się wierzyć, że te obrazy powstały w surowym duńskim klimacie.

    Kredka i puder to dużo! Poprzestaję na kremie. Szczęśliwie nie uczulają mnie tylko te najtańsze – z Celii albo Ziai.

    Trzymam kciuki. Nieustannie!💜💜💜

    Polubienie

    1. Mam taką badzieję.

      Sprawdziłam, dziś nieczynne, a najbardziej by mi pasowało, bo wyjechałabym wcześniej, żeby nacieszyć oczy. Jak się kolejne dni ułożą, to nie wiem, ale wystawa kilka dni jeszcze potrwa.
      Ja nie odróżniam taniego od drogiego, jeśli chodzi o kremy i, jeśli stosuję to nawilżające. Może gdybym stosowała systematycznie, to bym różnicę zauważyła. A tak polegam na zdaniu Mam i Tuśki w tych sprawach😉( kremy mam od mamy, puder od Tuśki )

      Dziękuję, że jesteś ❤️😘💚

      Polubienie

  6. Jesień może być, zresztą wszystkie pory lubię, ale preferuję, gdy są słoneczne.
    Wczoraj na finał Nike wybierałam się jak na bal, w końcu poszłam w zwykłych spodniach, ale w przeddzień – uregulowałam sobie (sama) brwi – to już coś oznacza :). Co do makijażu uznałam jakiś czas temu, ze podkład i puder obciążają mi cerę. Używam tzw. kamuflażu na miejsca, gdzie zdarzają mi się alergiczne zaczerwienienia, no i lajnerem robię cienką kreseczkę na powiece (optycznie powiększa). Próbowałam wrócić do szminki, ale przy mojej alergii teraz zaczęły mnie swędzieć usta.
    W kwestiach zdrowotnych trzymam kciuki!

    Polubienie

    1. Troszkę oglądałam transmisję, a potem czytałam.

      Od razu lepiej się czuję, czytając, że nie tylko ja tak mam 😉 No ja kompletnie nieprofesjonalnie, bo bez podkładu pod puder 😂 Używałam błyszczyki, ale teraz jak już, to tylko pomadkę ochronną.
      Dziękuję😘❤️

      Polubienie

  7. Roksanno, pisząc o jutrze, sądziłam, że jest już poniedziałek, bo myrdają mi się czasami dni tygodnia, tym bardziej, że do pracy poszłam w piątek, na zastępstwo za mojego zmiennika, a powinnam pracować w sobotę i w niedzielę…

    Polubienie

  8. Ja też wzdycham z zazdrością, gdy widzę kobiety w ładnym makijażu. Kompletnie tego nie potrafię. Kompletnie. Z jednej strony chciałabym umieć nałożyć te wszystkie podkłady i podkłady podkładów, (albo przynajmniej je odróżniać) a z drugiej strony, gdy tylko pomyślę, o nałożeniu na twarz czegokolwiek poza kremem i maseczką – robi mi się słabo. Chyba coś nie tak ze mną.

    Polubienie

        1. Hmm… masz dużą konkurencję w tej znikomości wiedzy, bym rzekła. 😀
          Moje biedne córki musiały się szkolić poza domem, bo od mamusi ni nu-hu. Nie, żeby jakoś namiętnie stosowały te barwy wojenne, no ale…
          Serdecznie witamy Prezeskę i życzymy sukcesów na niwie!!! 😀

          Polubienie

          1. A dziękuję, dziękuję, goździk? Och, nie trzeba było… 😀
            Moja najstarsza szkoliła się w internetach i dość mocno, niestety, tę wiedzę wykorzystuje. Średnia córka w moje ślady poszła, bo 18 na karku, a też się nie maluje. (Ostatnio szła na urodziny, pomalowała lekko rzęsy i pyta „mama, nie za mocno?” 😀 )

            Polubienie

            1. Prezesowa już jest, jak widać demokratycznie wybrana, tfu zaakceptowana, więc nic tylko przyklepać i pogratulować 👍
              Moja Tuśka wdała się w babcię, czyli w moją Mam, ja jestem odmieńcem. Nawet włosów już nie farbuję, nie mówiąc o kolorowym makijażu. No nie ma czym się chwalić, ale z Wami mi raźniej 😀

              Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz