Lśnienie…i świat, który zszedł na psy…

Od wczoraj moja kuchnia lśni 🙂 (Przy niewielkim moim wkładzie- uporządkowaniu ośmiu szuflad. Niby równo rok temu wyrzucałam z nich to, co nie potrzebne, a i tak znalazłam nieużywane 4 otwieracze do konserw, w tym 2 identyczne, którymi nie umiem się posługiwać do dziś i używam piątego z tupperware, który za każdym użyciem mnie zadziwia, że już to zrobił, kiedy ja uparcie myślę, że wciąż konserwa jest zamknięta- używam tak rzadko, że zapominam, jak to działa. Trzy łyżki do zbierania szumowin, używane tylko przy gotowaniu rosołu, trzech „dziadków do orzechów”, gdy czwarty, zupełnie innej konstrukcji- rewelacyjny- jest w stałym użyciu i leży w misce z orzechami na blacie kuchennym, niepotrzebny już drewniany tłuczek, bo został zastąpiony innym, nie mówiąc o zbędnych, nieużywanych drewnianych różnych łychach do mieszania, przewracania, a nawet rozbełtywania zsiadłego mleka, którego wieki już w moim domu nie było. Za to nie znalazłam mojego rewelacyjnego korkociągu do wina!!! To tylko świadczy o tym, jak dawno w tym domu nie było ono spożywane :((()

I tak sobie od razu pomyślałam, że warto byłoby stan ten na dłużej zatrzymać poprzez kategoryczny zakaz wstępu! Zamknąć na cztery spusty i koniec. Zamknąć się nie da, bo drzwi nie ma, a nawet jakby były, to zawsze można uprawiać skok przez przeszkodę (ladę) i wtargnąć do pomieszczenia. No bo jak żyć bez zawartości lodówki? Nie da się. Nie da się też nie nabrudzić, gdy jest się taką niezgułą jak ja. Co to jej leci z rąk to i owo. W każdym razie mając w perspektywie gościć się na pierwszym w tym roku grillu u znajomych, byłam przekonana, że to lśnienie utrzyma się o jeden dzień dłużej. Taaa…widok zamordowanego kuraka na stole (bez piór i wypatroszonego), gdy zeszłam po obudzeniu się rano, uzmysłowił mi, że nie wywinę się dziś od prac kuchennych. Tatuś już o to zadbał 😉

Ten sam Tatuś, rozbawił mnie dziś do łez, gdy jak tradycyjnie co sobotę rano, przyszedł do mnie na górę, gdyż o tej porze przeważnie jestem z powrotem w łóżku z książką w ręku, czekając na dzwonek alarmu, coby wziąć piguły- na pogawędkę. Pogawędka najczęściej dotyczy tego, co się obecnie dzieje w kurniku (dwie kwoki siedzą na jajkach)*, w jego firmie, o Miśku, a potem o wszystkim innym…’ Najpierw wysondował czy wiem, że u Miśka mieszka jego dziewczyna, potem stwierdził, że jak to tak bez ślubu i że teraz świat „zszedł na psy”. Od razu zaprotestowałam, że to nie czas(y) na ślub, niech się najpierw ogarnie (z magisterką), to odpowiedział, że on wcale nie naciska na ślub, ale nie powinni razem mieszkać, i już chciał powiedzieć, że jak to rodzice mogą…No parsknęłam śmiechem i mówię: i kto to mówi??? ten, co się mu dziecko urodziło miesiąc przed ślubem. Świat zszedł na psy już dawno 😀  W odpowiedzi usłyszałam śmiech własnego rodziciela i dziadka obwinianego za niemoralne prowadzenie się ;p

Dzień wcześniej, pani, która wyprowadziła moją kuchnię na błysk, zwierzyła mi się, że jej syn (osiemnastolatek) ma już kolejną dziewczynę, i ta kolejna to jest właśnie ta jedyna, aż po grób. Zbulwersowała się zachowaniem owej, kiedy ta chciała zostać na noc w jej domu. Nie pozwoliła szesnastolatce nocować pod jej dachem, dziwiąc się, że rodzice jej na to pozwolili. Dalej poszła tyrada, jak to dziewczęta w tej chwili zrobiły się gorsze od chłopaków. Coś jest na rzeczy. I nie mam tu na myśli, tylko wczesnej inicjacji seksualnej, ale ogólnie zachowanie. Często bardzo agresywne.

Słonecznego weekendu! 🙂 I wszystkim, którym właśnie zaczęła się tygodniowa majówka, dobrego wypoczynku, a tym, co jednak pracują, to pracy lekkiej jak piórko 🙂

*na „ścieżkach” kurza relacja 😉

 

66 myśli na temat “Lśnienie…i świat, który zszedł na psy…

  1. O!!! pierwsza :))
    i to po dłuższej nieobecności, tzn podczytywaniu w komórce czasem przed snem, jeśli zaraz nie padłam. Przeprowadzka nadal nie zamknięta ale internet nareszcie już w nowym miejscu mamy.
    Z tymi młodymi dziewczynami (niektórymi ofkors) też bym się zgodziła.
    Po każdym sprzątnięciu kuchni chciałabym ją otoczyć betonowym sarkofagiem, żeby już nikt nie nabrudził 😛
    Serdeczności 🙂

    Polubienie

    1. Masz podiuma💐🍸
      Dobrze, że się odezwałaś, bo już się niepokoiłam, że te przeprowadzki całkiem Cię wessały😉
      I się cieszę, że masz podobnie, bo już nyślalam, że tylko ja mam taką schizę , że jak już podprzątane, to nie używać😜
      Buziaki😘

      Polubienie

  2. Jako ta, co grzeszy od ponad 11 lat (no dobra, od 10) nie powinnam się chyba wypowiadać 😉 To tylko miauknę na temat sprzątania, bo niedawno skończyłam latać na miotle. Ledwo siadłam, już jeden farfocel wyjrzał spod kanapy, uśmiechając się szyderczo. A okna? Ledwo co je myłam, a znów brudne. Syzyfowa praca jak nic :/

    Polubienie

    1. 😀😀😀

      Ty mi nic nie mów, bo ja cały czas się biję z myślami, czy zapraszać do się siłę sprzątającą raz na tydzień, czy raz na dwa tygodnie. Teraz przychodzi z tygodniowym przerwami (trzeci raz) i wciąż końca nie widać😂

      Polubienie

  3. Najbardziej Ci zazdroszczę lśniącej kuchni:) jedyną moją „obsesją” jest przestronna,minimalistycznie zaaranzowana kuchnia.W jasnych barwach,najlepiej w bieli.Bez najmniejszego żalu pozbywam się „kuchennych udogodnień” 🙂 Nie stawiam już na gotowanie:)
    Nienawidzę zagraconej kuchni,obwieszonych ścian,jakichś przedmiotow na blatach.Ale u mnie stan jako takiej „sterylności” nigdy nie trwa długo.
    Co do młodych….trochę jednak inna jest ta „doroslosc”18 czy nawet 20 latkow,a inna ludzi koło 30:) Przynajmniej w teorii:))
    Serdeczności,Rokasano

    Polubienie

    1. Moja kuchnia może nie jest mała, ale nieustawna przez okna na dwóch ścianach. A problem z oknami jest taki, że są za nisko obsadzone! Już dojrzałam nawet do zamurowania jednego i wymiany całej kuchni, ale jak sobie pomyślę o remoncie to mi się słabo robi😉 Aczkolwiek zyskałabym miejsce na to, co nawierzchu stoi. Też wolę jasne kuchnie.

      To prawda 🙂 Każdy wiek ma swoje prawa i ograniczenia. Trudno porownywać chłopaka, który ma swoją firmę, pracuje, kończy studia (inżyniera już ma), mieszkającego z dzieczyną, po magisterce, pracującą na siebie, do ucznia szkoły średniej i jego jeszcze młodszej dziewczyny.
      Ja się dziś uśmiałam z taty, bo nie tylko kończył studia jak ja już byłam na świecie, ale i technikum😀Oboje mieli z Mam po 21 lat, jak przyszłam na świat… tak że tak 😜

      Polubienie

  4. U mnie niestety żadna kwoka na jajkach nie siedzi, najwyraźniej oba koguty we właściciela się wdały… 🙂 Dziś mieszkanie bez ślubu to norma i nikt rodziców o zdanie nie pyta, czasy się zmieniają, trzeba to zaakceptować…

    Polubienie

  5. Oczywiście że do pisprzatsnej kuchni powinien być zakaz wstępu zwłaszcza dla facetów, którzy nigdy nic nie odkładają na miejsce !!! (Przysięgam że ja się kiedyś przez to rozwiode!!:p)
    A co do dziewczyn, niestety muszę się zgodzić . Oraz uśmiałam się z pogawedki :)))

    Polubienie

    1. Mela,
      ja się rozwodziłam przez całe lata z tego powodu. Nie dość, że nie odkłada, to jak wyciąga z szafy rzeczy, to już jej nie zamyka. A wierzchnią garderobę, to jak ja zamknę, to on otwiera, nawet jak nic z niej nie bierze i tak w ciągu dnia czasem przesuwamy na pusto te drzwi: ja w jedną, on w druga stronę😂😭

      Polubienie

              1. Rybenko! Ja tych chłopów nigdy nie zrozumiem! Czy tak trudno zamknąć po sobie szafę!?
                Roksanko u nas też mąż nie zasuwa szafy w korytarzu. Kiedyś się spytałam po co zamówiliśmy z drzwiami skoro on zostawia otwarta!
                Najgorsze jednak jest branie i nieodkladanie na miejsce roznych przedmiotów. Wtedy czuję że morderstfo jest tylko kwestią czasu 😁
                P.S. Nie wiem czy dobrze się podpielam

                Polubienie

              2. Melciu, też nie wiem, bo nie widzę, ale piszesz na temat, więc😀
                Mnie ostatnio irytuje (do innych już się przyzwyczaiłam, chyba), że zamiast do Maryśki, to sam myje i nie zostawia w drugiej komorze zlewu, tylko wyciąga i rozstawia na blacie, stole, jakby nie mógł już schować prosto do szafek. 😭 Często rano schodzę i zamiast robić śniadanie, to upycham gary. BO PRZECIEŻ NIE WIE GDZIE CO SCHOWAĆ😬 i nawet nie mogę opieprzyć, bo umył gary, byłoby to niewychowawcze. 🤣

                Polubienie

            1. 🙂 🙂
              i co Ci wyszło z tego myślenia?;) Wyjątki się zdarzają. Ale tylko w kwestii porządków, czy tak w ogóle? ;p
              ja do dziś rozważam, czy pedantyczny facet nie jest przypadkiem gorszy od bałaganiarza 😉

              Polubienie

              1. Chyba jednak facet, bo dzieci skądś się wzięły, nie? 😀
                I nie, nie jest pedantem (bo ze mną by nie wytrzymał 😛 ), ale ogólnie nie zostawia po sobie bajzlu nigdzie i nie ma dwóch lewych rąk do sprzątania, chociaż nie przepada za tą czynnością tak samo, jak i ja.
                Na grypę nie umiera… Umie obsłużyć pralkę… I nawet odróżnia znacznie więcej niż trzy kolory, więc faktycznie powody do wątpliwości są. 🙂

                Polubienie

              2. Jakby był ideałem, to umiałby prasować koszule. 😛 Kiedyś sobie odbierałam w naturze, hasłem „ale spodnie w kancik to wyprasujesz mi TY!”, ale hasło się zdezaktualizowało, a koszule zostały. 😦
                Co do gotowania, to istnieje spór merytoryczno-ideowy. 😀 😀 Bo ja twierdzę, że to on gotuje (obiera, kroi, sieka, miesza, pilnuje itd itp.), a on, że gotowanie polega na dobraniu proporcji składników i właściwym przyprawieniu całości, więc gotuję ja, bo w zakresie przyprawiania to on może co najwyżej posolić ziemniaki, czyli jest podkuchennym. I dyskutuj tu z takim…

                Polubienie

              3. No tak 🙂
                na szczęście u mnie stosunkowo tych koszul jest niewiele…OM żelazko potrafi wziąć w rękę, gorzej ze zrobieniem prania. No i podkuchennego z niego nie zrobię, choć czasem coś tam pomoże- w rozebraniu na części kury czy kaczki…Ale robi sobie sam śniadania i kolacje, od jakiegoś czasu.
                w każdym razie w domowych pracach, Twój mojego bije o głowę ;p

                Polubienie

              4. No wiesz, zestandaryzowana wersja odpowiedzi na (liczne swego czasu) pytania typu „ale jak to się stało, że za niego wyszłaś?” brzmiała: „A co, Ty byś nie wyszła za faceta, który umył za Ciebie wielką stertę garów z własnej inicjatywy?” Nie masz pojęcia, jak błyskawicznie mi to zapewniało zrozumienie w damskiej części narodu… 😀 😀 😀

                Polubienie

              5. :DDD
                ale że się nie odmieniło po ślubie??? cud! ;p
                mój mieszkając w akademiku też sobie gotował albo przynajmniej odgrzewał to, co przywiózł z domu. A potem nagle jakaś zaraz przyszła i zaniemógł!!!

                Polubienie

              6. A co to ja, nie umiem zaniemóc wzajemnie w razie cuś???
                Z dziką rozkoszą zaniemogę, tyle jest nieprzeczytanych książek na świecie… 😀

                Polubienie

              7. A po wuja mi teatralizm? Grunt, żeby książka była dobra albo dyskusja ciekawa – w 15 min i tak zapomnę o całym świecie, więc tak czy owak nie miałabym głowy do teatralizowania.
                Potomstwo umiało trafić do lodówki gdzieś tak od wieku 7-8 lat, więc zero problemu od tej strony… a od kanapek jeszcze nikt nie umarł. 😛

                Polubienie

  6. Pamiętam, jak mój tato się oburzał na wnuczkę, co bez ślubu zamieszkałą z chłopakiem
    a teraz od 10 lat mieszka na kocią łapę ze swoja panią:ppp

    Polubienie

          1. Ona jest troche dziwna
            jak zaczęła być z tatą była wdową, zresztą po raz drugi. Dzieci jej drugiego męża jej nie znosiły. I jej syn przyszedł do nas i ostzregał, że ona juz dwóch mężów pochowała!! I że teraz poluje na spadek po moim tacie. Dodam, że tato nie ma nic, tylko mieszkanie ze mną i moim bratem na spółkę, do którego ona nie bedzie miala prawa
            Różne rzeczy mżna zarzucic mojej omałocomacosze ale nie chciwość jednak

            Polubienie

  7. Moją kuchnię można przykryć chustką do nosa, przez co łatwo w niej utrzymać czystość i trudno mieć porządek. Sprzątania, wycierania jest mało, ale niezbędne kuchenne akcesoria gdzieś trzeba poupychać, a nie bardzo jest gdzie, więc są na widoku. Jednak mam tak już prawie pół wieku, więc „był czas przywyknąć”.😉

    Świat już dawno zszedł na psy, czego i ja jestem dowodem – pojawiłam się na nim dokładnie pół roku po ślubie rodziców. Syn dzielnie podtrzymał tradycje zapoczątkowane przez dziadków, bo dopiero trzecie dziecko urodziło się po ślubie.
    Jednak szesnastoletnia panna nocująca u chłopaka to przesada.
    Radosnej majówki!🌞🌷🌞🌷🌞🌷😘😘😘

    Polubienie

    1. Znam takie kuchnie z autopsji- rodzice wciąż taką mają, rekompensują, to sobie kuchnią w wiejskim domu, która jest większa od mojej 🙂
      Zgadzam się, co do małoletniej panny i nie dziwię się reakcji matki chłopaka.

      Radosnej i słonecznej😘😘😘🌞

      Polubienie

  8. No, to ja, kochana, mam bardzo podobnie w szufladowo – szafkowych składzikach. Chociaż i tak nie pobiję Tomka, którego zbieractwo wyszło poza piwnicę i przeniosło się do garażu. 😀
    Piszesz o korkociągu, no to ja ci powiem, że mam jakiegoś pecha do wyciskacza do czosnku. Każdy wyciskacz, nawet taki solidny, jest ze mną przez góra dwa miesiące, bo jest przeze mnie regularnie psuty/łamany/gubiony. Przed zeszłymi wakacjami kupiłam taki naprawdę porządny. Po drugim użyciu zniknął. Nie potrafię tego wytłumaczyć, bo zawsze (przeważnie) kładę go w to samo miejsce. Przeszukałam całą kuchnię, wszystkie szafki i szuflady (a – umówmy się – nie mam ich tak wiele w trzech metrach kuchni). Wróciłam z wakacji i niemal natychmiast na niego natrafiłam, przy okazji szukania czegoś innego. Powiedzieć, że byłam zdziwiona to za mało. Był w dosyć nietypowym miejscu, ale raczej na wierzchu. Nie potrzebowałam go akurat, więc durna ja, zamiast przełożyć do szuflady, to go tam zostawiłam. No i już nie pamiętam, gdzie było to „tam”! Znowu wpadłam w szał i zaczęłam go szukać, oczywiście bez skutku! Ja definitywnie mam coś z głową…
    PS Pożyczysz mi łyżkę do szumowin? Znowu chleją pod oknami…

    Polubienie

    1. No to obie mamy, bo ja notorycznie czegoś szukam, i jak mi się znajdzie” przy okazji”, to zapominam.
      Od razu poleciałam szukać wyciskacza, bo nie widziałam go „pod ręką”, gdyż używam go często i nie chowam do szuflady, Jest! :)) W szufladzie, bo mi go tam pani schowała. Piszę, żeby nie zapomnieć!
      A korkociąg też się znalazł, okazało się, że Tuśka pożyczyła idąc na imprezę urodzinową na salę, bo gospodarze zapomnieli o tym sprzęcie, a teraz mi go oddała.

      Kurczę, tę najlepszą, z trwałego materiału, starą jak świat wyrzuciłam 😦 ta by sobie doskonale poradziła z tymi pod oknami ;p

      Polubione przez 1 osoba

  9. Kochana!
    Oj dawne czasy i obyczaje, a dzisiejsze, to „niebo, a zienia”.
    My byliśmy z 2-rodzenstwa trzymani krótko.
    Moje dzieci, częściowo tak, ale do pewnego momentu.
    Teraz są samodzielni, mądrzy, dają radę. I ja dałam.
    Weekend mam, długi, bo na L-4.
    Masz ochotę na więcej szczegółów, zapraszam do e-mailowania:)
    Pozdrawiam najserdeczniej i zdrówka nieustannie życzę:)

    Polubienie

  10. Ja akurta z tych pracyjacyh w poniedzilek srode i piatek, ale dzis spotkanie ze znajomymi, jutro praca, we wtorek kolejne spotkanie, w srode praca, w czwartek kolejne spotkanie, w piatek praca i weekend 🙂 sie dziac bedzie 🙂
    mieszkanie bez slubyu ub pzred slubem to dzis juz wlasciwie normalne …

    Polubienie

  11. Oj na temat tego nocowania to ja się mogę wypowiedzieć chętnie ;P Po 1 i najważniejsze, nie rozumiem dlaczego spanie w jednym łóżku to od razu taka tragedia? Dlaczego zakładają od razu tacy rodzice, że nie wiadomo co będą te nastolatki robić? 😛 Moja mama mi nie robiła takich zakazów, może dlatego, że urodziła mojego brata mając 18 lat, zaszła mając 17… i nie chciała hipokrytką być? Może też dlatego, że ze mną rozmawiała, ufała mi i wierzyła we mnie, że głupot nie narobię? Nieraz po jakiejś imprezie spał u mnie kumpel (tak pozwalali mi rodzice robić w domu imprezy jak gdzieś sami wychodzili) i nie było oburzenia, jak sie okazało, że ze mną spał. Czy to już znaczy, że jestem puszczalska bo spałam pod jednym kocykiem z przynajmniej 4 różnymi kolegami w życiu? 😀 (tak koleżanki też czasem zostawały)

    Może też dlatego, że właśnie to byli koledzy, a jako nastolatka chłopaka nie miałam, który by miał u mnie spać, albo ja u niego? Może wtedy by się zaczęli obawiać? Ale drugą stroną medalu jest, że przecież kuźwa.. jakbym miała z kimś współżyć (celowo używam tego słowa by już teraz rozróżnić właśnie seks od spania :D) to nie potrzeba by mi było robić to z rodzicami za ścianą..

    Rozpisałam się. W każdym razie, takie gadanie o tym nie mieszkaniu/niespaniu razem przed ślubem jest na prawdę bez sensu bo – co mają nastolatki zrobić to zrobią, czy im pozwolisz razem nocować czy nie. Taka prawda. Nie trzeba łóżka i nie trzeba nocy… 😛 Dlatego zamiast stawiać jakieś takie zakazy, to lepiej pogadać z tymi nastolatkami o antykoncepcji…

    A co tej Pani, co to jej syna dziewczyna chciała zostać na noc… rozumiem, że ta dziewczyna sama na to wpadła, ale synuś to święty nie? 😀 No i to zakładanie od razu, nie wiadomo czego. Ja jako nastolatka to właśnie o zasypianiu i budzeniu się z ukochanym marzyłam, a nie o seksach od razu…

    Co do lśniącej kuchni to zazdroszczę, To moja zmora.. Po gotowaniu mi się nie chce sprzątać… robię więc to jak wstanę. Wchodze do kuchni, sprzatam ją na błysk po czym…. biorę się za gotowanie. Więc moja kuchnia czysta jest jakieś 10 minut dziennie 😀 haha

    Polubienie

    1. Podejrzewam, że każdy rodzic zadaje sobie sprawę, że jego nastoletnie dziecko może zacząć współżycie, jak będzie chciało i żadne zakazy nie pomogą. Jednak sami nie chcą stwarzać takich sytuacji pod własnym dachem, w ich obecności. I to powinno być uszanowane. I nie wiem, czy ta Pani zakładała ” nie wiadomo co”- a raczej wiadomo co- raczej jej chodziło o sam fakt niestosownego zachowania. Syna też, który co chwilę ma nową dziewczynę. Może gdyby już byli ze sobą dłuższy czas, a ona ją trochę poznała? Dziewczyna chyłkiem przemyka na górę, nie zejdzie na zaproszenie na herbatę…etc…a tu nagle chce zostać na noc…Tak sobie myślę, że jednak to dziewczyna powinna uznać, tę sytuację za niestosowną. Choćby tylko dla pozorów…

      I oczywiście masz rację o rozmowie, szczególnie o antykoncepcji- rodzicom często się wydaje, że za wcześnie na takie rozmowy 😉
      I co innego jest przenocowanie kumpli- u mnie też nocowali, wprawdzie nie spaliśmy pod jednym kocykiem, ale w jednym pokoju już tak 🙂 Jeśli rodzice towarzystwo dobrze znają.

      A co do kuchni. Jest sercem domu, jak używana, to się i brudzi!!! ;p

      Polubienie

      1. No fakt, to jest też nieco inna sprawa, jeśli nie dała się poznać, przemykała itd… No i szanować zdanie rodziców też trzeba i owszem, ale nie ma co też robić wielkiego halo z tego, jak niektórzy rodzice potrafią… 😉 hehe

        Polubienie

        1. Mnie się wydaje, że wszystko zależy od relacji rodzic- dziecko, w różnych domach jest różnie, ale nie ma co ukrywać, że dla większości dorosłych szesnastolatka jest jeszcze dzieckiem pod opieką rodziców i na dorosłe intymne życie ma jeszcze chwilkę.

          Polubienie

  12. Oj a ja bym tak chciała mieć domek i kury!! Mój mąż się ze mnie śmieje, że mi na stare lata zaczyna odbijać, bo nigdy nie chciałam domu, że za dużo przy nim zachodu i pieniędzy:)

    Polubienie

    1. Nie wiem, czy potrafiłabym już mieszkać w centrum miasta w bloku…choć za moim miastem tęsknie okrutnie. Ale jak jestem w mieszkaniu dłużej niż dwie noce, to chcę powrotu do domu. Zawsze jednak mówiłam do OM, ze na emeryturę wracamy do miasta,a właściwie ja wracam, bo on był tylko przez 5 lat stdudiów…
      Ile ja bym dała, żeby moje DM było o 3/4 drogi bliżej 😉

      Polubione przez 1 osoba

        1. Być może 🙂
          Moja decyzja wyprowadzenia się na wieś była w czasie tuż przed ustrojową transformacją naszego kraju. Rok, dwa lata później, pewnie nie zdecydowałabym bym się, a przynajmniej nie tak ochoczo. A budując dom zapuściliśmy korzenie…
          Za dużo nigdy nie siałam i nie plewiłam, bo pracując nie było na to czasu, potem przyszedł etap chorowania, a po nim pewne ograniczenia, ale ta praca mnie odstresowała, bo efekty takiego plewienia są od razu widoczne 🙂
          A drobiem w tygodniu zajmuje się pracownik, w weekendy przyjeżdża tata.

          Polubienie

            1. nigdy nie mieliśmy żadnej działki, ale rodzice mojego taty mieszkali na wsi, więc obeznana byłam 🙂 Tata co weekend do nich jeździł, bo miał tam pasiekę, a ja też często. Fakt, babcia mnie nie wpuszczała do ogródka , bo wypieliłam jej marchewkę myśląc, ze to chwast ;pp
              jak się zdecydowaliśmy na wieś, to nie wyobrażałam sobie nie mieć swoich warzywek i kur.
              Moja córcia mieszka 500m ode mnie, ale praktycznie już po miejsku. Mają folię, a w niej tylko pomidory, krzaki borówki i drzewa owocowe, psa i kota, ale warzywniaka nie. Nigdy nie „babrała” się w ziemi,. Nie lubi i już.

              Polubione przez 1 osoba

              1. No właśnie, może właśnie mniej to babranie mnie kręci, jak to posiadanie zwierząt, kwiatów, jeśli ogródek to taki podstawowy. Bez szaleństwa.

                Polubienie

              2. od razu mi się przypominało, jak na początku posiałam tyleeeee ogórków, że potem rodzina i przyjaciele przyjeżdżali do mnie na zrywanie i przetwarzanie ;p każdy wyjeżdżał już ze swoimi słoikami 😀

                Polubione przez 1 osoba

              3. o tak,
                to były fajne czasy,
                zresztą ogórki mają szczególne miejsce w naszych wspólnych wspomnieniach. Do dziś z PT wspominamy, jak to jej nie pozwoliłam dźwigać kosza pełnego ogórków, bo dzień wcześniej jak przyjechali do nas, to obwieścili, że są w drugiej ciąży 🙂 Po czym ja urodziłam (drugie) tydzień wcześniej od niej 😀

                Polubienie

              4. Z tego wniosek, że to jest właśnie Twoje miejsce! Pełne dobrych wspomnień. Kiedy ja zmieniałam mieszkanie nie miałam dylematu ani tej łezki w oku, że coś się opuszcza, bo przeprowadzałam się w bardzo trudnym momencie mojego życia. Dzisiaj już znowu mogę wspominać tamten dom bez stresu, ale wtedy chętnie otrzepywałam kurz:-)

                Polubienie

              5. Trudniej byłoby mi się teraz stąd wyprowadzić, gdy Tuśka z Pańciem obok, rodzice mają niecały kilometr od nas swój wiejski dom…W mieście mam syna, rodziców, rodzinę i przyjaciół…ech…całe życie w rozkroku stoję 😉
                Kiedyś te 120 km było krótszym dystansem niż dziś…ech…
                Najtrudniej jest podjąć decyzję…
                łatwiej jak zmiany są konieczne…czasem nawet wymuszone…

                Polubienie

Dodaj komentarz