Pomiędzy…czyli kogel-mogel…

Chodził już za mną jakiś czas. Kiedyś bardzo lubiłam i mama mi często robiła, jak naszło mnie na coś słodkiego. Dorastałam w czasach, kiedy przez jakiś czas słodycze były na kartki. W domu się nie piekło ciast, o prawdziwą czekoladę nie było łatwo, bo najczęściej w sklepie można było dostać wyroby czekoladopodobne…Gdyby nie Pewex i zaprzyjaźniony sąsiad marynarz oraz wyjazdy Mam w delegacje do stolicy i stamtąd przywożona wedlowska czekolada z orzechami laskowymi i chałwa, to dzieciństwo i dorastanie wcale takie słodkie by nie było ;p

Żółtko jaj jest bardzo zdrowe, a najzdrowsze jest surowe. Mój tata często takie spożywa, a ja się jakoś nie mogę przemóc. Co innego kogel-mogel. No to sobie w końcu zrobiłam i jedząc, cieszyłam się jak dziecko z postanowieniem, że raz w tygodniu będę się nim rozpieszczać, a co! Jaja ekologiczne posiadam w ilościach wystarczających, wszak baba ze wsi jestem!

Jak dziecko ucieszyłam się na widok bociana w gnieździe w jednej z wsi, przez którą przejeżdżam jadąc do DM. I to nie był jedyny bocian, którego widziałam po drodze, ale jedyny, którego sfotografowałam. Wyjechałam wcześniej niż zwykle, bo umówiłam się z PT, która na weekend jechała się szkolić do stolicy, a w czwartek miała tylko dwie godziny okienka pomiędzy pacjentami, że pójdziemy na Jasne Błonie, podziwiać krokusy. Od rodziców to jest rzut beretem, ale jakoś nigdy się nie składało, żebym dotarła do parku, kiedy one kwitną pod platanami. Nie tylko tam są w dużych ilościach, bo jak zjeżdża się z Trasy Zamkowej, to wita „łąka krokusowa”, również solidny wysyp jest na Wałach czy w innych parkach. Jest czym oko cieszyć! Zawsze w necie podziwiałam profesjonalne zdjęcia na portalach miasta, z nutą zazdrości, że nie mogę na żywo. Dlatego wykorzystałam okazję, mimo nieszczególnej prognozy pogody na ten dzień, bo po cieplutkiej środzie nastąpiło ochłodzenie, a nawet była zapowiedź deszczu, to pomyślałam sobie, że muszę wykorzystywać chwile…każde…łapać je, delektować się…I wykorzystałam KLIK  🙂 Po spacerze wstąpiłyśmy do kawiarni, gdzie przy zielonej herbacie i przepysznej tarcie z łososiem i szpinakiem mogłyśmy jednocześnie  gadać i podziwiać krokusy przez okno. Tak „Między wierszami” polecam, bo kawiarnia jest połączona z księgarnią. Wprawdzie nie miałyśmy czasu na buszowanie między półkami i umościłyśmy się na górze, bo pomiędzy książkami wszystkie stoliki były zajęte, ale to kolejne miejsce w moim mieście do ponownego odwiedzenia. To było mocne naładowanie akumulatorów przed wizytą w szpitalu. Kawałek normalności,  chwila pomiędzy ludźmi i mogłam się poczuć…zdrowo. Na drugi dzień okupiłam to kichaniem i chrypą i już wiedziałam, że do wyjazdu do domu tylko szpital i mieszkanie.

Jedna z moich Doktórek, zobaczywszy mnie, od razu stwierdziła, że dużo lepiej wyglądam, a raczej moja twarz nie jest już taka blada, nawet podejrzewała mnie o opalanie się. To był dobry sygnał, że wyniki mogą być na tyle wystarczająco dobre, że zostanę zakwalifikowana do brania piguł. I tak się stało, co jest oczywiste, że mnie ucieszyło. Z drugiej strony, jestem już na takim etapie, że ta moja radość jest ambiwalentna…bo każda przerwa w braniu piguł również sprawia radość, szczególnie że terminu końca… nie ma. Dlatego to nie tak jak w przypadku dożylnych, że 6 cykli (mniej lub więcej) i zakończenie leczenia, gdy wyniki wskażą, że jest remisja. Spokój przez kilka miesięcy, lat, czy finał z  radykalnym wyleczeniem. Tu walka wciąż trwa…Moja ze skorupiakiem, moich krwinek z pigułami. Dlatego nie wzięłam ich ani wieczorem, ani rano w DM…Pomyślałam sobie, że zrobię sobie święto w kolejne święta, ale wtedy musiałabym nie brać do wtorku włącznie. Biłam się z myślami, bo w końcu im dłużej nie biorę, tym większą szanse mają moje krwinki na odbudowę, wzmocnienie mnie, z drugiej strony, nie mam żadnej broni przed gadem. Wróciłam do domu i…nastawiłam budzik na 22… I znowu mój dzień stał się cykliczny…pomiędzy porannym i wieczornym braniem piguł. Nie narzekam…

Kiedy spotykam znajome w szpitalu, których nie powinno w nim być, kiedy nikną w oczach, to moja sytuacja jest komfortowa. Jeszcze. I choć się śmiejemy, żartujemy, to wychodząc z tymi moim pigułami, które odbierają mi moc, ale przedłużają życie, oddycham całą piersią…z ulgą, choć moje myśli długo jeszcze krążą między sensem i bezsensem…

Słonecznego dnia  dla Was! Ja po jajecznym śniadaniu mam w planach rybkę świąteczną konsumowaną bliżej morza- pomysł Dzieciaków Starszych.

 

48 myśli na temat “Pomiędzy…czyli kogel-mogel…

  1. Kogel-mogel! Jako dziecko często sobie robiłam – starłam się utrzeć żółtko z cukrem na jak najgładszą masę, żeby była jak najjaśniejsza. jak miałam fantazję, to ubijałam białko i dodawałam, czasem jeszcze łyżeczkę kakao. Później jakoś zaczęłam się bać salmonelli. Ale przecież można jajko minutę obgotować – żółtko będzie nadal w sam raz… Może się skuszę 🙂

    Polubienie

  2. Ha, krokusy piękne są, ale ja tam jestem codziennie i mnóstwo ludzi zamiast oglądać , fotki pstryka nie ciesząc oka 🙂za to zjeżdżając z Trasy i wyjścia nie mają bo korek codziennie jest😉

    Polubienie

    1. Codziennie? zazdraszczam!
      Ha,
      też pstrykałam, ale spędziłam na Błoniach prawie dwie godziny ciesząc oko 🙂 A z Trasy mi tylko mignęły, bo akurat zielone było i mało aut…ale jak w sobotę wracałam, to widziałam młodzież pstrykającą 🙂 Chyba każdy chce mieć krokusy na własnej fotce, są tak popularne jak te z Zakopanego 😉

      Polubienie

  3. Kogel-mogel jadamy z Mężem regularnie. Jaja mam ekologiczne,salmonelli się nie boję jakoś wcale, myję jak zwykle, nie wyparzam (przechorowanie salmonelli chroni przed rakiem jelita grubego; takie badania niedawno opublikowano; więc..) i potem mikserem w kubeczku aż jest zupełnie białe i mniaaaam :))
    Ja się cieszę, że możesz brać piguły,dobrze byłoby znaleźć coś, co wzmacniałoby krwinki mimo ich brania. Z tego co pamiętam to tylko kiwi rzeczywiście pomaga w namnażaniu się płytek krwi i zaleca się smoothie z 2-3 sztukami dziennie + warzywa zielone (szpinak!) i pomarańcze. Zaszkodzić to na pewno nie może ;))
    Myśli zawieszonych między sensem a bezsensem doświadczam też coraz częściej, z racji zawodu miałam je zawsze, teraz bardziej „osobiście” . Życzę Ci żeby tych mobilizujących i pozytywnych było więcej niż pozostałych,zresztą masz w tym niekwestionowane mistrzostwo świata :))
    Pozdrawiam :**

    Polubienie

    1. I teraz się zastanawiam, dlaczego przez całe lata nie jadłam, mając własne, pyszne jaja! i nie robię własnego majonezu, ech. Zaniedbanie, no!

      O dzięki za podpowiedź. Zaraz zamówię sobie koszyk kiwi i będę robi. Codziennie teraz piję smoothie- zawsze zielone (wczoraj: seler, cukinia, ananas, szpinak). Wolę już tak, niż łykanie żelaznych piguł, które efektu i tak nie przyniosły.

      Ech…myśli się myślą, ale jeszcze panuję nad nimi.
      Niech jasna strona zwycięża! 🙂
      Buziaki 🙂

      Polubienie

      1. Ech, bo te myśli to takie niezależne częściowo od nas są; najgorzej ,że taktu im brak i pojawiają się w najmniej odpowiednim czasie. Trzeba być od nich silniejszym 😉
        A kogielowo-moglowe zaniedbania możesz teraz odrobić; ja po Twoim poście wczoraj o 1.00 w nocy jednym jajkiem zakręciłam (najpierw żółtko+ piana z białka +kakao)-mniam :))
        A kiwi jedzone codziennie powinny pomóc, mam to w notatkach z kursów immunologicznych (chyba jako ciekawostkę ktoś z prowadzących podał )
        Z całkiem dzisiaj letniego (gorącego,latowego raczej P) pozdrawiam :**

        Polubienie

        1. Szalona jesteś z tym nocnym koglem-moglem 😀
          Zaraz też sobie zrobię!
          Siedziałam teraz na tarasie i łapałam słoneczko, bo wcześniej jest zbyt intensywne, więc chowam się w cieniu, i wciąż jest cieplutko. Jestem odurzona powietrzem 😉 masz piękną pogodę na łonie 😉
          Zamówienie na kiwi już poszło, od jutra w codziennym moim menu! Moja Mam swojego czasu codziennie jadła kiwi i mówiła mi dlaczego, ale nie pamiętam ;p Jakby coś smacznego na pamięć???;p

          Buziaki:***

          Polubienie

  4. Moje dziecinstwo i slodkosci to tez kogel-mogel i tez mama mi krecila, bylam za mala zeby umiec sama zrobic, no potem przyszedl czas kiedy robilam sama, ale juz nie smakowal tak jak ten maminy. A jajek bylo zawsze duzo, bo byly kury. To sa fajne wspomnienia.
    Widzialam krokusy i dumnego bociana na Twoim drugim blogu, marzenie widziec na zywo.

    Polubienie

    1. I tu jest sedno! Maminy smakował najlepiej!

      Teraz czekam aż się wszystko zazieleni i będzie pięknie, bo wiosennie już jest!

      a w moim mieście jest jeszcze aleja w magnoliach. może też się uda zobaczyć 🙂

      Polubienie

  5. Kogel – mogel pychota. Dodatkowo zalany wrzącym mlekiem z dodatkiem łyżeczki masła doskonale robi na bolące gardło. Przynajmniej w moim przypadku. Bociek i krokusy – cuda wiosny. Już nam nie ucieknie.

    Polubienie

  6. Może i dziwak ze mnie, ale kogel-mogel nigdy za bardzo mi nie smakował 🙂 Pewnie dlatego ostatni raz jadłem go jako berbeć 🙂 Miłego, pełnego uśmiechu dnia 🙂

    Polubienie

              1. i zup mlecznych na słodko, jak już to tylko z makaronem na słono, ale tylko, jakbym z trzy dni nie jadła ;p choć z kluskami tartymi i wyciskanymi z surowych ziemniaków, to akurat lubię- no, ale to też nie na słodko.

                Polubione przez 1 osoba

    1. Dołączam do grona niekochających kogla-mogla. 🙂 Znaczy, mogę zjeść, tylko… po co?
      Brukselkę zjadam, jak się trafi w jakiejś mieszance – dokładnie jak kogla-mogla, bez obrzydzenia, ale i bez zachwytu. Takie-se.
      Ale wiesz co, Roksanno, żeby u Was była lepsza wiosna niż u nas, to już czysta niesprawiedliwość jest! 😀
      Przenieś się, mówili… będzie ciepło, mówili… taaa, tylko że póki co to ciepło ma +10 C i co chwila siecze deszczem. Dopiero w ten weekend otwarto miejskie parki po 2 tygodniach akcji „inwentaryzacja drzewostanu” – bo po deszczowym marcu ziemia = bagno i drzewa nie mają się czego trzymać korzeniami, jeśli wieje, więc padają. Wcześniej małe dziecko zginęło w ten sposób w jednym z parków… 😦 Efekt inwentaryzacji – 2.170 drzew w mieście albo padło samodzielnie, albo do wycięcia. Ale czemu się dziwić, skoro w samym marcu napadało nam łącznie 260+ mm deszczu, a wcześniejszy rekord dekady 2004-14 wynosił 105?
      Ale za to wyczytałam, że nam przypada 2/3 drzewa „miejskiego” na 1 człowieka – nie licząc tych w prywatnych ogrodach, których mnóstwo, i nie licząc oczywiście krzewów. Jest bardzo zielono – takie miasto-ogród. 🙂

      Polubione przez 1 osoba

      1. Już Ci mówię po co 😉 dla zdrowotności, bo surowe żółtko jest najzdrowsze- tak mówią! Brukselkę omijam szerokim łukiem, więc nawet w składzie mieszanki.

        Ha! jakaś sprawiedliwość jest na tym padole łez! hi, hi, hi…i raz na kilka lat u nas może być słoneczniej i cieplej o! Wiosną, Bo już latem nie ma szans. I kurczę, tej zieleniny to mogą Ci zazdrościć wszyscy mieszkańcy miast. Ja niekoniecznie, bo lasów u nas dużo, ale z drugiej strony, ja tęsknię za miastem i w takim miejskim ogrodzie chętnie bym zamieszkała! 🙂

        Polubienie

        1. Dla zdrowotności, to mi stoi przed nosem 1,5-kilogramowe opakowanie truskawek (uwielbiam!), bo u nas już sezon, pogoda czy nie. 😛 A na czerwcowy sezon pewnie ściągniemy do Polski…
          Wiem, że w Twoich okolicach miasta zielone, z DM na czele. 🙂 A u nas przybędzie kolejny 1.000 drzew, bo będą przerabiać wielki Plaza de Espana – głosowanie mieszkańców wygrał najbardziej zielony projekt, i niedługo zaczynają się roboty. 🙂 Ruch samochodowy pójdzie precz i będzie o, tak:
          https://decide.madrid.es/proceso/plaza-espana/proyectos/38

          Polubienie

          1. Okrutna jesteś! ;p wprawdzie ja wczoraj raczyłam się pysznymi malinami i borówkami, ale truskawkami bym nie pogardziła. I zazdraszczam!
            I ta wizualizacja, ech…dopiero, co oglądałam piękne zdjęcia Andaluzji, a teraz to… Hiszpania to piękny kraj. I smaczny też.

            Polubienie

            1. Piękny niewątpliwie. 🙂
              Ale na pocieszenie Ci powiem, że coś takiego jak łąka to istnieje tylko na północy, bo już u nas w centrum trawa nie wytrzymuje tych temperatur, o Andaluzji nie wspominając. Trawniki istnieją tylko wiosną, a o brodzeniu w wysokiej trawie to już całkiem mogę zapomnieć. 😦 Chyba że jakaś trawa jest regularnie podlewana – w niektórych parkach to robią, na szczęście… ale za to wtedy strzygą regularnie, prawie jak Anglicy. 🙂

              Polubienie

              1. coś za coś…
                letnie temperatury też nie dla mnie, z trudem już znoszę takie np.28 a co dopiero sięgające 40. W sumie nasze lato mnie satysfakcjonuje, gdyby tak jeszcze trwało przynajmniej 8 miesięcy 😀

                Polubienie

  7. Oj te wspomnienia, wspomnienia, Mogą człowieka zamęczyć. Moje Szczerbate jak widzą, że mam minę taką uśmiechnięto-smutną to mówią: „Babcia – znowu jesteś małą dziewczynką?”.
    Kogiel-mogiel zawsze mi Mama robiła – i też z dodatkiem kakao.

    No ale Wiosna przyszła więc trzeba wracać do terażniejszości. Chociaż wiosna też się kojarzy ze wspomnieniami.
    Przytulam serdecznie.
    🙂

    Polubienie

  8. Od wieków nie jadłam kogiel mogiel. A kiedyś to był mój ulubiony przysmak! 🙂 Co do surowych jajek- ratowałam się nimi czasem gdy gardło siadało, a musiałam całą noc śpiewać. Ale teraz nie jestem już w stanie ich przełknąć w takiej postaci 😀

    Cieszę się, że wyniki podskoczyły. Uwiązanie od piguł z pewnością jest męczące…ale mimo wszystko życiodajne. :*

    Polubienie

Dodaj komentarz