Różnie bywało…

Pamięć bywa wybiórcza, i choć miałam w swoim życiu niejednego przetańczonego Sylwestra bądź Małankę na prawdziwym balu w długiej sukni i szpilkach, to przypomniała mi się noc z 1989/90.  Śnieżna. W ostatniej chwili zdecydowałam się zostawić małą Tuśkę z rodzicami w DM, gdzie przebywałam od świąt, bo OM wraz ze swoim przyjacielem a mężem G. pojechali do naszych wspólnych przyjaciół, którzy na dniach mieli emigrować z RFN do Kanady, i pociągiem udać się do Teściów na wieś, u których już od lata mieszkaliśmy budując obok własny dom. Z OM miałam ( ograniczony) kontakt telefoniczny, ale G. nie miałam jak powiadomić, że przyjeżdżam. To był naprawdę spontan, bo mogłam spokojnie bawić się gdzieś z miastowymi przyjaciółmi mając zaproszenie, ale pomyślałam sobie, że nie zostawię G. z maleńkim dzieckiem ( dwumiesięcznym) przy piersi, w noc, kiedy  inni się szampańsko bawią, łącznie z naszymi mężami ;). No cóż, młoda byłam, to i inne spojrzenie miałam na tę noc niż obecnie ;).  Wsiadłam więc w pociąg i po 3 godzinach ( do dziś nie ma bezpośredniego połączenia z DM do mojej-nie-mojej wsi) wysiadłam na bliższej stacji ( moja wieś posiada dwie) i przez pole na skróty w zaspach dotarłam do domu rodzinnego OM. Jak mnie teściowa zobaczyła i usłyszała, że wybieram się do sąsiedniej wsi do G. ( 8km) to pożyczyła mi swojego malucha. I tak Sylwestra spędziłam z matką karmiącą na jednej kanapie, popijając przez pół nocy szampana i gadając, gadając prawie do samego rana. Obie zasnęłyśmy w jakimś momencie  na nierozłożonej kanapie w ubraniach, śpiąc na waleta.  Rano zjadłam śniadanie przyrządzone przez mamę G. i postanowiłam ruszyć do teściów, oddać auto i wsiąść w pociąg do DM.  Siarczysty mróz w nocy zrobił swoje i szyby w maluchu były zamarznięte.  Na amen. Nie pomagało skrobanie, a właściwie zwyczajnie mnie się spieszyło, by zdążyć na pociąg, więc mama G. zagotowała wodę i  takim wrzątkiem ( prawie, bo na tym mrozie woda szybko traciła temperaturę) chlusnęła na przednią szybę. I w tym momencie zamarłam, bo dotarło do mnie jak mogło się to skończyć. Na szczęście szyba wytrzymała!

Bawić się w tę noc można na wiele sposobów, ale najważniejsze jest towarzystwo. Można też uznać, że to zwyczajna noc i położyć się spać, wcześniej coś czytając  bądź oglądając.  Jak kto lubi, i jak okoliczności sprzyjają. Nic na siłę. Dobrze jednak jak jest radośnie. Bez smutków i obaw. Lubię początek nowego roku, choćby za to, że…w tym roku znowu będzie wiosna!!! I lato :))))

Do domu wróciliśmy o w pół do drugiej. I to musiałam najmłodszego imprezowicza wyciągać, bo się tak rozhulał, że nie chciał wyjść z zaprzyjaźnionego domostwa. Ale co się dziwić jak bawiliśmy się radośnie! Od śmiechu  bolał mnie brzuch ;). Dwa łyki szampana w toaście aby się spełniły życzenia, trochę pląsów przy muzyce z telewizorni, i polegiwanie w różnych pozach na kanapie. Czas szybko płynął w tę noc trochę bardziej wiosenną ( 9,5 stopnia) niż zimową, ale piękną, bo radosną! Fajnie patrzeć jak ludzie się dobrze bawią na koncertach, jak wszyscy wszystkim składają życzenia. W życiu za dużo jest chwil smutnych by nie lubić tej nocy, więc myślę, że warto dać się porwać ogólnie panującej radości! Mnie muzyka zawsze porywa do tańca, i to się nie zmieniło!

Odespałam ( młody imprezowicz wstał o normalnej godzinie- no cóż młodość ;p), chłopaki poszli na długi spacer z dwoma psami, które niekoniecznie są przyzwyczajone do smyczy- szczególnie Myśka, bo Kama częściej chadza- więc to raczej Pańcio był prowadzony, a ja  ewakuowałam się na górę pod kołdrę, więc jak przyszły Starsze Dziecka to wciąż byłam w piżamie. Kole 14. Jakoś nie biorę sobie do serca powiedzenia, że „jaki pierwszy dzień taki cały rok”. A jeśli nawet, to…będzie mnie zaskakiwał, na szczęście radośnie.

Wspominaliśmy, że kiedyś w pierwszy dzień roku to każdy szukał swojej bramki albo bramy- taki wiejski zwyczaj. Dziś już raczej nikt bramek nie zdejmuje i nie chowa,  ale wciąż panuje przesąd, że jak mężczyzna pierwszy przekroczy próg domu, a jak jeszcze sypnie zbożem, to rok będzie szczodry  i obfity w samo dobro!

nr

I tak się stało u Gospodarzy naszego Sylwestra :)))

Niech ten rok będzie dobry!

A ja mam marzenie, którego jeszcze przedwczoraj nie miałam. I chyba powinnam snuć plany, a może nawet popełnić  postanowienie.  I to jest piękne w życiu, że lubi zaskakiwać ;).

Miłego początku…!

 

18 myśli na temat “Różnie bywało…

  1. Mieliśmy wieki temu malucha! Pamiętam to skrobanie szyb! 🙂 Wtedy przynajmniej mrozy były i można było odczuć, że jest zima 😉

    Na naszej domówce też były tańce. Moja Iga poszła spać po 1! Wstała o 11 🙂 Poszliśmy na długi spacer do lasu 🙂

    Niech się spełni nowe marzenie 🙂

    Polubienie

    1. Teściowej brat sprezentował malucha i musiała zrobić prawo jazdy już jako bardzo dojrzała kobieta. Oczywiście wcześniej od lat było auto w domu – wartburg, duży fiat- ale nie kusiło jej do jazdy. No i jeździła tylko maluchem- kolejnym- nie dając się namówić na żaden inny :)) Przestała jeździć chyba 3 lata temu. A maluch odszykowany wciąż jest i cieszy Pańcia :)))
      U mnie w domu rodzinnym najpierw była syrenka ( miałam 2 lata), potem trabant, a następnie kilka skód i inne… A My z OM zaczęliśmy od żuka :DDD Potem zaraz odziedziczyliśmy jedną ze skód, bo tata zmieniał co 3-4 lata samochód.

      Dzięki! Zrobię co w mojej mocy 😉

      Polubienie

  2. Kochana!
    Mój Sylwester 1989/90 także z małym 4- miesięcznym synkiem.
    Tegoroczny spokojny, domowy, tak teraz lubię.
    Pozdrawiam mile i zdrówka życzę:)

    Polubienie

    1. Tuśka miała niecałe 16 miesięcy.
      A ja bym jeszcze poszła na bal, niekoniecznie sylwestrowy, żeby poczuć ten klimat 🙂 Tylko z moją kondycją to „cienko” to widzę ;P
      Serdeczności :*

      Polubienie

  3. Widzę,że mamy dzieci prawie w tym samym wieku:))
    Oczywiście,masz rację,Roksano, nieważne gdzie,ważne z kim – Sylwester …i dziecko też:)))
    My lubimy bywać,wyjść z domu,posłuchać muzyki,iść do kina, a potańczyć to już w ogóle nie lada gratka:)..Póki możemy ,korzystamy, bo na codzień jesteśmy dość mocno zapracowani.Sylwestry też bywały różne ,zdarzało się nam siedzieć w domu,bo małe dziecko ,nie zawsze też chciałam obciążać rodziców..,bo oni też mieli swoje życie i swoje plany.Czasem przychodzili znajomi…,no różnie.
    Serdeczności,Roksano
    ps,miałam różne „graciki”,ale malucha nigdy;)

    Polubienie

    1. :)) Cha, cha, cha…Prawda!!! Moja córcia w tym roku ma okrągłe urodziny z trójką z przodu- szok!!!
      Był czas, że sporo zaliczyłam tanecznych imprez, niekoniecznie z OM, bo były to też babskie wypady. Bardzo lubię tańczyć! Ale nigdy nie miałam jakieś presji, że Sylwester to tylko bal, nawet jakiś najmniejszy 😉

      Zdradzę Ci, że jazda maluchem to wyższa szkoła jazdy ;)))
      Serdeczności!!!:)

      Polubienie

  4. Nie pamiętam, gdzie byłam w ostatnim dniu ’89roku, ale możliwości są dwie – albo w domu w DM,albo na wsi u rodziców. Na pewno z synem, wówczas dziewięciolatkiem. Nigdy nie byłam miłośniczką sylwestrowych zabaw, taniec to nie moja bajka. Zdarzyło mi się kilka razy organizować imprezę na kilkadziesiąt osób i to była niezła zabawa!
    Jeśli marzenie objawiło się nagle i pozwala na snucie planów, to do dzieła! Planuj i postanawiaj! I niech się spełni!!!

    Szczęścia, zdrowia i spełnienia marzeń na ten nowy rok!
    Uściski!😘

    Polubienie

    1. No taka organizacja to duża odpowiedzialność.
      Niektóre Sylwestry potrafię umieścić w czasie jak ten w Kontrastach- najbardziej dla mnie radosny i nie z powodu, że wkraczaliśmy w XXI wiek, ale ze szczęścia, że mogę się bawić, tańczyć, a nawet śpiewać a na głowie mam już króciuteńką fryzurkę prosto od fryzjera :)) Kontrasty zamknięte a ja wciąż trwam 😉

      Marzenie w sumie to samo, ale teraz nabrało większej ważności, nowej oprawy!
      Dziękuję i buziaki:*** Niech nam się spełnia, niech będzie dobrze!

      Polubienie

  5. Zaintrygowałaś mnie tym świeżutkim marzeniem- całym sercem trzymam kciuki (::PP) żeby się spełniło :*
    Nie wiem dlaczego nie przepadam za Sylwestrami, jakoś nie czuję tego, że to jakiś powód do radości. Podzielam zasłyszany pogląd, że to jakby spadając z wieżowca,wiwatować przy kolejnym piętrze ::pp
    Ale zaintrygowałaś mnie tą wiosną i latem ;)) O,jakby tak była tradycja masowych bali z okazji rozpoczęcia meteorologicznej wiosny-balowałabym zawzięcie;) Ale ta zima i ta aura i te chałasy do zabawy mnie nie zachęcają.
    Posiedzieć i pogadać z fajnymi ludźmi-tak to zawsze, również w Sylwestra.
    Malucha miałam na studiach,bardzo go lubiłam. A skody to samochody mojego dzieciństwa, bo jak się urodziłam rodzice mieli Oktavię (do dziś pamiętam wzór tapicerki) a potem jeszcze dwie inne;))
    Pozdrawiam

    Polubienie

    1. Dziękuję:***
      Moi rodzice mieli chyba wszystkie oprócz Octavii, bo jakoś nie kojarzę. I większość z nich lądowała po rodzinie 😉 Jedną to Tata nawet wygrał 🙂 Tak jak i malucha, ale szybko się go pozbył. Od lat mówimy mu żeby grał w totka, bo ma szczęście ;p
      Ja lubię tańczyć, lubię drzeć gębę- bo śpiewaniem tego bym nie nazwała- miałam to szczęście, że moje towarzystwo było zawsze muzykalne, zawsze ktoś grał na gitarze, więc śpiew i tańce nawet przy ognisku. Teraz już nie dla mnie bale, ale nie rozpaczam 😉
      Serdeczności:***

      Polubienie

  6. Tak, najwazniejsze z kim sie spedza ta noc, moze tez byc tak ze juz nigdy nie powtorzy sie i zostanie tylko we wspomnieniach i zadne bale sylwestrowe nie moga z nia konkurowac.

    Polubienie

    1. Z czasem chyba już jest mniejsze parcie i większa akceptacja tego co przyniesie los. Moje Sylwestry w większości były domówkami, bo najczęściej za dwa tygodnie szliśmy na Małankę. Bywały lata, ze hucznie witaliśmy dwa razy 🙂 No bardzo różnie. Ale nigdy nie czułam się źle bądź samotnie w tę noc, nawet rok termu, jak spędzałam ją w szpitalu.
      I tak sobie pomyślałam, że bal do balu podobny, zacierają się wspomnienia, a pozostają te spędzone bardziej kameralnie z bliskimi sobie osobami,

      Polubienie

Dodaj komentarz