Mieć ten zapał i wiarę…

Młodzieńczy. Ha!

Do spięcia pośladków i zmobilizowania się, acz powolnego, skłonił mnie Misiek, który jeszcze w listopadzie oznajmił, że ma już prezenty dla wszystkich, tylko musi się skonsultować z Tuśką co dla Pancia, czym mnie zaskoczył, bo nie wiem, po kim tę organizację świąteczną odziedziczył. I ten zapał! A jak oznajmił, że kupuje choinkę i przystraja swoje mieszkanie, to  wte pędy poleciałam do kalendarza  spojrzałam w kalendarz w telefonie z obawą, że zaraz zobaczę, iż wigilia jest już jutro…no dobra, za trzy dni. Uff…odetchnęłam z ulgą, ale zaraz sobie pomyślałam, że w moim tempie, na dodatek bez pomocy OM, to ja się ogarnę gdzieś w pobliżu Wielkanocy, więc czas rozpracować wszystko logistycznie. Najpierw prezenty, żeby mieć już jedno z głowy- od nas i od Mam, która już któryś rok z rzędu  „obowiązek” ten scedowała na mnie, a jak ja byłam w pozycji horyzontalnej, to Tuśka przejmowała pałeczkę. W międzyczasie Starszym Dzieckom odwidziała się koncepcja składkowego Panciowego prezentu, więc worek z prezentami wiał totalną pustką!

Bieganie po sklepach odpada w przedbiegach ( choć za chwilę jadę z LP do ŚM i być może uda mi się coś kupić), więc zagłębiłam się w czeluściach internetu w poszukiwaniu niewiadomoczego, a raczej wiadomo: prezentów! I doopa!  Jak się nie ma skonkretyzowanych, to sobie można szukać w nieskończoność!

O nie! Idę na łatwiznę, koniec, kropka!

Najpierw Misiek został zapytany co by chciał znaleźć pod choinką i poproszony o link. Uprzedziłam, że może być coś konkretnego, bo  pomyślałam, że od nas i dziadków prezent może być wspólny. Po ponagleniu dostałam link z treścią, że jak Mikołaj nie da rady, to na liście jest jeszcze…Odpisałam, że jeden może by nie udźwignął, ale zdublowany dał radę 😀 Tuśce zapowiedziałam to samo, już się zastanowiła, teraz czekam na link, żeby zamówić. Dla Pancia po konsultacji  zamówiłam od nas i od pradziadków osobny, i teraz  czekam na kuriera. I tak oto w ten sposób pozostali mi rodzice i OM 😀 Może coś uda mi się wypatrzeć dziś w centrum handlowym, a jak nie, to pozostaje internet, bo  nie mam  więcej zamiaru szwendać się  po sklepach. Jedziemy z LP do południa, tak, aby uniknąć tłumów. Sama bym się nie wybrała, choć jedziemy Julkiem, czyli ja prowadzę :). Przy okazji zatrzymamy się na dobrą kawę i obiad! To w ramach rekompensaty za to, że we wtorek LP jak błyskawica umyła mi wszystkie okna. Wszystkie, choć ustaliłyśmy wcześniej, że umyje tylko w kuchni, w salonie i w sypialni- tam, gdzie najczęściej przebywam i gapię się w okno ;p  Taaa…Wpadła w taki trans, że żadna szyba wychodząca na zewnątrz  nie została pominięta. A nie! Okno dachowe w garderobie, ale ono jest myte raz do roku i to w lepszych warunkach pogodowych, niż te obecne. I okno w łazience, które z kolei ma szybę, przez którą dochodzi naturalne światło zewnętrzne, ale nic nie widać. Brudu też ;p

Stwierdziwszy, że mając czyste okna, to ja właściwie jestem już do świąt przegotowana jak nigdy przedtem, mój wzrok ogarnął salon i…zatrzymał się na zającu…który stoi od Wielkanocy. To nie taki zwykły zając tylko zielono- biały pojemnik na ciasteczka albo cukierki-  u mnie na cukierki. Hmm…chyba czas na zmianę dekoracji i przesypać cukierki  w mikołajkowy pojemnik, szczególnie że mikołajki już dziś- pomyślałam (wczoraj)- i wyciągnąć pozostałe świąteczne ustrojstwa, dla uciechy Najmłodszego  w rodzinie, który przyszedł sprawdzić, czy u babci był Mikołaj i  zostawił coś dla niego. A jakże! Był! Przedarł się przez wiatr i ulewę ( w końcu dzień wcześniej okna były myte, więc to klasyka!) i zostawił  pod kominkiem torebkę z prezentem :).

Złachałam się przy tym strojeniu, bo najpierw musiałam wleźć do pawlacza i przejrzeć pierdylion pudeł różnych gabarytów, w których Cioteczka- niech jej gwiazda betlejemska jak najjaśniej przyświeca- przy majowym sprzątaniu ulokowała wszelkie ozdoby świąteczne, co mi ułatwiło robotę ( wcześniej też były w pudlach, ale bardziej gdzie popadnie: jajka z mikołajem i zającem razem między łańcuchami ;p), ale i tak musiałam kilka razy pokonać drogę dół-góra-dół, czyli odbębnić codzienny fitness po schodach razy iks.

Warto było! Dla radości Najmłodszego, któremu przystrojenie przypadło do gustu i  uznał, że Mikołaj miał w tym swój udział ;D.

I wiecie co?  Warto spojrzeć na ten czas przygotowań oczami dziecka, które nie potrzebuje wypucowanych okien, lśniących wszystkich kątów, a czasu mu poświęconego. Wspólnych w radości i spokoju- bez nerwowych pohukiwań-przygotowań, tak, żeby ten czas zapamiętało jako czas magiczny o zapachu i smaku pierniczków i lukrowanych ciasteczek. Żeby w dorosłym  życiu miało piękne wspomnienia!

 

 

8 myśli na temat “Mieć ten zapał i wiarę…

  1. nie wspominam jakos szczególnie dobrze świąt z dzieciństwa
    mama zawsze zarobiona
    przy wigilijnym stole zmęczona do bółu ale nieby…szczęśliwa
    nie chcę takiego szczęścia
    chcę mieć siłę na spotkanie z rodzina i rozmowy i gry i słuchanie
    no

    Polubienie

    1. Ja mam dobre wspomnienia, czy to u dziadków, czy u wujostwa- wesoło było 🙂
      Pamiętam też, że raz zostaliśmy w domu, ale żebyśmy nie byli tylko we trójkę i pies, to rodzice zaprosili bliską znajomą z synem.

      Polubienie

  2. I u mnie rządzą czeluście internetu 😀 Prawie wszystkie prezenty zamówione, a w każdym razie dla wszystkich mam jakiś pomysł,

    I masz rację, że w świętach nie chodzi przecież o to kto ma najczyściej, najwięcej wytwornego jedzenia i największą choinkę – a o czas z Bliskimi nam ludźmi 🙂

    Polubienie

    1. Mnie zostały już tylko Dziecka Starsze, czyli czekam na link od tej mojej zakręconej córci 😉
      Dzisiejszy wypad wielce udany, po powrocie tylko domówiłam w necie dla OM i mogę odetchnąć z ulgą! 😀

      Polubienie

  3. Ladnie napisalas o tym czasie przedswiatecznym, bez gonitwy, bez szalonych porzadkow, chociaz widze ze w Polsce jakies specjalnie wazne jest to mycie okien, czego tutaj wcale nie widze.
    A dzieci tak, one najlepiej wiedza co najbardziej cieszy.

    Polubienie

    1. Dziękuję :)*
      Wiesz, to jakby taka tradycja przedświąteczne mycie okien, trzepanie dywanów 😉
      Ja nie bardzo się stosowałam do niej, bo dywanów nie posiadam, a okna w grudniu czy w listopadzie myć, to jakieś kamikadze ;p Aczkolwiek lubię mieć czyste, bo za nimi mam zielony widok 🙂
      P.S. Bodajże w Holandii gospodynie domowe myją raz w tygodniu i to jest dopiero szaleństwo:)))

      Polubienie

Dodaj komentarz