Turystyka salowa…

Twarze. Znane, mniej znane i nieznane. Imienne i bezimienne- niezapamiętane. Smutne. Czasem jakiś uśmiech, ton radośniejszy, tak jakby się zabłąkał.

Trafiłam na trzyosobową salę przystosowaną na cztery łóżka tak, że odległość między nimi nie większa niż pół metra. Wolne było jedno ze środkowych, ale zanim do niego dotarłam, już się cofnęłam, bo charakterystyczny odgłos wymiotowania spowodował, że zrobiło mi się niedobrze. Potem też lepiej nie było, bo Danusia wymiotowała, albo próbowała to zrobić co chwilę, przy okazji brudząc całą pościel…(Rzyga tak od lipca, ma przerwę w chemii, bo zbyt słaba). Dorwałam salową, żeby zmienić pościel mimo oporów samej zainteresowanej. Większość czasu spędziłam na korytarzu, nie mając zamiaru spędzać go w objęciach z muszlą klozetową. Oskarowa pod wieczór przeniosła mnie do sali pooperacyjnej. Mieli młyn, jeszcze tak długo pacjentki nie czekały na swoje łóżka, a łóżek brakowało. Chemiczki (te, które dostają chemię w żyłę)muszą być na oddzielnych salach i są to dwie sale- sześć i czteroosobowa. Jest sala przyjętych pacjentek na zabiegi( sześcioosobowa), trzy sale pooperacyjne i dwie, kiedy rekonwalescencja jest dłuższa niż dwa dni. Według mnie oddział chemioterapii nie powinien być razem z oddziałem ginekologii operacyjnej i onkologicznej. Nie wspomnę już o warunkach sanitarnych tam panujących. W każdym razie moje przenosiny nie były związane z tym, że ktoś zadbał o mój komfort i o to, aby zawartość mojego żołądka w nagły sposób nie została wyrzucona- po prostu ktoś czekał na łóżko, aby dostać chemię, a ja to łóżko zajmowałam. I tak trafiłam na salę, gdzie leżała tylko jedna pani, jeszcze przed zabiegiem. Cisza, spokój, możliwość otworzenia okna, więc szpitalne zapachy jakby przytłumione. Odetchnęłam, że noc jednak będzie spokojna. Pani bardzo sympatyczna, z zawodu pielęgniarka, i tak się zgadałyśmy, że zna Rodzinną. Miło było posłuchać, że Rodzinna zdiagnozowała i dobrała leki synowi po tym, jak kilku alergologów nie mogło sobie poradzić z alergią u dziecka. Że w środowisku jest bardzo szanowana, doceniana i uważana za bardzo pracowitą. Pani pracowała z Rodzinną jak sama jeszcze była na stażu, a to kawał czasu temu, bo jest w moim wieku, ale mieszka i pracuje niedaleko od miasta Rodzinnej, i z jej ośrodka bardzo dużo pacjentów przepisało się właśnie do Rodzinnej. Okazało się, że Pani  jest ciekawym przypadkiem medycznym, bo choć usunięto jej narządy rodne  jakieś cztery lata temu- nie z powodu nowotworu- to teraz pojawił się guz, dokładnie nie wiadomo gdzie,  który potrafi się chować. To już trzecie polowanie na guza ( trzeci zabieg), który na TK jest widoczny, rezonans go nie widzi, czasem uda się go wyczuć palpacyjnie albo na usg. ( porobiono zdjęcia), a po otwarciu…nie ma. Nie wiem, czy tym razem udało się go zlokalizować i usunąć, ale trochę czasu spędziła na sali operacyjnej, więc… Zanim jednak się udała, mnie zdążono zrobić TK- jak nigdy szybko i sprawnie- przywieźć z powrotem, przenieść na inną salę, bo musiałam zwolnić miejsce dla kogoś po zabiegu. I tak na koniec wylądowałam w trzeciej sali, trzyosobowej. Dobrze, że te przenosiny za każdym razem odbywały się z łóżkiem i szafką, więc ja przenosiłam tylko własne ciało ;). No, ale panie pielęgniarki trochę sobie pojeździły z tym całym majdanem. Nie doczekałam się ani wyniku, ani wypisu tylko skierowania na następny raz po piguły. Ale co tam, nie drę szat, bo już się przyzwyczaiłam i staram się nie robić problemu tam, gdzie go nie ma, albo tam gdzie ja go nie widzę, bo inni już niekoniecznie ;). Ale trafiłam na kobietę w sali numer trzy, która już szósty dzień spędzała w szpitalu, czekając na zabieg. W poniedziałek mieli jej zrobić usg., nie zrobili, więc mieli we wtorek- wszystkim oczekującym pod gabinetem zrobili, a jak przyszła jej kolej, to lekarz wyszedł. Wychodziłam koło drugiej, to jeszcze nie wrócił. Powiem tak…leżałam na niejednym oddziale, nawet w tej klinice, ale takiego chaosu nie było nigdzie! Owszem, są tam fachowcy najlepsi z tej dziedziny medycyny, ale jak to chirurdzy- zakręceni jak słoiki. I tak jest dużo lepiej niż te 9 lat temu, jak ordynatorem była jedna taka pani profesor, bo przynajmniej do pacjentów lekarze  nastawieni są życzliwie, o ile się dorwie jakiegoś, a to wcale łatwe nie jest.  Panie pielęgniarki są również bez zarzutu, czego 9 lat temu powiedzieć nie mogłam. Mimo to ostatnio mną telepie, jak mam się tam udać…Nie wiem, czy to wina paskudnej jesieni, znienawidzonego listopada,  ale za dużo tam smutku, bezsilności, wymizerowanych  albo opuchniętych przez sterydy twarzy. I dwa razy z rzędu, kiedy musiałam zostać na noc, był ktoś, kogo znałam z wcześniejszego leczenia, kto ewidentnie jest u schyłku swojej walki o życie…Przygnębiające, dołujące…Trudno się trzymać tej jaśniejszej, radośniejszej strony- póki jest- kiedy ta ciemna dopada cię co chwila…Coraz trudniej pozbyć się tych obrazów, myśli…(chemia, tak toksyczna, że dłonie i stopy muszą być cały czas zimne, żeby nie zrobiły się czarne i skóra nie schodziła).

Przespałam prawie cały pobyt w mieszkaniu.  Byłam wyczerpana, chyba wszystkim po kolei. Misiek mnie przywiózł do domu. Czekam na OM, zaraz wejdę do wanny, zapalę świecę, zrobię sobie herbatkę z miodem i malinami, bo coś mnie chyba  bierze. Potem otulę się kocem i spróbuję zapomnieć. O wyniku nie myślę. Zadzwonią albo i nie, i tak dowiem się  w następny piątek.  Mogę trwać w niewiedzy, która czasem bywa milsza ;).

OM dzwonił, przywiezie mi babeczkę z owocami od Sowy 🙂 I już jest lepiej ;p

46 myśli na temat “Turystyka salowa…

    1. Pańcio,
      wycinanie hamburgerów i pięknej ramki dla wcześniej zrobionej sówki,
      tort bezowy, babeczka i…urwałam się obrazom z łańcucha 😉
      Pewnie gdybym zakopała się w kocyk-nie zdążyłam- to byłoby trudniej.

      Polubienie

        1. Przez te wszystkie lata do pierwszej wznowy 3 lata temu nie było nawet takiej opcji. Dziś sytuacja jest trochę inna, więc walczę też aby nie popłynąć w kierunku z którego już mogę nie wrócić…

          Polubienie

              1. hi, hi, ‚ja czekam aż syna sobie kupi nowego a swojego mi odda, bo ten też jest ” po nim” i w niektóre klawisze muszę mocniej przywalić, a uruchomienie go czasem zajmuje mi sporo czasu.
                Wprawdzie mam Malucha całkiem sprawnego, ale używam na wyjazdach i awaryjnie albo jako tablet do czytania…

                Polubienie

              1. bo w środku pozwalamy sobie na więcej, bardziej…
                człowiek jest tak naprawdę sam ze swoim strachem i bólem mimo ogromnego wsparcia- nikt za nas tego nie przeżyje.

                Polubienie

  1. Zmyj te obrazy .zostaw w wodzie a potem niech płyną kanałami, gdzie ich miejsce 😛
    Ile razy jestem w szpitalu (od czasu studiów tak mam) tyle razy dociera do mnie, że są dwie rzeczywistości, oddzielone murem szpitala.
    Dobrze,że wróciłaś do tej drugiej :*

    O! Sowę masz blisko? Lubię tort dacquoise, najbardziej wersję limonkowo-miętową ale ona tylko latem i bardzo rzadko.
    Miłego wieczoru i nocy 🙂 …..nie ma to jak własne łóżko 😉
    Przytulam :**

    Polubienie

    1. Zmyłam, a potem mały szkrab nie pozwolił, żeby powróciły – twórczo rysował i wycinał, babcia kleiła 🙂 ( stanowczo wolę jeść już hamburgery niż je tworzyć z papieru ))

      Ech, staram się nawet nie opowiadać bliskim, wyrzucę to tu, choć te kilka zdań nie odzwierciedla tej szpitalnej rzeczywistości. I tak dziękuję losowi, że nie muszę przekraczać bram ZCO, że…a i tak łatwo nie jest.

      Jeśli 30km to blisko to mam blisko :))) Ale OM jest codziennie w ŚM, więc problemu nie ma 🙂 Twój tort brzmi pysznie!!! Ja lubię jagodowy, bezowy ale jem odrobinę bo pieruńsko słodki (lubi go zięć, więc OM dziś zakupił pół tortu) i chyba o nazwie ” czarny las” , lubię ich makowiec płaski i miodowiec, który jest bardzo orzechowy 🙂

      O tak! własnego łóżka nic nie zastąpi!
      Buziaki :***

      Polubienie

  2. Widać trafiłaś na niezły młyn na oddziale. Byle taki chaos nie stał się normą.
    Dobrze, że masz to za sobą i możesz odpocząć w domu. Może się uśmiechniesz, kiedy Ci powiem, że Filipek coraz lepiej znosi pierwszy cykl podawania antyciał.
    Serdeczności! :)))

    Polubienie

    1. A żebyś wiedziała, aż się uśmiechnęłam głośno! Tak się cieszę:)))) I myślałam o Filipku i miałam już się pytać czy masz jakieś wiadomości! Jak kania dżdżu pragnę tych dobrych wieści!!!

      Mam wrażenie, że tam jest normalnie tylko w dni świąteczne 😉 Czasem jest po prostu mniejszy młyn. Nawet panie pielęgniarki zaczynają się już buntować, i wcale im się nie dziwię. Ten budynek ma iść do remontu i ma być rozbudowany. Podobno chemioterapię mają przenieść na Unię. Tyle że oprócz godnych warunków, to brakuje personelu, ot taka rzeczywistość tej naszej służby zdrowia.
      Buziaki 🙂

      Polubienie

  3. To dla dalszego odwrócenia Twoich myśli powiem Ci, że dziś byłam na komisji tutejszego ZUS. 🙂
    W sumie wygląda identico od strony organizacyjnej, też komisja jednoosobowa, a potem równie jednoosobowy 🙂 wywiad socjalny, tylko jakoś sprawniej i wszyscy uśmiechnięci…
    No i się dowiedziałam, że mam o ohoho za stare zaświadczenie od okulisty i muszę biegusiem… już tutaj. A najpierw biegusiem do rodzinnego po skierowanie do onego. Tego jeszcze nie grali… czyli zbieramy nowe doświadczenia. 🙂

    Polubienie

    1. Ha! u nas nie masz czegoś to ci podziękują i stwierdzą, że się nie należy 😉 o ile w ogóle powiedzą, że czegoś nie masz, bo w twoim interesie jest złożenie kompletnych zaświadczeń.

      To ja mam taką ciekawostkę, że ZUS przyznał OM dodatkowe 3m zasiłku rehabilitacyjnego, ale nie uwzględnił w tej decyzji pobytu w sanatorium, mimo iż lekarz specjalista orzecznik wyraźnie zaznaczył potrzebę. W kuluarach OM dowiedział się, że nie zrobili tego, bo by musieli przyznać to sanatorium w czasie trwania ZR a jak nie to znowu mu przedłużyć zasiłek. Nie wiem jak to się skończy bo OM złożył wniosek.

      Polubienie

      1. Tak a propos „nie dostaniesz”, to tutaj zawsze „coś” dostaniesz, bo liczą procentowy uszczerbek na zdrowiu, jak u nas z NW. Ale „prawdziwe” ulgi zaczynają się od 33%, więc jak tego pułapu nie osiągniesz, toś prawie zdrowa… Kolejny próg to 65%, nawiasem.
        A ulgi obejmują: o 1/3 większą kwotę wolną, pierwszeństwo przy zatrudnieniu gdziekolwiek (podejrzewam, że inni kandydaci modlą się, żeby żaden inwalida…), bilet miesięczny za 6,50 zamiast 52,50, wstęp wolny do wszystkich przybytków kultury oraz na baseny miejskie, darmowe wszystkie pomoce ortopedyczne, jakie są potrzebne, duuuże zniżki na ubezpieczenie auta, dopłaty do mieszkania… i milion innych rzeczy. Aha, a rentę dostaniesz tylko przy naprawdę niskich dochodach, za to całkiem niezłej wielkości – masz ŻYĆ, a nie wegetować. Ale i tak chyba z 70-80% inwalidów pracuje, bo im się opłaca, po prostu, a i pracodawcom pewnie też. Inwalidów widać literalnie wszędzie, więc wszyscy przyzwyczajeni do widoku… w marketach są specjalne wózki na zakupy z zaczepami do wózka inwalidzkiego, wszystkie autobusy niskopodłogowe…

        Polubienie

        1. I to jest normalność właśnie.
          W Polsce inwalida na wózku najczęściej jest zamknięty w czterech ścianach mieszkania i zdany na pomoc bliskich, bo nawet jeśli winda jest w danym budynku to i tak są jakieś schody do pokonania…a co tu mówić o ulgach, bo do miejsca na parkingu czy komunikacji miejskiej ze zniżką na bilet to najpierw musi być możliwość wyjścia z domu…O pracy nie wspomnę, bo takiej jak na lekarstwo…

          Polubienie

  4. Przeraza czytac o sali 4 osobowej, bo jak wtedy z lazienka i toaleta. Dla mnie to najwazniejsze bylo w szpitalu, sale byly 2 osobowe, ale czesto bylam w izolatce, lekka biegunka wystarczyla i mialam lazienke tylko dla siebie. Tutaj bardzo pilnuja zeby nie meczyc sie z wymiotowaniem, bo przeciez jest lek na to.

    Polubienie

    1. Teresa,
      i co ja mam powiedzieć??? takie są wciąż realia w polskich szpitalach, choć są też już takie na poziomie europejskim i nawet w tej klinice- po remontach- są takie oddziały, gdzie każda sala( 2,3, 4 os.) ma swoją łazienkę.
      Tak jak napisałam w poście na tyle łóżek- 31 jak dobrze policzyłam- są dwie łazienki, w jednej są dwie muszle i dwa prysznice, w drugiej jedna muszla i prysznic oraz kozetka do lewatyw ( nie ma zachowanej żadnej intymności, bo wystarczy otworzyć drzwi na korytarz i jest się widoczną dla wszystkich)… i po jednej umywalce w każdej, z tym że umywalki są też na salach.Tak ze tak…Ciasno, a o zapachu nie wspomnę…ech…Koszmarne są to warunki. Znamienne jest to, że to oddział ginekologiczny…

      Polubienie

      1. Sobie obejrzyjcie fotki szpitali z międzywojnia (albo wcześniejsze), to nabierzecie dystansu. 😀
        Ale nie wiem jak u Was, bo u mnie działa niezmienne prawo fizyki – gdzie najgorsze warunki, tam najlepsi ludzie. Albo oni to tak dla wyrównania (lub stworzenia dylematu dla potencjalnych pacjentów), albo w tych warunkach personel robi się święty za życia, a pacjenci razem z nim. 😀 😀

        Polubienie

        1. taaa
          no cóż ja mam różne doświadczenia, bo np. moja Mam trafiła i na kiepskie warunki i na kiepski personel- jak szpital z pogłoskami do likwidacji to morale siadają- tak sobie myślę zgrzytając zębami.
          A najlepszą opiekę miałam tam gdzie miałam najlepsze warunki, ale może dlatego, że szefem/ordynatorem był Syryjczyk ? 😀

          Polubienie

      2. Najpierw myslalam ze jak pokoj 4osobowy to lazienka i WC na 4 osoby, 31 lozek i dwie lazienki koszmar. Ja przy chemii dostawalam do zyly mnostwo plynow, a poniewaz moje chore serce zle pracuje i plyny byly zatrzymywane w ciele dostawalam tez do zyly lek, ktory gonil mnie do toalety na siusiu co 7 min i tak przez 2 godziny, dlatego wc bylo dla mnie takie wazne, zamykalam sie po prostu na 2godziny, no ale przy pokoju 2osobowym byla druga muszla w lazience, czyli w Polsce dostalabym chyba nocnik na sali.

        Polubienie

        1. Po chemii zawsze dostawałam dwie duże butle na przepłukanie, które goniły do toalety. Możesz sobie wyobrazić ten sprint po korytarzu ze stojakiem, który w jednym z wc ledwo się mieścił. To jest wyższa szkoła jazdy. Gorzej było z rzyganiem bo nie zawsze zdążyłam…Owszem są tabletki, zastrzyki wstrzymujące wymioty, ale na mnie nie działające albo słabo działające- taki mój urok 😉 Nie wiem czy Danusia coś dostała, ale te wymioty nie były spowodowane chemią a chorobą…

          Polubienie

  5. Mój tata jest po piątej chemii, jeszcze 11. Trochę opowiada, co w szpitalu. Jeździ co dwa tygodnie do Olsztyna, 100 km ze swojej wsi.
    A jego lekarką prowadząca okazała się moja koleżanka z liceum, z którą mieszkałam 4 lata w jednym pokoju w internecie. Ta się potem złożyło, że nie widziałaś my się 30 lat. Spotkalysmy się teraz niedawno, jak przyjechała na szkolenie do Warszawy. Takie splatane wydarzenia…

    Polubienie

    1. Pewnie niełatwo mu jest. Sama podróż może człowieka wykończyć.
      Miło tak spotkać kogoś po latach i dużo łatwiej – co tu mówić- o dobry kontakt na linii lekarz -pacjent-rodzina. To taka wartość dodana w tej złej sytuacji jaką jest choroba.

      Polubienie

  6. Czytałam ze zmarszczonym czołem, bo aż za dobrze znam szpitalne warunki. Strach chorować. Ale najważniejsze, że babeczka i Pańcio odgonili szare chmury 🙂

    Polubienie

    1. Szpital, szczególnie niektóre oddziały, nie są dobrym miejscem, nawet, jeśli warunki są odpowiednie i personel życzliwy, ale zawsze to są plusy niechcianego przecież pobytu. A kiedy tego nie ma, to stres, strach podwójny.

      Polubienie

  7. nawet najlepszy szpital, to przecież konieczność i trudno w nim czuć się dobrze i dlatego dobrze, że jest Pańcio i te hamburgery i nie tylko. Dzięki temu da się zapomnieć. Trzymaj się „roksanno”. Pozdrówka.

    Polubienie

  8. Jestem i ja! Czekam z Tobą, choć nieco spóźniona jestem 😉
    Wiem, ze czasem te obrazy ciężko wymazać z pamięci. Dlatego kąpiel w wannie, ze świecami, dobrą książką lub muzyką to coś co i mi bardzo pomaga 🙂

    Jestem taka wygłodniała dzisiaj! 😀 Od dwóch dni przyjmowałam tylko płyny, więc dzisiaj odrabiam zaległości i jakoś tak mnie zmobilizowałaś, żeby sobie skrócić ten czas kiedy nie jem słodyczy 😛 Lecę po coś z czekoladą 😀

    Polubienie

    1. Czekolada może być lekiem na cale zuo 😉 ja tam sobie nie odmawiam, kiedy potrzebuję.

      Dobrze móc się „wyłączyć”, że są takie wspomagacze, że się ma sposób…że t jeszcze działa.

      Polubienie

Dodaj komentarz