Pierwszy raz…

Czy pamiętacie swój pierwszy raz? Ten najważniejszy.

Nie, nie mam tu na myśli seksu- choć czemu nie- bo pewnie każda z nas pamięta gdzie i z kim. Przynajmniej mam taką nadzieję ;ppp

Ale ten pierwszy raz, który w jakimś sensie był ważny, zmienił wasze podejście do życia albo je odmienił, poszerzył horyzonty, był początkiem pasji, szczególnej znajomości …

Sama długo się nad tym zastanawiałam i szczerze mówiąc, mam problem…

Kiedy tata  dał mi do ręki swój stary akordeon to, zamiast zacząć się uczyć na nim grać, rozebrałam go na części pierwsze. Pomógł mi w tym mój przyjaciel, który wprawdzie  muzykiem nie został, ale przynajmniej skończył muzyczną szkołę, ucząc się gry na skrzypcach. Nauczył się też gry na gitarze. Niestety, pierwszy mój kontakt z instrumentem, nie wywołał u mnie pasji do niego, ani chęci gry na czymkolwiek innym, no chyba, że na nerwach ;). Za to źle się skończył dla instrumentu.

Manualnych zdolności też nie posiadam, więc igła, szydełko, druty, to dla mnie wprawdzie nie czarna magia, ale w moich rękach kompletnie nieużyteczne przedmioty. Lubiłam rysować, malować, ale nie było to moją pasją. Za to pamiętam jak pierwszy raz, wzięłam do ręki rapidograf i zaczęłam kreślić. Zostałam mistrzynią! Rysunek techniczny, potem projekty taty, kiedy zaczął studia wieczorowe- nad tym mogłam ślęczeć godzinami. Żeby pisać bez szablonów ćwiczyłam rękę, przepisując…”Potop”. Zaowocowało to tym, że rękę miałam tak wyrobioną, pewną, że przez wszystkie lata swej technicznej edukacji rysunek był na „piątkę”.  Niestety, szybko w zawodzie przestałam pracować i nie zostałam cenioną projektantką i nieocenioną kreślarką,  choć projekty jeszcze przez jakiś czas   robiłam w domu, dorabiając sobie. Zresztą  kiedy weszły programy komputerowe i takie tam,  ja już  byłam zajęta całkiem inną działalnością.

Pamiętam pierwszy post przeczytany na Onecie o przyjaźni. Temat banalny i odwieczne pytanie: czy istnieje przyjaźń pomiędzy kobietą i mężczyzną. Przeczytałam, skomentowałam, i wsiąkłam w sferę blogową, co dało impuls do stworzenia własnego miejsca.

Oczywiście, że pamiętam swoje pierwsze spotkanie z najstarszą stażem przyjaciółką, pierwsze trzymanie się za ręce jak szłyśmy w parze do klasy. Wtedy nie wiedziałam, że to początek przyjaźni na całe życie. Ważnej.

I tak sobie rozważam, i właściwie stwierdzam, że nie było w moim życiu nic aż tak ważnego, co wywróciłoby je do góry nogami, tudzież było inspiracją czegoś. No może moja decyzja przeprowadzenia się na wieś. Nie miałam wsparcia, bo większość pukała się w głowę. Ale ja lubiłam wieś, lubiłam spędzać wakacje u babci…aczkolwiek wakacje a życie na wsi to całkiem inna bajka. Żyję tu już prawie trzydzieści lat i wciąż nie czuję się  jak u siebie, nie licząc własnej zagrody. I żyję raczej po miejsku niż po wiejsku, choć zostałam ogrodniczką i hodowcą pierzastych na własne potrzeby, aczkolwiek skorupiak  pokrzyżował moje plany, zostania na ten przykład: ogrodnikiem roku ;p

No słabo to wyszło…a raczej wyszło, że mi nie wyszło ;D

Nawet babcią nie mogę być na pełnej petardzie, choć staram się jak mogę 🙂 I oczywiście pamiętam ten moment, kiedy telefon oznajmił mi, że Pańcio właśnie przyszedł na świat. Radość i wdzięczność. Ogromna. Bo jak sobie pomyślę, ile mogło mnie ominąć, to od razu wyłączam myślenie 😉

Pańcio bo babci i po tatusiu nie ma zdolności manualnych, więc tym bardziej staram się kupować takie pomoce, aby sobie wyćwiczył rękę. Ostatnio kupiłam zestaw pisaków, którymi można od razu wycinać, to co się narysowało. W zestawie  są też rysunki, a właściwie elementy różnych rzeczy do wycięcia i sklejenia. I to był strzał w dziesiątkę :)) Pańcio i w czwartek i wczoraj zacięcie  rysował, wycinał, kleił.  Przez kilka godzin, a ja mu asystowałam. Potem robiłam zdjęcia i wysyłam do dida i wujcia. Dziś mamy przerwę, bo  jedzie z rodzicami do DM, do Tuśki koleżanki jeszcze z liceum, która ma córeczkę w wieku Pańcia.

U nas wieje i coś tam siąpi, więc ja jeszcze nie wygrzebałam się z pościeli. Zaraz zrobię sobie kawę, trochę poczytam   i zejdę na dół  nastawić  ogórkową. Coś ostatnio za mną chodzi kwaśne zamiast słodkiego 😉  A potem przyjdzie LP na pogaduchy…

Miłego!

 

 

36 myśli na temat “Pierwszy raz…

  1. A wiesz, że nie wiem? Tak dumam i dumam, i dumam… I nie wiem które z wydarzeń (czy którekolwiek. Może jeszcze żadne?) wpłynęłoby na moje życie tak radykalnie. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to olśnienie przy poszukiwaniu pracy – żeby robić to, w czym czuję się dobra. Czyli pisać. Jak będzie trzeba, wiadomo, pójdę do biura, nawet i do fabryki, gdyby zaszła taka konieczność. Ale przyszłość swoją widzę w pisaniu.

    Tylko muszę zacząć tak na poważnie 😉

    Polubienie

  2. Chyba nie umiałabym wskazać jednej rzeczy. Mam kilka , które zmieniły różne obszary w moim życiu- pierwsze pianino zaowocowało tym, że wybrałam drogę muzyka i choć nie instrumentalisty to wciąż jednak muzyka. 🙂
    Narodziny córeczki, pierwszy wyjazd w góry, który rozbudził moją pasję do wspinaczki. 🙂

    U na dzisiaj trochę słońca, choć co jakiś czas pada. Zostałam sama na włościach, mąż dziś koncertuje, córka u znajomych. Koję migrenę 😉

    Polubienie

  3. u mnie mogę wymieć dwa momenty
    pierwsze – decyzja o wyjeździe do Lux, w momecie wyjazdu nie wiedziałąm, jakie to będzie miało to dla mnie znaczenie

    drugie – choroba i śmierć mojej mamy, byłam starą babą, która dopiero wtedy nauczyła się mówić nie!

    Polubienie

    1. Emigracja to duża zmiana w życiu.
      Ja się nie zdecydowałam, choć czekali na mnie…

      Mnie „nie” nauczyli mówić rodzice. Aczkolwiek w życiu dałam się nie raz nie dwa zmanipulować i żałowałam, że to „nie” powiedziałam zbyt późno.

      Polubienie

      1. mnie rodzice nauczyli siedzieć w kącie i że starsi zawsze mają rację
        a to gówno prawda
        gdybym to nie mówiła wcześniej wiele rzeczy byloby lepszych w moim życiu, ale biorę to takim jakie jest, przebolałam

        nigdy nie jest się w 100% dosonałym:)

        Polubienie

        1. ja to nawet nie wiem czy w 50% jestem ;pp

          no ja byłam pyskata, i swoje musiałam powiedzieć, u mnie w domu był pluralizm 😉

          i przez to zderzyłam się z Teściową, bo ona innego zdania nie uznawała.

          Polubienie

            1. no ja włąśnie z teściową nie umiałam się zmierzyć
              traktowała mnie jak g.. a ja…
              no
              w końcu jak się okazało, że rónież śmiertelną chorobę mojej mamy traktuje jak g to się obudziłam…

              Polubienie

              1. Ooo
                to grubo było,
                przykre to!

                U mnie raczej lajtowo, takie tam obrażanie się jak z czymś się z nią nie zgadzałam albo mówiłam nie po jej myśli. Ale sprawiedliwe muszę stwierdzić, ze OM i Rodzinną podobnie wtedy traktowała. To taki typ,

                Polubienie

  4. Były ważniejsze i mniej ważne „pierwsze razy”. Pamiętam pierwszą ( i jedyną ) lufę w podstawówce. Za brzydko napisane klucze wiolinowe. :)Pani od muzyki nazywała się Złotopolska i miała piękne kasztanowe włosy, które czesała w koński ogon.
    Pamiętam moment, kiedy odkryłam na czym polega sztuka czytania. Fascynująca chwila! Dom dziś widzę to pierwsze samodzielne przeczytane zdanie… Ten „pierwszy raz” na pewno zrewolucjonizował moje życie.
    Ważny był pierwszy samotny urlop. Ważna była chwila, w której zdałam sobie sprawę z tego, że zostałam sama.
    Ale chyba najważniejszy był „drugi raz”. Dzień mojego drugiego ślubu.
    Serdeczności na niedzielę! :))))

    Polubienie

    1. O tak,
      pierwszą lufę też pamiętam. W trzeciej klasie z przyrody, nie odrobiłam zadania domowego i się nie przygotowałam do lekcji. Pamiętam, że na przerwie siedziałam na ławce gimnastycznej przed basenem i płakałam, bo żal mi siebie było- mama w szpitalu, po operacji, w którym ja z tatą spędziłam całe popołudnie poprzedniego dnia aż do wieczora, a tu takie coś…Poczułam wtedy niesprawiedliwość całego świata 😉

      No „drugi raz” może być ważniejszy i piękniejszy!

      Buziaki 🙂

      Polubienie

  5. Droga moja!
    W moim długim życiu, tych pierwszych razów, b. ważnych było wiele.
    Poznanie Męża i pierwsze z nim spotkanie, jego szarmanckie zachowanie, na weselu u mojej koleżanki ze szkoły.
    Narodziny pierwszego dziecka i pozostałych dwojga dzieci.Karmienie piersią, uczucie nie do opisania.
    Pierwsza praca.
    Ślub pierwszego dziecka, niedawne b. ważne i niesamowite przeżycie:)
    Pierwsze koncerty muzyczne, na których byłam z sympatiami.I niedługo czeka mnie wielkie przeżycie, kolejny cudowny koncert zespołu „The Rasmus” 🙂
    I wiele, wiele innych, ważnych także przeżyć…
    Pozdrawiam mile:)

    Polubienie

    1. Dzięki za podzielenie się 🙂

      O widzisz, przypomniałaś mi moją pierwszą pracę w biurze projektów- poczułam się jak u siebie 🙂

      I koncert Perfectu jeszcze z Hołdysem w klubie studenckim 🙂 Niezapomniane przeżycie 🙂
      Buziaki 🙂

      Polubienie

  6. No, powiem ci, Roksanno, że dałaś mi do myślenia. Porzuciłam laptop, poszłam wymyć naczynia, potem zrobić obiad i cały czas myślałam. Próbowałam sobie przypomnieć moje pierwsze razy, ale jedyne co odkryłam, to fakt, że skleroza mi się pogłębia 😀
    Tak naprawdę to najbardziej pamiętam pierwsze wzięcie na ręce, każdej z moich córek. Pamiętam, gdy po raz pierwszy zobaczyłam Pana Roniowego. Miał zieloną obrożę i cuchnął niemiłosiernie, więc zapach też pamiętam.:)
    Natomiast moje pasje i inne rzeczy, które lubię to po prostu „się wzięły i się pojawiły”. Tak, jakby były zawsze. Śpiewanie, rysowanie, pisanie, taniec cały czas przez życie się przewijały, ale „naszych początków” nie ogarniam. Dużo lepiej za to, pamiętam rzeczy, które zrobiłam po raz pierwszy i ostatni, np. prowadzenie pociągu osobowego (TAK: Z LUDŹMI W ŚRODKU), wieku 17 lat! Albo kąpiel w Bałtyku przy 5 stopniach Celsiusza, i takie tam:)
    P.S. Kaligrafia to według mnie też talent manualny, (podziwiam i zazdroszczę!) nawet bardziej niż robienie na drutach. Ja też nie mam do drutów cierpliwości ani talentu. Co nie przeszkadza mi wpadać w zachwyt nad prezentem od Oliwii – wydzierganym pół-szalikiem 😀
    P.S.2 Dzisiaj w Arenie fajne rzeczy na zewnątrz i wewnątrz (koncert) Byliśmy z Tamalugą ale zimno okrutnie, więc tylko „wewnątrz”.

    Polubienie

    1. ech,
      a u mnie na wsi posucha,
      tęsknię za miastem i jego możliwościami…
      Co do kaligrafii to…na co dzień bazgrze gorzej niż kura pazurem…i zawsze tak było jak miałam tylko w ręku długopis, co innego rapidograf 😀

      Fiuu, fiuu pociągiem mi zaimponowałaś, aż z wrażenia zagwizdałam 🙂

      Polubienie

    1. 🙂
      mój pierwszy raz samolotem nie był do końca szczęśliwy; samolot na starcie miał godzinne opóźnienie, a ja miałam przesiadkę, na dodatek był z tych mniejszych i szybko wzbił się w górę robiąc okrążenie, więc myślałam, że zaraz zwymiotuję, bojąc się, że kolejny 7 godzinny lot będzie udręką- na szczęście nie był. Lubię latać i uważam samolot za najbezpieczniejszy środek lokomocji 🙂

      Polubienie

  7. Roksanno jak zwykle pobudzasz do rozmyślań; podobnie jak Ahaja (miło mi przy okazji bo rozumiem,że jesteśmy z jednego miasta) potrzebowałam chwili, żeby pomyśleć.
    I tak doszłam do wniosku,że jako posiadaczka dwóch lewych ( i obu krótszych) nie nadaję się do żadnego hobby artystycznego. Na pianinie gram tylko trochę (mam zamiar jeszcze ćwiczyć), życiowych pasji nie posiadam bo interesuje mnie wiele rzeczy ale żadna nie pochłania jak prawdziwa pasja. I przykro mi teraz, kiedy zdałam sobie z tego sprawę.
    Podobnie jak Ty byłam ( i jestem) pyskata i nie wiem,czy w domu był taki pluralizm ale ja mówiłam co mi się nie podoba i wykłócałam o swoje. Jako jedynaczce, nie było mi trudno.
    I chyba największym przełomem był wyjazd z Polski, bez entuzjazmu i tylko na rok ( to najdłuższy „rok” na świecie) on zmienił wszystko, zabrał największe marzenia; dał inne rzeczy ale dla mnie bilans jest jednak negatywny.
    Pojawienie się dziecka-zdecydowanie pozytywne 🙂
    Pozdrawiam :**

    Polubienie

    1. Muszę sprostować, bo w DM również jest Arena 🙂

      Z pasjami mam/miałam podobnie…i zrobiło mi się dziwnie, jak się nad tym zastanawiałam; wiele z nich było słomianym zapałem…

      Mam dwie przyjaciółki- jedynaczki- i porównując ich domy, to jednak głosu za bardzo nie miały.

      Mogę sobie tylko wyobrazić jak emigracja zmienia życie. Ja się nie zdecydowałam, a o mały włos ( ktoś nie dostał paszportu) byłabym w innym miejscu i pewnie z kimś innym.
      Zaś z decyzją o wyprowadzeniu się na wieś nie potrafię jednoznacznie zaliczyć do złych, ale gdybym cofnęła czas, to decyzja byłaby inna.

      Ściskam :***

      Polubienie

  8. Troche tego „pierwszy raz bylo”, ale wiekszosc przychodzilo stopniowo, no takie ‚pierwszy raz w duzym miescie, bez rodzicow, ogromny akademik itd, no ale i inni tak mieli i jakos sie planowalo, czyli bylo sie wstepnie przygotowanym. Najgorzej jak spada nagle i jest tak dramatyczne jak diagnoza smiertelnej choroby, to uderzylo we mnie z wielka sila, pierwsze pol roku nic nie robilam tylko czekalam kiedy umre. To bylo w roku 2005, statystycznie zyje sie 2-3 lata, no ale ja jestem oryginal, zawsze bylam inna.

    Polubienie

    1. W moim przypadku nie było dramatyzmu, bo jakoś podświadomie byłam oswojona z myślą, że może mnie dopaść skorupiak. Świat mi się nie zawalił. Ja czekałam na wyzdrowienie, o śmierci nie myślałam, łzy pojawiały się rzadko i tylko w kontekście dzieci…Ogromna wola walki i wiara w wygraną! Tak było za pierwszym razem. Potem to już różnie, bo kiedy przegrywa się bitwy to, zawsze jest myśl, że można przegrać całą walkę…

      Polubienie

  9. I dobrych i złych doświadczeń mam wiele, opiszę Ci pierwsze spotkanie z czytelnikiem bloga, to był blog ten w onecie i czas, gdy ciągle zdobywałam jakieś nagrody i wyróżnienia. Pewien czytelnik napisał, że chce mnie poznać teraz bo obawia się, że za kilka lat będzie trudno się do mnie dostać. To się niestety nie sprawdziło 😉 ale nie szkodzi. Umówiłam się z nim w rynku, to był długowłosy, zaledwie dwudziestoletni chłopak ubrany cały na czarno. Wręczył mi długą czerwoną różę, posiedziałam z nim chyba aż dwie godziny w kawiarni bo miał niesamowite poczucie humoru i doskonale się z nim rozmawiało.

    Polubienie

  10. Trochę tych „pierwszych razow” bylo,zarówno w życiu zawodowym,jak i prywatnym.Wielkim wydarzeniem i przeżyciem była np. podróż do Chin.Pierwsza rozłąka z bliskimi na tak długi okres,nagle sama w ponad 20 mln miescie..o zupełnie innej kulturze,języku, klimacie..
    Oczywiście zawsze mocno przezywalam wszystko ,co związane jest z córką – jej szkoły, ślub, wreszcie narodziny wnuczki.Nie brakowało w moim życiu różnego rodzaju zakrętów, ale zdecydowanie widzę szklankę do połowy pełną :)Pozdrawiam serdecznie,Roksano

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do ~roksanna Anuluj pisanie odpowiedzi