Las wezwał nas…

To będzie emocjonalny wpis,

nie czytaj jak nie musisz…

To miał być emocjonalny wpis pt: „Muszę bo się uduszę”. I nawet powstał…

Ale!

ani nie muszę!

ani się nie uduszę! :)))

no chyba że  z powodu duszącego kaszlu, ale jak już mnie dusi to idę rzygać i mi przechodzi, więc chyba jeszcze pożyję.

Stwierdziłam, że święty spokój jest święty, a ja przecież kolekcjonuję dobre emocje, a nie złe. Fakt, wyrzucenie ich z siebie pewnie też pomogło oraz nazwanie pewnych rzeczy po imieniu. Zacytowałam zdanie z komentarza i obie dziewczyny- PT i jej córka- powiedziały tylko: ale chamstwo!  (Siedziałyśmy przy stole, zjadając zamówioną pizzę i sałatkę, więc na chwilę przestały konsumować, autentycznie zszokowane). Tak, a od chamstwa należy uciekać jak najdalej i nie polemizować z nim, bo tak naprawdę można się nie zgadzać, można się spierać, ale ważne jest, w jaki sposób to się robi. Tak, jedno zdanie potrafi pokazać drugiego człowieka w zupełnie innym świetle…No dobra, skłamałabym, jeślibym  powiedziała, że tego światła nie dostrzegłam wcześniej.

I tu spuszczam KURTYNĘ!

I przechodzę do lasu :)) O mateczko, zachwytom nie było końca, kiedy w końcu o 17.20 wyruszyłyśmy we trójkę do lasu, zostawiając śpiącego Pańcia na kanapie pod opieką Tuśki, która sceptycznie wyraziła się, czy wrócimy z jakimiś leśnymi zdobyczami, więc  poinformowałam ją, że idziemy „na grzyby” a nie „po grzyby” 😀 Dla Bu- córki PT- zapakowałyśmy leżak, bo stwierdziła, że ona sobie posiedzi przy samochodzie i powdycha świerkowe powietrze, gdyż łażenia ma dość-  Dziewczyny jadąc do mnie, po drodze wstąpiły do lasu i dwie godziny łazikowały, uzbierawszy ilość grzybów wystarczającą na sos.

W lesie było cudownie, spokojnie, bez wiatru, słonecznie.  Tak naprawdę szłyśmy skrajem lasu, nie zagłębiając się w niego. Bardziej ciesząc się fantastycznym powietrzem, bo naprawdę było dość ciepło, spacerem, niż samym faktem grzybobrania. No ale pod nogi patrzyłyśmy, więc przed zachodem słońca, w ciągu godziny, uzbierałyśmy tyle samo jak nie więcej, co dziewczyny wcześniej. A każdy grzybek był witany z radością, gdyż szczerze mówiąc, wybrałyśmy się do najbliższego lasu, a najwięcej grzybów jest w puszczy, oddalonej 10 km, no ale jak ktoś wybiera się na grzyby, kiedy słońce jest już nisko, to nie jedzie niewiadomojakdaleko tylko liczy na fart. W każdym razie wróciłyśmy z łupem, przy okazji ciesząc oczy pięknym zachodem słońca nad lasem. Pokazałam Dziewczynom, gdzie rośnie czarny bez, a sama poszłam do domu, bo Tuśka zadzwoniła, że Pańcio się obudził- smutny, że babcia go nie wzięła do lasu- a ona musi jechać. Pańcio już wcześniej wkręcił się na nocne spanie u babci 😉 Zresztą na zrywanie bzu i tak już nie miałam siły, mimo iż w lesie  posiedziałam chwilę na słupku granicznym, rozważając, czy Bu  ma po nas przyjechać, czy dam radę dojść do auta. Dałam…Wprawdzie, zaraz po powrocie  musiałam objąć klozet, bo nie dało się pohamować torsji, ale i tak nie zmąciło to mojej ogromnej radości. Ani dwa kleszcze na ciele PT przytargane z lasu, albo z  wysokiej trawy okalającej krzaki bzu. Obie z Bu też się obejrzałyśmy dokładnie, wszystkie trzy wzięłyśmy od razu prysznic. Zasypiając już, pomyślałam sobie, że miałam okazję zobaczyć żywego kleszcza, bo nigdy w życiu ani na sobie, ani na nikim innym go nie widziałam, a mieszkam na wsi, chodzę do lasu…Nie licząc tych na psie, oczywiście.

Po sześciu słonecznych  dniach z rzędu, dziś ranek pochmurny z zapowiedzią deszczu. Dziewczyny wyjechały już po śniadaniu,  ale mamy plany na cały przyszły weekend, o ile ich nie pokrzyżuje wcześniejsza moja wizyta w szpitalu. OM wrócił w nocy- zdążył już wybyć z domu- więc dom wraca do swojego rytmu. I dobrze, przynajmniej nocą nie będę się zastanawiała, kto się tłucze po domu, i miotała się czy zejść na dół i sprawdzić czy zdzwonić po ratunek do OM czy od razu na Policję, bo zapomniałam, że włączyłam maryśkę. Pobędzie miesiąc w domu, i najprawdopodobniej na początku listopada, tyle że tym razem już prywatnie, pojedzie do sanatorium, bo zabiegi bardzo pomogły, ale do całkowitego wyprostu ręki jeszcze trochę brakuje. Zobaczymy, co powie lekarz prowadzący tu na miejscu, bo sanatoryjna lekarka, stwierdziła, że dalsze zabiegi są wskazane. I oczywiście w jak najszybszym terminie. I tak wspólny wyjazd znowu się oddalił…Chyba muszę się pogodzić, że w tym roku już nie pojadę w Bieszczady.

Miśkowi udało się i wyleciał dziś do Londynu, jego lot nie został odwołany, powrót w przyszłą niedzielę również. Przez chwilę zastanawiałam się, że jakbym miała się zdecydować, do jakiej stolicy europejskiej dziś lecieć to wybrałabym chyba Rzym, mimo że akurat w nim byłam. A po Rzymie Ateny.  A po Atenach Madryt. Chyba mnie jednak ciągnie do miejsc, gdzie przynajmniej teoretycznie powinno być jeszcze ciepło ;p

Słońca, słońca, słońca, szczególnie w tych miejscach co przez ostatnie dni nic tylko lało!

 

 

 

37 myśli na temat “Las wezwał nas…

  1. Jak pijany płotu czepiam się prognoz mówiących, że październik będzie słoneczny:) Byle do wiosny, Kochana! Byle do wiosny!
    Buziaczki i dobrego weekendu!

    Polubienie

    1. ach,
      wiosna :)))
      mnie już smuci, że za miesiąc przesuniemy godzinę, wolę czas letni niż zimowy.
      ja mimo dzisiejszego deszczowego dnia i zapowiedzi na kolejne, liczę, że jeszcze we wrześniu zobaczę słońce :))

      Dobrego Kochana! 🙂

      Polubienie

  2. Wlaśnie wróciłam z ciepłych krajów:)) Przeżywam szok temperaturowy, u mnie 9 stopni,leje i wieje.Ech…jak ja lubię lato! 🙂 Las też lubię,zwłaszcza taki niedaleki”zaprzyjaźniony”,też mam nadzieję na ciepły październik i spacer po lesie.
    Pozdrawiam,wszysrkiego dobrego,Rksano !

    Polubienie

    1. Och,
      ja sobie pogooglałam, potem pooglądałam własne zdjęcia, i…zatęskniłam, bo rozsądek mi mówi, że nie mam czego tam szukać, tzn, mój organizm…więc odrobinę zazdraszczam 😉

      I dla Ciebie również dużo dobrego! I uważaj na siebie, bo podobno już grypa panuje!

      Polubienie

    1. Aaa dziękuję 🙂
      u nas nawet najmniejszy promyk nie miał szans się przebić przez bure, mokre niebo.

      O tak, Bieszczady były, są i będą 😉
      Serdeczności 🙂

      Polubienie

  3. Kochana!
    U nas „leje” od dobrych kilku dni, szkoda mi kwiatów na balkonie i w ogródku, bo utaplane okrutnie:(
    Ja dziś byłam po sukienkę na wesele, zadowolona z zakupów, bo szybko przebiegły. Byłam, jak zawsze z Córcią.
    Mam dylemat, jak powiedzieć w pracy, że od poniedziałku idę na L-4 i rehabilitację. To moje pierwsze w życiu zwolnienie!
    Stawy dokuczają okrutnie, a od tygodnia i ból kolana, który nawet w nocy nie daje spać.
    Koniec litości! i tak mojej pracy nikt nie dostrzega i nie szanuje. A za 1000zł miesięcznie- żadne skrupuły.
    Tobie życzę zdrówka i słoneczka:)

    Polubienie

    1. Wiem, wiem, i ten deszcz u was jest niebezpieczny…oby tylko powodzi jakiś nie było!

      O! Zakupy! :)) i to udane, super! Właśnie zastanawiam się, kiedy ostatnio kupiłam sobie sukienkę, i wcale nie tak dawno, bo rok temu, letnią, i nawet raz miałam ją na sobie, w tym roku ;ppp

      Kochana! Bez żadnych skrupułów!!! Pracownik ma prawo chorować, leczyć się, etc…Pamiętaj, że to zdrowie, nie praca jest najważniejsza. Tego tysiąca to ja nawet nie skomentuję.
      Buziaki, i może przestanie u Was lać, bo teraz leje u nas

      Polubienie

      1. Czy ktoś mnie wołał? :))))
        Świeżo powrócona na Madrytu łono (znad morza) melduję, że słoneczka mamy tu „w ciul”, więc mogę go trochę podesłać chętnym. 🙂 Mamy go nawet więcej niż nad morzem, gdzie pogodowo zaczęła już panować jesień, wyrażająca się póki co tylko porannym mocnym zachmurzeniem, które dopiero koło południa ustępuje pod naporem słońca. A w Madrycie słonecznie od rana i w dzień upalnie, ale nocne temperatury już jesienne, niestety…
        A w ogóle to całe życie zazdrościłam grzybiarzom, bo ja jako ślepowron jestem totalnie bezużyteczna (wręcz szkodliwa) na grzybobraniu, buuu… Co nie zmienia faktu, że polskich lasów też mi tu brakuje – jedyny odczuwalny brak.

        Polubienie

        1. No jak nie jak tak ;ppp
          ech,
          no wszystko bym dała, aby nie spędzać u nas listopada, stycznia i lutego…
          i wcale nie musiałabym być w miejscu upalnym, ale słonecznym i takim powyżej 15 stopni…

          Ech, no ze mnie taki grzybiarz jak…ale u nas najczęściej są grzyby a przy PT, która tak jak ja znajdzie kilka gdy inni całe wiadro, czułam się jak rasowy grzybiarz ;DDD

          Polubienie

          1. Akurat jak o te trzy miesiące chodzi, to nie masz czego żałować – w listopadzie i w styczniu lało i padało, a potem – dla odmiany – lało jeszcze bardziej. Czyli norma. 😛
            W lutym trochę mniej padało, ale też… Po czym pod koniec kwietnia sobie przypomniało, że… dawno nie padało i trzeba zdrowo podlać, więc wszystkie kwitnące drzewa przez miesiąc nawałnic trafił szlag, dzięki czemu brzoskwiń i czereśni było w tym roku tyle, co kot napłakał.
            No OK, temperatury były przyzwoite, to fakt. Pomijając końcówkę grudnia, nieprawdaż, bo po co ludzie mają obchodzić Sylwestra na rynku, jak mogą w domu. 😛

            Polubienie

              1. No taaak, ale NIEKTÓRZY to nawet sobie zimowych butów tutaj nie kupili ani nie przywieźli z Polski, bo w sumie – po co? A w efekcie perspektywa przestania paru godzin w półbucikach przy -5 (zamiast uczciwego +3) zrobiła się jakby mniej pociągająca. 🙂

                Polubienie

              2. hi, hi
                ja bym nawet w plus trzy nie wybrała się w półbucikach, tylko od razu walonki ubrała ;p
                w każdym razie i tak Ci przyszło mieszkać w bardziej słonecznym i cieplejszym miejscu :))

                Polubienie

    1. Nie wiem czy nasze lasy są najpiękniejsze, bo są nasze, ale są!:D I oby tak zostało, żeby powiedzenie „nie będzie nas będzie las” było wiecznie żywe.
      Często odwiedzasz nasz kraj?

      Polubienie

    1. Wieści głoszą, że w tym tygodniu słońce powraca na niebo w całym kraju :)))
      Wczoraj u nas wbrew zapowiedziom, też wyszło i wygoniło nas z domu :)))
      Kiedy w Biesy???
      no i już Ci zazdraszczam :)))

      Polubienie

  4. Nas też las wzywa i normalnie aż mnie nosi… Tylko, cholerka, znowu wiąże się to z pożyczeniem auta…
    Pamiętam jak kiedyś pojechaliśmy na grzyby z kolegą. Kolega znany był z tego, że dużo gadał, wykazując się ogromną wiedzą teoretyczną (czytaj: google), a życie się na niego uwzięło i co chwilę pokazywało, że nie ma on o niczym pojęcia. Gdy więc zaproponował, że będzie naszym przewodnikiem, a potem wciskał nam grzyby niewiadomego pochodzenia byliśmy lekko przerażeni. „Nie chcecie? No to nie. Sam sobie zjem na kolacyjkę. Do jutra!” „Chyba na ostatnią wieczerzę” śmiałam się. – „Z tym jutrem też bym się tak nie rozpędzała…” 😀

    Na kleszcze uważajcie bardzo, ponoć tych zarażonych już „więcej niż mniej”!
    Pozdrawiam:)

    Polubienie

    1. Znając historie z pożyczaniem, wcale się nie dziwię, ze Was to zniechęca mimo silnej pokusy.

      Ha, ha,
      bo nie dość, że trzeba wiedzieć co się czyta (np. art. fachowca w danej dziedzinie czy wręcz odwrotnie), to jeszcze ze zrozumieniem ;p
      Ja osobiście dla się nie zbieram żadnych poza podgrzybkami i prawdziwkami, jak jestem z kimś, kto się zna, mogę zbierać inne…ale i tak do własnego garnka tylko te, plus oczywiście kurki, zebrane przez innych 😉

      Obecnie sezon kleszczowy, to fakt. Uważamy, choć mam spiskową teorię, że może ich moje chemiczne ciało zniechęca 😉
      Serdeczności 🙂

      Polubienie

  5. Ha, Przemek specjalnie mnie zostawił na pół tygodnia, żeby pojechać do domu i wybrać się na grzyby. Choć bardziej po grzyby 😉

    Musiałam się cofnąć o parę postów i wgłębić w komentarze, żeby poznać temat. Hm, cóż. Nie wymyślę nic odkrywczego o sztuce dyskusji, więc może zmilczę. Kurtyna i te sprawy 😉

    Słońce, słońce, słoneczko. Zdecydowanie nie zgadzam się z tym, żeby to miał być koniec ładnej pogody. Nie może tak być! Czekam na naszą złotą polską, ma przyjść. Nie może być inaczej! 🙂

    Polubienie

    1. Mówią, że idzie! I będzie w całym kraju! No ja miałam taką przez 6 dni z rzędu. Może trochę za rześką, ale piątek był przecudny. Teraz trzydniowa przerwa, choć wczoraj nie było najgorzej, nie padało mimo zapowiedzi i nawet wyszło słoneczko 🙂

      I dużo grzybów przywiózł?

      Polubienie

      1. Dziś u nas nie pada – to już bardzo duży sukces 🙂

        Nie wiem dokładnie ile, bo zdążyli je ususzyć. Pudełko wielkości opakowania kaszy czy ryżu, chyba całkiem sporo 🙂

        Polubienie

        1. a u nas nie ma słońca, ale też nie pada…

          Jak do pierogów na święta to chyba za mało według mnie, bo ja to od razu ogromną ilość, ale do sosu i bigosu czy zupy to starczy 🙂

          Suszone mam obiecane od LP.

          Polubienie

  6. Dwa tygodnie temu po raz pierwszy poszliśmy na grzyby i wrocilismy z niczym. Naprawde- z ani jednym grzybem. Dziś ielismy drugie podejście i mimo spędzenia w lesie 1,5 godziny, uzbieraliśmy tylko trochę „sów”. Ale i tak było warto, spacer zawsze czlowiekowi dobrze zrobi:) W tygodniu znów się wybierzemy, ale już mamy namiar od sąsiadki do tkaiego lasu, gdzie podobno każdy wychodzi obładowany grzybami, no zobaczymy:)

    Polubienie

    1. U nas zawsze są grzyby nawet jak ich nie ma, ale trzeba znać miejsca. A gdy jest dobry rok, to rosną jak opętane i trudno je przeoczyć 😉
      Sowy dawno nie jadłam a lubię. Kiedyś co roku w sezonie przynosił mi je zaprzyjaźniony Starszy Pan. Pana nie ma, i sów też…
      No to życzę udanego grzybobrania!

      Polubienie

Dodaj komentarz