Nie panikuj! :) I drugie- pomyśl! ;)

Łatwo powiedzieć.

Trudniej zrobić, gdy myśli nie dają się okiełzać i galopują w różne strony.

Na ogół przyjmuję wszystko z akceptacją- tego chyba nauczyło mnie towarzystwo skorupiaka, bo nie zawsze tak było- biorąc na klatę, często z bananem na twarzy. Tak jest łatwiej, niż podskakiwać i tracić energię, jeśli i tak nie można zmienić faktu, który zaistniał. Można więc obśmiać i poszukać plusów zaistniałej sytuacji. To na ogół się sprawdza. Na ogół, bo są takie, które przygwożdżą cię do ściany i za cholerę nie jest ci do śmiechu. Wtedy powoli oswajasz i szykujesz się do boju.

Ostatnio jednak zauważyłam u siebie skłonność do paniki…Bynajmniej nie w momentach zagrożenia życia czy zdrowia, ale…kiedy coś, ktoś niweczy moje plany. Albo, że może zniweczyć, o ile takie mam. Bo staram się nie planować, ale przecież człowiek nie żyje tylko z dnia na dzień…

Nie wiem, skąd się u mnie to wzięło, choć mam podejrzenia, że to podświadomość płata mi takie figle…Strach, że coś mnie ominie. Coś ważnego.

***

Co byście zrobili, znajdując na chodniku 150 złotych?  W pobliżu ani żywego ducha, żadnego potencjalnego właściciela owych. Żadnego sklepu na tej ulicy, tylko biuro rachunkowe, więc znalazca wszedł do niego i się zapytał, czy nikt nie zgubił pieniędzy. Jedna z księgowych- bystra dziewczyna- pomyślała, że może to klientka, która niedawno u nich była. Nie namyślając się długo  zadzwoniła. Tuśka była zdziwiona, w pierwszej chwili zaprzeczyła, a potem przeszukała kieszenie i…kwota jaką podała, zgadzała się ze znaleźnym.  Musiały jej się wysunąć jak wsiadała do auta. Świat jest pełen dobrych, uczciwych ludzi :DDD

Ale żeby nie było…również…bezczelnych! Dla równowagi.

Zobaczywszy przez kuchenne okno młodą kobietę, która  kucała pod leszczyną i energicznie zbierała orzechy do reklamówki, najpierw zastanawiałam się, kto to jest, a potem co ona naprawdę robi. U mnie w ogrodzie.  Pierwsza myśl, że jest to pracownik wysłany z opieki, i że ktoś jej to zlecił. Ale kto? OM przecież zawsze mnie uprzedza jak ktoś ma przyjść  do pracy, że będzie się kręcił po obejściu etc… Zadzwoniłam, i faktycznie OM o niczym nie wiedział. Ale się dowiedział i oddzwonił. Pani po prostu chciała sobie nazbierać i pojeść. A że nikogo nie  zapytała…

***

Napiszę to po raz tysięczny, może w końcu zostanie przeczytane ze zrozumieniem. Choć uważam, że nawet ci, co nie czytają mnie od początku, powinni dobrze rozumieć co mam na myśli  i moje literki, nie wspomnę o tych, co przeczytali mój blog albo znają mnie osobiście. A do końca tak nie jest. I gdyby to dotyczyło każdej innej kwestii, to olałabym ten fakt, bo czy każdy musi rozumieć? No nie. I nie chodzi o to, żeby mnie rozumieć, zgadzać się ze mną, ale zrozumieć co mówię pisząc. Czasem mam wrażenie, że są osoby, które w swym zacietrzewieniu nie widzą sedna sprawy, bo z góry nastawione są na kontratak, i uzurpują sobie, zrobienie z przeciwnika osoby niemyślącej. Zgadzam się! Jestem osobą myślącą inaczej :DDD

Chciałabym napisać, że piszę to, aby zamknąć temat raz na zawsze, ale to przecież nie byłoby prawdą. Blog ten jest swoistym pamiętnikiem, pisanym przez lata. I pewnym drogowskazem…ale o tym teraz nie będę pisać.

Gwoli wyjaśnienia, dla tych, którym przyszło do głowy (nie mam pojęcia skąd), że pisząc, powtarzając, że wierzę lekarzom, to uważam ich za bogów. Taaa… pisząc, że wierzę lekarzom, mam na myśli, że wierzę w medycynę, naukę. Kropka. I tę medyczną wiedzę czerpię od nich, bo nie studiowałam medycyny, uczyłam się zupełnie czegoś innego. Wiele razy pisałam o błędach, jakie popełniają, że zawsze warto skonsultować się ze specjalistą, i to nie z jednym, dlatego tak dużo i często piszę o świadomości pacjenta. Że nie powinien poruszać się jak dziecko we mgle zdany na łaskę i niełaskę konowała, bo przecież i tacy się zdarzają. Zbyt często. Ale jeśli jakiś lekarz nie potrafi zdiagnozować albo zastosować odpowiedniego leczenia w danym przypadku, to ja mam zacząć wątpić w leczenie, tak ogólnie, i szukać nie daj buk, kogoś, kto mnie swymi rękoma czy witaminkami wyleczy? Bo pazerne koncerny farmaceutyczne tylko patrzą na zysk, więc nie dopuszczają witaminek, ani wiedzy o nich, jakie to są skuteczne w leczeniu raka…ech…Przecież to człowiek zawinił, nie nauka. Wiele razy piszę o profilaktyce. Ręka do góry, kto odebrał to tak, że wierzę w ślepo iż ona uchroni  WSZYSTKICH przed zachorowaniem. Taaaa…no chyba bym musiała na głowę upaść. Ja, która będąc pod stałą kontrolą, badając się, a tu proszę zaawansowany rak. I co? Miałabym teraz głosić, że profilaktykę to tylko o kant dupy rozbić? Bo przecież mnie nie uchroniła, jak również wielu innych. Nie badajcie się, bo i tak zachorujecie. Tylko gdyby nie ona, to pewnie do lekarza wybrałabym się wtedy, gdy pojawiłby się jakieś objawy, ból na ten przykład. I mogę postawić cały mój majątek, że nie przeżyłabym tych 9 lat od diagnozy.

Jeśli ktoś uważa, że jestem zachwycona naszym system zdrowia, całą tą służbą, która już służbą nie jest, nie dostrzegam lobbingu firm farmaceutycznych, to na zdrowie! Nic na to nie poradzę, że nie potrafi wysnuć odpowiednich wniosków, a jeśli już, to jakieś wybiórcze.

Zawsze powtarzam, że mam szczęście, bo otoczona zaprzyjaźnionymi lekarzami, mogłam swą wiedzę poszerzać, a leki, leczenie skonsultować. Bo tak było od zawsze, że jak tylko coś się działo, to dzwoniłam do jednego albo drugiego z Profesorów. Wiele im zawdzięczam, przede wszystkim, że BYLI. Byli, bo obaj już nie żyją. Ich żony również, obie zmarły na raka. Zresztą nie one jedyne, bo zaprzyjaźnionego wiejskiego lekarza, który wciąż jest przyjacielem rodziny, żona zmarła na czerniaka. Paradoks, chciałoby się rzec. Czerniak, szpiczak i rak piersi. Mężowie lekarzami, diagnostyka, leczenie wszystko na najwyższym poziomie. Ale czasem tak jest. W przypadku szpiczaka, pamiętam, że przez lata lekarze nie mogli zdiagnozować ,co się dzieje w organizmie, w końcu, kiedy to się stało, było zbyt późno na radykalne wyleczenie. Przypadek raka piersi to odmówienie chemii, mimo próśb synów-lekarzy, synowej lekarki, tak postanowiła, mąż już wtedy nie żył, no i wkradła też się inna choroba…Przy czerniaku, nie pamiętam, bo wtedy jeszcze byłam dzieckiem…Wiem, że od diagnozy minęło pięć lat, jak odeszła. Jedyna córka też jest lekarzem.

Znam trochę ten lekarski świat z drugiej strony, nie tylko od strony pacjenta. Nikogo nie wybielam, nie gloryfikuję, ja po prostu wiem, mam świadomość, że skorupiaki bywają nieprzewidywalne, nie do okiełzania, wypatrzenia w dobrym momencie, i nie jest to wina lekarzy. Przynajmniej w wielu  przypadkach.

***

Miłego, słonecznego weekendu! 🙂

 

 

24 myśli na temat “Nie panikuj! :) I drugie- pomyśl! ;)

  1. Roskanna wiem o czym piszesz! Zgadzam się co do jednej literki. Niestety jak ktoś chce tkwić w swoim przekonaniu i nawet nie myśli o tym, żeby spojrzeć na sprawę z innej perspektywy to niestety nic go nie przekona. Czasem szkoda mi czasu na takie jałowe dyskusje.

    Fajnie, że są uczciwi ludzie na tym świecie. 🙂 Przywraca wiarę w ludzi…zwłaszcza, że mi się po ostatnich wydarzeniach chwilowo zachwiała! 🙂

    U mnie leje, grypa wsadziła mnie do łóżka i nie chce wypuścić. Może jutro będzie lepszy dzień.

    Ściskam!

    Polubienie

    1. Laila :))
      nie mam wątpliwości, że wiesz. Żadnych. Sama masz ogromne doświadczenie, niestety, że tak powiem. Ale dlatego też pełną świadomość. I wszyscy powinni brać z Ciebie przykład 🙂

      Tak, czasem wystarczy spojrzeć szerzej.

      Ja wciąż toczę, bo wiem, że niektóre osoby zmieniają swoje podejście, szkoda że tak późno, wcześniej szkodząc swojemu zdrowiu. I mam nadzieję, że każdy ma własne przemyślenia.

      O ranciu! No jaka grypa??!! Zdrowiej jak najszybciej. Jak patrzę na pogodę to zawsze zaklinam, żeby w LU wyszło słońce, a u Was ciągle leje, no! U nas piąty dzień z rzędu słońce, czekam na towarzystwo z DM i jutro może uda się wyruszyć do lasu na grzyby :))

      ściskam 🙂

      Polubienie

      1. Dla tej jednej osoby, która mogłaby nawrócić się wcześniej, zanim będzie za późno może i warto…

        U nas wylęgarni wirusów. Wszystkich nas położyło do łóżka. Ledwo wstaję na tą rehabilitację. Już dawno się tak nie przeziębiłam. Ale w taką pogodę to nic dziwnego.

        Polubienie

        1. Są takie osoby, ‚zresztą nie raz nie dwa usłyszałam, ze tak jak ja, ktoś walczy przez tyle lat, to ma to sens, że nie warto się poddawać i warto zaufać medycynie, mimo że nie zawsze wszystko się udaje…

          Kuruj się, i dbaj o siebie! zdrówka :*

          Polubienie

  2. Wiesz, co jest najbardziej zdumiewające? Wybiórczość skłonności do uogólnień.
    Bo jak hydraulik komuś schrzani łazienkę, to poszkodowany nie wrzeszczy, że WSZYSCY hydraulicy są do bani i tylko chcą wyciągnąć kasę z ludzi.
    Nie dotyczy również innych usług, świadczonych przez tzw „zwykłych ludzi”, nawet jeśli klient wtopi naprawdę dużą kwotę.
    Ale niech tylko chodzi o prawnika, lekarza i zawody pokrewne (w tym mój) – od razu jest piekło na ziemi. 🙂
    Dodatkową ciekawostką jest fakt, że nikogo nie dziwią stawki pobierane przez lekarzy czy adwokatów w prywatnej praktyce, natomiast ludzie mojej profesji wprawdzie tak samo jak lekarz nie mają prawa do błędu, ale stawki to powinni mieć niższe niż sprzątaczka, bo taki „łatwy zawód” mają. Ale to już inny temat… 🙂

    Polubienie

    1. No właśnie, tę wybiórczość mam na myśli…
      pewnie i mnie się zdarzają uogólnienia, ale szczerze staram się ich unikać.
      No, albo weź takiego kafelkarza, na ten przykład ;DD

      Co do zarobków. Ja jestem za godziwymi- wysokimi- w każdy zawodzie, proporcjonalnymi do wiedzy i wykształcenia. Wszak z oszczędności można takiego kafelkarza zastąpić i samemu położyć, bo co to za filozofia, inaczej ma się z tymi zawodami, które wymieniłaś…i jeszcze kilkoma.

      Mnie zawsze osłabiały teksty typu: nie znam żadnego biednego lekarza/prawnika etc… na biednego nie trafiło…fakt, ale dlaczego mają być biedni?
      Wiesz, kilkanaście lat temu, córki Rodzinnej, będąc jeszcze w liceum, były na jakieś wymianie szkolnej: jedna we Francji, druga w Holandii. I tam zobaczyły jak powodzi się lekarzom, w jakich domach mieszkają ich rodziny poznały ich zarobki, etc…I wróciły to niewielkiego, własnego czteropokojowego mieszkania w bloku. Ich matka, zarobiła na nie ( z pomocą rodziców) pracując jednocześnie w szpitalu, przychodni, pogotowiu i gabinecie prywatnym. Aż w końcu wzięła sprawy w swoje ręce i wraz kilkoma kolegami i koleżankami ( w sześć osób) wybudowała przychodnię, zatrudniając również innych specjalistów. W międzyczasie zrobiła drugą specjalizację, obroniła doktorat. Tak, wybudowała też piękny, duży dom, kiedy już obie dziewczyny były w innym mieście na studiach medycznych, i tak naprawdę żadna z nich do tego domu nie wróciła.
      Ktoś powie bizneswomen a nie lekarz. Nic mylnego.Ona jest wciąż przede wszystkim lekarzem, ale dlaczego z tego powodu, ze swojej pracy ma nie czerpać profitów??? Godnie żyć? Nie biegać z dyżuru na dyżur po różnych placówkach, ale mieć czas na literaturę, żeby wciąż się dokształcać
      Tak, nie każdy ma odwagę, możliwość wziąć sprawy „w swoje ręce” dlatego każdy lekarz, już na samym początku powinien tyle zarabiać, aby nie musiał dorabiać kosztem swojego zdrowia, czasu, również tego, który powinien poświęcić pacjentowi.

      Niektórym się wydaje, że ten zawód to misja i powinien być wykonywany za „bóg zapłać”…Te czasy się już dawno skończyły. I warto się z tym pogodzić. Z drugiej strony, rzeczą bezsprzeczną jest, że każdy, czy to lekarz czy prawnik, księgowy etc…powinien swą pracę wykonywać rzetelnie, sumiennie, a pacjent, klient powinien być podmiotem, a nie przedmiotem, którego jak najszybciej trzeba spławić, i nie ma znaczenia czy płaci NFZ czy z własnej kieszeni.

      Polubienie

  3. Ja też nie ufam lekarzom w 100 procentach bo jak wkazdym zawodzie bywaja i dobryz i zle fachowcy, ale… medycyna jednak jest poparta dowodami, badaniami, nauką, a szarlatnstwo czym? No własnie… niczym- bajkami i wciskaniem kitu… Nie wszystko da się przewidzieć, wyleczyć, wiele chorob pozostaje bardzo nieznanych i ta nasza medycyna bywa bezradna, ale mimo wszystko jej zdoycze sa niezaprzeczalne:) Ale świat lubi sobie oszaleć i i ludzie, calkiem ich sporo zresztą, wierzą czesto w uzdrowicieli, cudowne ziolka i magiczne witaminy. I myślę, że to się szybko nie zmieni.

    Polubienie

    1. Myślę, że to się bierze stąd, iż to jak się odżywiamy, jaki tryb życia prowadzimy, ma duży wpływ na nasz organizm. Na nasz układ odpornościowy. Więc takie witaminy, ziółka, hemopatia ma sens, i bywa, że dzięki nim pozbywamy się jakiejś dolegliwości albo łagodzimy. Bywa też, że terapią pomocniczą. Tyle że ja zawsze powtarzam, szczególnie przy ciężkich chorobach, że zawsze trzeba skonsultować z lekarzem. A nie daj buk zastępować leczenie medyczne, jeśli takie jest niezbędne.
      Ja na ten przykład, w tej chwili łykam żelazo, ale mam zabronione łykać je z kwasem foliowym, a taki zestaw jest popularny na rynku. Gdyby nie Doktor, nie wiedziałabym o tym. A pamiętam jak Mam mi kupiła cały zestaw witamin, jak skończyłam chemię, no to poszłam i się zapytałam, mimo że to tylko witaminki.
      A i piję oczywiście wit. C, dla wzmocnienia odporności i zwiększenia przyswajalności żelaza.

      Bywa tak, że po latach lekarze jakiś lek wycofują, ograniczają- to się zdarza. Często jest tak, ze lek pomaga na jedno, a na inne szkodzi. Zawsze jest takie ryzyko…Podejmuje je przede wszystkim pacjent, ale również i lekarz…I tu najważniejsza jest komunikacja między nimi.

      Polubienie

      1. Wlasnie-ta komunikacja jest ogromnie wazna! Prawdziwy lekarz powinien umieć sluchac i umieć rozmawiać z pacjentem, szczególnie w sytuacjach ekstremalnych, wyjaśniać, tłumaczyć, doradzać, a nie wymądrzac sie, stawać „ponad” czy mówić pacjentowi, zeby sobie poczytal lub czekal, co czas pokaze.

        Polubienie

        1. a to najbardziej szwankuje w naszej służbie zdrowia…
          Jak przyszłam na rozmowę na temat metody hipeck, którą lekarz miał wobec mnie zastosować, to w pierwszych słowach usłyszałam, że pewnie wszystko wiem…z netu. Na co ja, że nie. I pan Doktor z uśmiechem, ale pewnie ciut zdziwiony wszystko mi wyłuszczył, powoli, przyjaznym językiem, poświęcając mi tyle czasu, ile potrzebowałam.
          Zapomniał tylko powiedzieć, że będę jego pierwszą „ugotowaną” pacjentką ;ppp

          Polubienie

            1. Reniu,
              ale ja naprawdę nie wiedziałam, więc niczego nie ukrywałam…
              a od swojej pani Doktor wiedziałam tylko że jest piekielna 😀

              Będę tam z Tobą! I pamiętaj, że Doktorek jest sensowny.
              I przed samą operacją już na oddziale również wziął na rozmowę. Nie bój się pytać!

              Ściskam Cię mocno!

              Polubienie

  4. coraz więcej jest ludzi, którzy gdy usłyszą żółte jest piekne powiedzą, że jesteś chyba nienormalna, żeby lubić czerwone

    czytanie tak, żeby zobaczyć tylko to, co sie mysli, że sie widzi – koszmar codzienny!

    a gdyby lekarze w Polsce rozmawiali z chorym tyle, co np w Belgii czy innym cywilizowanym kraju – nie szukaliby wiedzy tam, gdzie jej nie posiali

    Polubienie

    1. Komunikacja to zmora,
      moja główna p. Doktor onkolog taka jest, niemówiąca, jak pacjentka nie zapyta, a pacjentka czasem nie wie o co zapytać…I co z tego, że szuka dla każdej jak najlepszego leczenia, konsultuje to z profesorami innych ośrodków, szczególnie chemię, jak pacjentki narzekają na brak komunikacji. Ja akurat nie, bo ja z tych pytających, i wiem, że ona nawet intuicyjne moje sugestie nigdy nie zbagatelizowała…
      No i ma taki styl, że rzadko patrzy pacjentowi w oczy, najczęściej wzrok ma spuszczony.

      Ogólnie tej komunikacji powinni uczyć na studiach, bo nie każdy ma w sobie empatię, a często po latach pracy wręcz ją traci…

      Polubienie

      1. Nie wiem, czy można kogokolwiek nauczyć od zera umiejętności interpersonalnych, jeśli nie przychodzi z wrodzonym talentem… Bo co innego teoretyczna znajomość metod, a co innego własne wyczucie, kiedy i którą zastosować. 🙂
        Jedni nie mają tego talentu, inni żyją w wieży i mają w odwłoku resztę świata, a inni (jak w mojej przychodni) mają 10 minut na pacjenta, w tym również czas niezbędny na papierologię. Tych ostatnich to mi naprawdę szkoda…

        Polubienie

        1. Nie jest to takie oczywiste, na pewno nie każdego, ale jeśli w ogóle się o tym nie mówi, nie uczy, to młody lekarz po podjęciu pracy, nawet jak przez pewien czas się stara ( leczę się w klinice, mam styczność i ze studentami i rezydentami). to bierze przykład z tego starszego stażem, po prostu…

          Zresztą mam porównanie, że dużo zależy od szefa, czyli od ordynatora, jak pacjenta traktuje pozostały personel. W końcu po latach znalazłam się na tym samym oddziale, gdzie wcześniej ordynatorem była pewna profesor- notabene min. z jej powodu, mój Przyjaciel zrezygnował tam z pracy, jeszcze w 1999 roku, i porzucił zawód- a teraz jest ordynatorem lekarz, który pracował tam również przez te wszystkie lata, uwierz, różnica w podejściu do pacjenta KOLOSALNA . Nie tylko lekarzy, ale również p. pielęgniarek. Dziś, z najgorszą zołzą, przez którą 9 lat wylałam łzy, bo mnie tak zdenerwowała, prawie się kochamy :)))

          Polubienie

  5. Kochana!
    Ja dopiero rozpoczynam „kontakty” z lekarzami i mam już dosyć.
    Cierpię, leki niewiele dają, na badania niechętnie lekarze mnie wysyłają, sanatorium mi się nie należy.
    Prywatnie też nic…
    Zdrówka życzę i Tobie i sobie, buziaczki:)

    Polubienie

    1. ha! no OM też mnie podziwia mówiąc, że 1/100 by nie zniósł, tego co ja przeszłam, i ma tu na myśli przede wszystkim kontakty ze służbą zdrowia 😀 ja twierdzę, że jakby musiał to dalby radę 😉 Jak każdy- prawie- więc nic tu do podziwiania, szczególnie, że i mnie nachodzą myśli by…zdezerterować…

      Serdeczności 🙂

      Polubienie

  6. Nie każdemu lekarzowi ufam. Jak jest problem, konsultuję się z dwoma – trzema, bo co dwie głowy, to nie jedna. Ufam nauce i doświadczeniu lekarzy.
    Zawsze pytam, proszę o wyjaśnienia. Wiem, że niektórych lekarzy to irytuje, ale kiedy chodzi o moje zdrowie czy o zdrowie bliskich, nie odpuszczam. Jestem z tych, co muszą wiedzieć, rozumieć.

    Miałam okres buntu i nie chciałam się badać, bo po co? Mama się badała i na nic jej się to nie zdało. Na szczęście mi przeszło.

    Uczciwych ludzi jest naprawdę sporo. Obyśmy ich jak najczęściej spotykały na swojej drodze!

    Słoneczka:)))

    Polubienie

    1. Przez sześć dni słoneczko pięknie mi świeciło, a dziś…pochmurny dzień z zapowiedzią deszczu, no ale nic nie trwa wiecznie…;)

      Ja naprawdę rozumiem, że ludzie mają różne podejście do badania się, lekarzy. Stykam się z tym co chwilę. Przecież moją Aliś, nie mogę zagonić do lekarza, a jest ze mną w chorobie od początku, i wie wszystko…Jej filozofia: dopóki nie boli, to nic jej nie jest. Przynajmniej nie wątpi w badania i leczenie, ale co z tego?
      Bardzo często ludzie myślą, że badania profilaktyczne uchronią ich od zachorowania, a to nieprawda, ona tylko pozwala na wykrycie na tyle wczesne, że chorobę można wyleczyć albo przyhamować jej rozwój. Więc chyba warto…
      Bardzo często ludzie wątpią w jakieś leczenie, bo bliski się leczył i umarł…szczególnie dotyczy to chemioterapii. I to też rozumiem, bo akurat to leczenie jest bardzo ryzykowne, chemia dosłownie może zabić. Tyle że najczęściej nie ma innego alternatywnego leczenia…więc to ryzyko podejmujesz, chcąc żyć, wychować dzieci…etc…po prostu.

      Buziaki 🙂

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do ~kobieta w sukience Anuluj pisanie odpowiedzi