Synu, ogarnij się!

-Zbuntowałam się- nastawiłam uszy, ciekawa czego i na czym ten bunt ma polegać, w ciemno zakładając, że nie potrwa długo.- Nie będę sprzątać w jego pokoju, zamknę drzwi i niech dzieje się, co chce.

Pokój należy do zdrowego dwudziestoparolatka, więc bunt całkowicie uzasadniony, aczkolwiek mocno spóźniony i…niestety nie pierwszy, który kończy się fiaskiem. Ten ostatni również, bo trwał…trzy dni. No wiesz, ja tu też mieszkam, nie będzie mi smród i robactwo po całym domu się panoszyć- słyszę zrezygnowany głos, tłumaczący własną niekonsekwencję.

Ile razy już słyszałam, że chciałaby, żeby dorosły syn się wyprowadził. Z chęcią nawet dopłaciłaby do wynajmu mieszkania, aby tylko się usamodzielnił. Nic nie mówię, bo mam wrażenie, że niewiele by to zmieniło, oprócz może notorycznego bałaganu, jaki po sobie pozostawia. Zapewne dalej by się stołował u mamusi i  pranie przynosił, bo choć pralka automatyczna rozwiązuje ten problem, ale jeszcze trzeba pranie wyciągnąć, rozwiesić, a i czasem wyprasować. Przypadek beznadziejny. Tylko tak naprawdę nie wiem kto bardziej: syn czy matka. Na szczęście matka od dawna już widzi problem, więc może w końcu nie zabraknie jej konsekwencji trwania w buncie, aby „młody byk”ogarnął rzeczywistość wokół siebie. Żeby chociaż miał jakąś dziewczynę, tak na poważnie–  ciężko wzdycha.

Dorosłe dzieci- nieuczące się- nie powinny  mieszkać razem z rodzicami. Tak jest zdrowiej dla wszystkich. W praktyce to bywa różnie. Pomijam aspekt ekonomiczny- możliwości finansowe- który może być główną przeszkodą, kiedy dorosłe już dziecko nie kwapi się z wyprowadzką. Najczęściej jednak jest to zwykłe wygodnictwo: posprzątane, ugotowane, wyprane, czyli żyć i nie wyprowadzać się.

Niektórym matkom taki stan długo nie przeszkadza; chcą mieć kontrolę, co synek robi. Do czasu. O ile są zdroworozsądkowymi kobietami i potrafią w końcu odciąć pępowinę.  Znam niejeden przykład matki dochodzącej do wniosku, że czas, aby syn się usamodzielnił, ale syn, mimo że dobiega już 30., jeszcze do tej decyzji nie dojrzał. Dojście do wniosku niekoniecznie równa się z realizacją, więc frustracja, przynajmniej po jednej stronie rośnie. Szczególnie gdy wiedza co syn robi w czasie wolnym od pracy, doprowadza do jeszcze większej frustracji i nie napawa optymizmem.

Rzecz dla mnie niepojęta, że dorosły młody człowiek woli mieszkać u rodziców niż we własnym lokum. Ale ja jestem z tych wyrodnych matek, co to „pozbyła się” z domu syna, jak ten miał 16 lat. ( Wystarczyło wysłać po nauki do miasta  i zapewnić lokum ;p). I od samego początku nie przywoził prania do domu; nie żeby miał zakazane, aż tak to nie ;p Sam nauczył się gotować, sprzątać, prać i prasować. Ogarnął rzeczywistość, bo musiał i chciał.

Niestety, wśród znajomych Miśka, jego rówieśników bądź starszych,  mieszkanie z rodzicami również jest rzeczą powszechną. Mam tu na myśli przykłady osób już zarabiających na siebie, będących też w poważnych związkach. Jakoś tak wszystkim wygodniej… Mnie się nasuwa, że to pokolenie tak ma- dłużej dorasta do tego, by wziąć za siebie  odpowiedzialność.

 

***

Głośna jest ostatnio sprawa śmierć 12. chłopca, którego rodzice zrezygnowali z leczenia nowotworu chemioterapią, mimo że dawała ona 90% szans wyleczenia. Zdecydowali się na leczenie wit. B17, którą tak naprawdę nawet nie można nazwać witaminą. Wspominam o tym, bo uważam, że należy o tym głośno mówić, dopóki wciąż się zdarzają  przypadki, kiedy chorzy lub ich bliscy w swej desperacji zaufają zwyczajnym hochsztaplerom- szarlatanom, a nie lekarzom onkologom. Warto bić na alarm! Uświadamiać!

Sama od znajomej dostałam pestki moreli z życzeniem zdrowia. (Druga podsunęła mi publikacje Zięby, wierząc we wszystkie tam prawdy objawione). W dobrej wierze- mit tej (nie)witaminy wiecznie żywy!  Żadne badania kliniczne nie potwierdziły, że amigdalina (B17) leczy nowotwory, zmniejsza guzy, wydłuża czas przeżycia czy poprawia jakoś życia chorych. Wręcz przeciwnie!  Może być szkodliwa, gdyż jest duże ryzyko zatruciem cyjankiem, szczególnie wtedy, gdy chory zażywa ją jednocześnie z wit. C.

Mamy XXI wiek i włos dęba staje, że ludzie co chwila wierzą w cudowność jakiegoś zioła czy dziwnej metody, niepopartej żadnymi naukowymi dowodami. Rezygnując z leczenia medycznego. Fakt, że można się pogubić w tym wszystkim, czytając sprzeczne artykuły w necie. Bo jak widać na ludzkim nieszczęściu łatwo zrobić biznes, więc wciąż ktoś się ogłasza, że jest w stanie wyleczyć raka metodami niekonwencjonalnymi, i można bez problemu kupić niesprawdzone, „cudowne” preparaty na raka. Człowiek zdesperowany, który chwyta się każdej szansy- i to jest zrozumiałe-  jednocześnie rezygnując z tej, jaką daje medycyna konwencjonalna, popełnia śmiertelny błąd. Dlatego nigdy dość wiedzy na ten temat! I nigdy dość- nawet jeśli człowiek się powtarza setny raz- ostrzegania, apelowania o rozsądek!

Wracając do nagłośnionej obecnie śmierci i leczenia przez inżyniera mechanika, który głosi, że chemioterapia powoduje rozwój raka, a nie jego leczenie, to 80% jego pacjentów, którzy uwierzyli w jego cudowną terapię, już nie żyje…Niech to będzie przestrogą dla tych, którzy swoje zdrowie, a co gorsza zdrowie swoich dzieci oddają w ręce bezdusznych, cynicznych osób, których celem  jest dorobienie się na ciężko chorych.

***

W necie można znaleźć wszystko, tyle że często są to informacje znacząco różniące się od siebie, mimo że na ten sam temat 🙂  OM dostał pięknego storczyka, a ja mam zagwozdkę jak go podlewać, ażeby nie zmarnować jak kilka poprzednich. Ktoś ma wiedzę popartą praktyką?

Miłego, słonecznego! weekendu 🙂

41 myśli na temat “Synu, ogarnij się!

  1. Strasznie żal tego dziecka, rodzice skazali go na śmierć:( Coś okropnego:(

    Chemioterapia kojarzy się głownie z wypadaniem włosow, ogropnym samopoczuciem i zmęczeniem (a powinna przede wszystkim z szansą na życie i zdrowie), ale przecież w tej chwili chemio, radioterapia to są i tak najskuteczniejsze metody walki z rakiem- procz operacji rzecz jasna. Może za 10, 20 lat raka bedzie się leczyć jak grypę czy anginę, ale na razie realia są takie a nie inne.

    Polubienie

    1. W głowie się nie mieści…tym bardziej, że rokowania były dobre przy chemioterapii. Lekarze walczyli i przegrali z matką i co gorsza z sądem…

      Chemioterapię pacjenci znoszą różnie, nawet te moje piguły co ja łykam, u Lili nie powodują takiego obniżenia paramentów co u mnie, więc nie ma co z góry się uprzedzać- fakt, to zawsze jest leczenie połączone z wysokim ryzykiem. Ryzykiem, które warto podjąć, jeżeli chce się żyć lub wydłużyć życie.

      Polubienie

  2. Rany, nie słyszałam o tym. Ostatnio unikam wiadomości, za dużo w nich zła, nieszczęść. To okropne co się stało :((
    Co do storczyków, to ja swojego przepoiłam, więc chyba się nie będę wychylać z radami 😛

    Polubienie

  3. Czytalam o tym 12-letnim chlopcu, chemioterapia byla juz rozpoczeta, prognozy byly bardzo dobre, po pierwszym cyklu chemii mial kilka dni przerwy w domu, no i nawiedzona matka zaczyna „leczenie” szarlatana, oszusta. Po prostu straszne, przeraza w co ludzie wierza.

    Polubienie

    1. Przeproaszam, że się wtracę, ale czy ci rodzice odpowiedzą jakoś za to? Moim zdaniem powinni bo ich zas*anym obowiazkiem bylo pomoc dziecku.

      Polubienie

        1. Tak jak napisałam w komentarzu do Teresy, powinno być karalne. I mam nadzieję, że odpowiedzą, bo to było świadome ( byli informowani przez onkologów) działanie, nawet jeżeli było w dobrej wierze.

          Polubienie

    2. To jest przerażające, ale i okrutne, kiedy rodzic podejmuje tak głupią, nieodpowiedzialną decyzję, wobec której dziecko jest bezbronne a jego życie zagrożone.
      To powinno być karalne- świadome narażenie życia i spowodowanie śmierci.

      Polubienie

  4. Na temat storczyka milczę, bo osobiście wykończyłam dwa, choć postępowałam zgodnie z zaleceniami.

    O Ziębie i jego metodach usłyszałam, gdy okazało się, że kuzyn jest w stanie terminalnym. Myślę, że tacy ludzie żerują na ludzkiej desperacji. Kiedy konwencjonalna medycyna jest bezsilna, wkraczają do akcji „uzdrawiacze” , biorą ciężką kasę od rodzin chorych, a potem rozkładają ręce, twierdząc, że pacjent za późno do nich trafił. Argument nie do zbicia, bo jak udowodnić, że jest idiotyczny? Na dodatek wpędza rodzinę w poczucie winy.
    Straszne jest, że w społeczeństwie panuje tak wiele mitów czy wręcz zabobonów na temat chorób nowotworowych. Trzeba ludzi edukować, edukować i jeszcze raz edukować.

    Rodzice bardzo rzadko obarczają małe dzieci drobnymi obowiązkami domowymi, więc nie ma się co dziwić, że stary koń nie sprząta, nie robi zakupów i nawet złotówką nie dołoży się do domowego budżetu, a już na pewno za żadne skarby nie chce się wyprowadzić.
    Swojemu pacholęciu przestałam pomagać w sprzątaniu pokoju, gdy miał jakieś 14-15 lat. Przetrwałam dzielnie epokę „mój pokój-mój bałagan”, a potem było już z górki. Wyprowadził się chwilę po studiach i dziś on dzielnie znosi słowa”mój pokój-mój bałagan” 🙂

    Słoneczka co dnia! :)))

    Polubienie

    1. Szkopuł w tym, że te zalecenia się różnią…

      Tak, to jest cyniczne żerowanie, choć zdarza się, że niektórzy wierzą w to, co głoszą i robią.
      Jeżeli medycyna jest bezsilna, to ja jestem wstanie zrozumieć desperację chorego i jego bliskich w szukaniu czegokolwiek co daje nadzieję. Tyle że trudno zrozumieć tych szarlatanów, którzy obiecują cuda za ogromne pieniądze, znając dobrze naturę ludzką, że w obliczu śmierci są wstanie poświęcić wiele.

      Tak! Edukacja! Tylko jak odróżnić ziarno od plew ma osoba, która czyta sprzeczne opinie w necie, a jest laikiem, bo sama nie zachorowała, nie ma nikogo bliskiego w rodzinie, więc nigdy nie miała kontaktu z lekarzem onkologiem, a od koleżanki usłyszy, że chemioterapia zabiła kogoś jej bliskiego. Najczęściej ta wiedza-nie-wiedza bierze się z różnych opowieści, również o tzw. cudach…

      :))
      Mój zapełniał skrzynię kanapy, bo łóżka nie ścielił, pustymi butelkami po wodzie, bo nie chciało mu się znosić na dół do kosza. ( Opróżnianie koszy, i zamiatanie – mycie schodów zewnętrznych było jego obowiązkiem już w szkole podstawowej- co ja się nasłuchałam: zaraz, potem, za chwilę ;))

      Dziś od czasu do czasu słońce wyszło za chmur, ale przynajmniej nie padało, więc spędziliśmy dzień w plenerze :))
      Uściski 🙂

      Polubienie

      1. Syn kuzyna kupował u Z. jakąś wit. C, która miała uczynić cud. Wszyscy wiedzieli, że kuzyn jest w stanie już nawet nie terminalnym, a wręcz agonalnym – leżał na oddziale paliatywnym. Desperację i wiarę w cud rozumiem, bo tonący brzytwy się chwyta, ale umacnianie tej wiary przez ludzi sprzedających jakieś cuda-wianki to zwyczajna podłość.
        Mówiąc o edukacji, mam na myśli walkę z bzdurnymi plotkami, z idiotyzmami wypisywanymi przez nawiedzonych mechaników w necie itp. Edukacja to szerzenie wiedzy medycznej. Wiem, że to trudne, bo choroba ciężka i owiana wieloma mitami, z którymi trudno walczyć. Ale trzeba, żeby głupie matki nie odbierały swoim dzieciom szansy na wyleczenie. No i profilaktyka. Gdyby mój kuzyn nie palił jakiejś koszmarnej ilości papierosów, gdyby choć raz na dwa lata zrobił prześwietlenie płuc, to być może jego los potoczyłby się inaczej. Ale on twierdził, że prześwietlanie się jest szkodliwe! Do lekarza trafił dosłownie w ostatnich tygodniach życia.
        Nawet nie wiesz, jaka jestem zła na niego, na jego żonę, na ten brak wiedzy i nonszalanckie traktowanie swojego zdrowia. Ale czasu nie da się cofnąć.

        Polubienie

        1. Jeśli chodzi o wit.C to przeprowadzone do tej pory badania, przynajmniej potwierdzają, że w niektórych przypadkach wspomaga leczenie. Oczywiście nie można jej brać i łączyć ze wszystkim cytostatykami. No i sama w sobie na pewno nie wyleczy.

          Rozumiem co miałaś na myśli, dlatego piszę n-ty raz na ten temat, bo nigdy nie jest dość w walce z mitami.
          Z profilaktyką u nas też jakiś koszmar, bo ludzie unikają lekarzy jak diabeł święconej wody. Nic im nie jest, to po co się badać? Ja słyszę to od bliskich ( niektórych)moich koleżanek, które znają dokładnie moją chorobową historię i ręce mi opadają

          Polubienie

  5. dorosłym dzieciom jest po prostu dobrze i wygodnie, Boże, jak ja bym tak chciała – rano iść do pracy, po południu wracam, obiad gotowy, pranie zrobione, posprzątane, nie trzeba myśleć o rachunkach, o remontach, cu-do-wnie!

    Polubienie

  6. Pierwsze storczyki uprawiałam zgodnie z wiedzą zaczerpniętą na fachowych stronach.Co 10-14 dni zanurzałam doniczkę w wodzie demineralizowanej z dodatkiem 1/2 dawki odpowiedniego nawozu na mniej więcej 1 godzine.
    Kwiatki trzymały długo , a jak przekwitły obcinałam pęd zostawiając kilka oczek z dołu.Od razu mówię ,że rosły bujnie i nie brały się za ponowne kwitnienie.Kiedyś swojego pierwszego storczyka dostała teściowa.Po około miesiącu spytałam jak o niego dba.Stwierdziła , że jeszcze nic nie robiła i że napoi go kranówką.Dziś nazywam ją naszą specjalistką.Ma ich wiele .Chętnie kwitną długimi ,nieraz rozgałęzionymi pędami.Nie nawozi.
    Doczytałam się skąd to się bierze.Jak roślince jest luksusowo to się rozrasta (mi się doniczki przewracały od nadmiaru liści) , jak są chude czasy to rozwija się mniej wegetatywnie , a bardziej generatywnie – czyli trzeba się rozmnażać – kwiatki i nasiona.Sumując , nie dbać przesadnie pędu nie obcinać , chyba ,że sam uschnie.Powodzenia.

    Polubienie

    1. Na razie raz w tygodniu zanurzam na niecałą godzinę w przegotowanej wodzie – destylowaną OM już kolejny miesiąc (do żelazka) dowieźć nie może- bez żadnego nawozu i dodatkowego podlewania. I o to podlewanie mi chodzi, bo w necie różnie piszą. Wiem, że jak pędy stracą kolor zielony, to już czas, ale ja zapominam sprawdzać, więc wyznaczyłam jeden dzień w tygodniu i jak na trzy tygodnie to tylko raz zapomniałam ;p
      Nie dziękuję aby nie zapeszyć ;)))

      Polubienie

      1. Myślę ,że raz w tygodniu to za często.Jeśli byś chciała używać tej wody do żelazka to czasem wypadałoby je zasilić.Może zwykła woda ma więcej tego co kwiatkom potrzeba.

        Polubienie

        1. Dziękuję Zosiu 🙂
          Na razie zwykłą wodą, taką odstaną spróbuję.
          Ale mam jeszcze jedno pytanie, bo głąb ze mnie: czy wystarczy tylko zanurzanie raz na jakiś czas bez podlewania w międzyczasie?

          Polubienie

          1. W swoim naturalnym środowisku , jak leje to naprawdę leje , napiją się do syta , a później ,cóż muszą cierpliwie czekać .Taki tryb to dla nich „normalka” i żadne międzypodlewania nie są potrzebne.Jesteś uroczą , mądrą kobietą i żaden z Ciebie głąb – tylko tematu nie zgłębiałaś.

            Polubienie

            1. ❤️❤️❤️Wytlumaczyłaś jak chłopu na miedzy – przykład naturalnego środowiska do mnie przemawia- zastosuję się a będzie co będzie. Dziękiję❤️❤️❤️

              Polubienie

  7. Nie mieści mi się w głowie ten fenomen Zięby, B17 i zaufania do inżynierów mechaników w kwestii leczenia! Rozumiem strach, łapanie się każdej możliwości, ale …róbmy to z głową!!! Tyle się mówi o nieskuteczności tych metod, pokazuje palcem, a ludzie wciąż w nie wierzą. Smutne.

    O storczykach nie mam pojęcia! 🙂 MOje ręce powodują, że wszystkie rośliny w domu padają 😉

    Polubienie

    1. Wierzą, bo medycyna konwencjonalna wciąż zbyt często jest nieskuteczna, dlatego różni szarlatani bazują na tym, i na strachu, manipulując faktami.

      Laila,
      możemy sobie ręce podać w sprawie roślin ;p

      Polubienie

  8. moje dzieci przebierały nogami, żeby się od nas wyprowadzić, mając 18 lat i wsparcie finansowe, oczywiście
    mamy super stosunki
    i one też nie rozumieją, jak można chcieć mieszkać z rodzicami;)

    Polubienie

    1. Pamiętam jak Tuśka oznajmiła, że się wyprowadza- w jej przypadku to były powroty weekendowe i wakacyjne z DM do pobliskiego Miasteczka a nie do domu na wieś- od października w momencie rozpoczęcia studiów w DM. A w rezultacie wyprowadziła się już podczas wakacji, jak tylko przyszły wyniki, że się dostała na studia. OM musiał to jakoś strawić, że córcia już nie dojeżdża do domu, ewentualnie go odwiedza 😉 I tak już było do momentu wyjścia za mąż i wybudowania się w odległości 500 metrów od domu rodzinnego 🙂

      Polubienie

  9. Może dlatego, że byłam samotną jedynaczką, chciałabym na stare lata mieszkać w dużym domu wraz z dziećmi i wnukami:) Z drugiej strony wiem, że to nie do końca zdrowy układ. Bezwzględnie jednak, każdy członek rodziny musi albo dokładać się finansowo, albo wykonywać powierzone mu zadania i jeszcze wychodzić z inicjatywą. Nie ma zmiłuj! 🙂

    O przypadku chłopca słyszałam, ale jeszcze bardziej bulwersująca od postawy znachora jest postawa matki chłopca… Stwierdziła, że jego dusza nie chciała już żyć i… tyle. Tak usprawiedliwia swój czyn. To sugeruje, że gdyby nie zrobiła tego w taki sposób, pewnie by „pomogła” jego duszy inaczej.

    Polubienie

    1. Hmmm
      też jestem jedynaczką, ale niesamotną ;pp może dlatego nigdy nie marzyłam o mieszkaniu ” na kupie” ;p
      Aczkolwiek znam fantastyczne wielopokoleniowe domy, tylko że każdy w tym domu ma albo swoje piętro, albo skrzydło, czyli zagwarantowaną prywatność.

      Hmmm…”chciałabym na stare lata mieszkać w dużym domu wraz z dziećmi i wnukami” – a czy tak samo chciałabyś mieszkać w wielopokoleniowym domu nie będąc jeszcze babcią? Innymi słowy, czy jakbyś miała warunki to nie wyprowadziłabyś się z domu rodziców…? pytam z ciekawości 🙂

      Tak zachowanie matki jest dla mnie niepojęte, i przede wszystkim zawinił też sąd…

      Polubienie

      1. Wiesz co, właśnie wszystko zależy od warunków w jakich się człowiek wychowywał. Ja miałam bardzo małą rodzinę, mojej mamy wiecznie nie było, a dom wydawał mi się pusty. Wtedy i tylko wtedy chciałam z niego „uciekać”… Gdy wreszcie mama przeszła na emeryturę i mogłyśmy pomieszkać razem – wyjechała na stałe za granicę. Także podtrzymuję swoją wizję wielopokoleniowego domu:) Co nie oznacza, że byłoby mi pięknie, cudownie, bo pewnie nie raz miałabym dosyć.

        Polubienie

        1. Często marzymy o tym czego nie dostaliśmy, nie doświadczyliśmy w dzieciństwie, czy w ogóle.
          Nigdy nie powiedziałabym, że dom wielopokoleniowy jest czymś niekomfortowym i konfliktowym o ile wszyscy nie gnieżdżą się na 50 mkw. ;P Bardzo dużo zależy tak naprawdę od relacji rodzinnych, charakterów poszczególnych członków.

          Polubienie

  10. A ja jestem własnie z pokolenia dwudziestoparolatków 🙂 I w domu miałam istną wojnę o to żeby prać swoje ubrania samej, ugotować obiad samej, sprzątać w pokoju samej. Sytuacja ekonomiczna i zdrowotna zmusza mnie do mieszkania z mamą, ale jak się chcę to można być samodzielnym nawet z mamą pod jednym dachem, choć mama zazwyczaj jest uparta.
    Co do storczyków to wskazówki powyżej, jak najbardziej słuszne 🙂 Namaczać doniczkę co jakiś czas, nie podlewać za często 🙂
    A z dzieckiem to strach pomyśleć, ale można się naczytać mnóstwo dziwnych i podejrzanych artykułów o tym jak to witaminy są lekarstwem na rak lub jakieś inne dziwne syropy z chińskich roślin, tylko nikt o tym głośno nie mówi, bo przecież koncerny farmaceutyczne to biznes. Szkoda tylko, że w tym wszystkim cierpią ludzie, bo wierzą w te wszystkie rzeczy, ale takie trochę czasy, że w sumie to nie wiadomo w co i komu wierzyć, każdy jest mądrzejszy od swojego poprzednika lub rywala i tylko czekają, aby zrobić kontratak.

    Polubienie

    1. Mama zapewne z powodu Twojej sytuacji zdrowotnej chce Cię wyręczać we wszystkim. Choć wiem, że bywają matki, które uważają, że i tak zrobią wszystko najlepiej.
      I właśnie chęci mają tu zasadnicze znaczne, żeby wspólne mieszkanie nie było „udręką” dla jeden ze stron.

      Kurka wodna z tym storczykiem- myślałam, że namaczanie wystarczy, bez dodatkowego podlewania.

      Można się pogubić. Ludzie nawet nie wiedzą, że nawet to, co jest zdrowe może im zaszkodzić, bo przedawkują lub połączą z czymś, co wywoła niekorzystną reakcję organizmu.

      Polubienie

  11. Storczyki to dla mnie kwiatki, których mam nie kupować, bo są trudne w utrzymaniu – w sensie, żeby nie padły, trzeba się przyłożyć. Tak mi się jakoś zapamiętało, a w komentarzach czytam, że można o nich nawet zapomnieć ;D

    O tym dziecku czytałam. Przypomniało mi się, jak w dzieciństwie przykładałam ręce do telewizora, kiedy ten Nowak (czy jak mu tam) „przekazywał energię przez monitor”. Ludzie są niekiedy bardzo naiwni, albo po prostu bardzo chcą wierzyć, że jest coś, co może im pomóc. Że wciąż jest nadzieja.

    Bunt matki… Kiedy takiemu „bambini” dobrze w domu, sam z siebie nie zmieni sytuacji. Bo czemu, skoro mu wygodnie.

    Polubienie

    1. :DD
      Zakupu to ja nie popełniłam dla Się, dla innych i owszem ;ppp
      Ale czasem dostajemy, i raczej nastawiam się, że to taki kwiat wazonowy z przedłużonym żywotem i od razu mi lepiej ;))

      Ja pamiętam Kaszpirowskiego w TV, jakoś mnie nigdy nie „zahipnotyzował”, na tyle, żeby dłużej posiedzieć i posłuchać 😉 ale młoda byłam, wiecznie gdzieś gnałam ;pp

      Ha! matka zawsze może wystawić walizki za drzwi, a przynajmniej wdrożyć zasady wspólnego funkcjonowania, i je egzystować.

      Polubienie

  12. Tak, w internecie można znaleźć wszystko. Można by też znaleźć, na przykład, moją stronę o fizyce kwantowej, o której nie mam bladego pojęcia. Ale za to gadane mam, ech.
    Mnie też storczyki marniały strasznie, aż przyjechała moja mama i nalała im wody bez umiaru. Ona odlewała po połowie dnia, ale ja z moją sklerozą zostawiam wodę w osłonce, a one kwitną mi w zamian jak wściekłe. Odpukać! 😉
    Temat dużych dzieci przerabiam właśnie na własnej skórze. Z tym, że nie jako matka, a ta, do której się takowy „przytulił”.

    Polubienie

    1. No i zaintrygowałaś mnie tą stroną 🙂

      Odpukuję!!! i twierdzę, że nie da się jedną metodą je hodować: jedni zalewają, drudzy zasuszają ;D

      Ooo! to chyba jednak problem…

      Polubienie

      1. Zasuszanie też daje radę, bo kiedyś nie podlewałam miesiąc i też, odpukać powtórnie, kwitły jak wariaty. Chyba sposobem jest mieć je w poważaniu i zagrozić, że najwyżej wyrzucę i już ;))

        Polubienie

  13. U nas trochę nietypowo z dorosłym dzieckiem było:) Na przedostatnim roku studiów kupiliśmy córce mieszkanie.Nie dlatego,że wykazywała wielką chęć wyprowadzenia się z domu,ale po prostu trafiła się okazja zakupu fajnego mieszkania w dobrej cenie.Remont,urządzanie zajęło nam ok.roku.W kwestii ewent.przeprowadzki zdaliśmy się całkowicie na decyzję córki.Z różnych względów,tych prozaicznych i nie tylko, bardzo jej odpowiadało mieszkanie w domu.Nie przeszkadzaliśmy sobie wzajemnie,bardzo dobrze wspominam tamten czas,dom pełen młodych ludzi,przyjaciół córki,ich śmiech,rozmowy.Pomieszkiwali z narzeczonym – trochę u niej,trochę u niego,dużo podróżowali,córka dostała zagraniczne stypendium.Cały czas miała nasze wsparcie – finansowe,logistyczne,,prowiantowe:) Nie sądzę,by długie mieszkanie z rodzicami,jej jakoś „zaszkodziło” – widzę,że bardzo dobrze ogarniają swoje sprawy: naukowo-zawodowe,specjalizacie,aplikacje,wychowanie małego dziecka,nowy dom.Chyba nie ma reguły:)

    Polubienie

    1. Oczywiście, że nie ma reguły…:)
      Dużo zależy od charakteru dziecka. Znam takie, które NIC w domu nie ogarniały, bo nie musiały, a kiedy poszły na swoje, to świetnie sobie radzą ze wszystkim.
      Aczkolwiek niektórym wyręczanie przez mamusie dobrze nie robi, szczególnie płci męskiej, bo nienauczeni samodzielności, potem „przytulają” się do swoich kobiet i oczekują, że „domowe i przydomowe prace” za nich wykonają. I ogólnie są roszczeniowi, wygodni i leniwi.

      U mnie również było nietypowo, bo chcąc, żeby dzieci miały licealne przyjaźnie i życie po szkole, wysłałam je do DM oddalonego od 120 km od domu, żeby nie musiały dojeżdżać do pobliskiego Miasteczka albo do oddalonego 30km ŚM. ( oczywiście warunkiem było dostanie się do bardzo dobrego liceum- oboje skończyli to samo). Mieszkanie czekało już jak Tuśka była w gimnazjum- okazja, a Misiek pierwszy rok na stancji a potem też już na swoim. Tuśka obok za ścianą miała moich rodziców, a Misiek całkowicie samodzielny.

      Nie ma jednej reguły to pewne. Trzeba znać swoje dzieciaki na tyle, żeby ich wspomóc i pokierować tak, żeby to osiągnęli.

      Polubienie

Dodaj komentarz