Sentymentalny kawałek podróży…

Na wakacje wyjeżdżaliśmy wraz ze wschodem słońca. Wspominam o tym, bo był to przepiękny widok: mgła unosząca się nad polami i łąkami, budzące się do życia słońce…Trzymałam termiczny kubek z gorącą kawą w ręku, a powinnam trzymać aparat fotograficzny i robić zdjęcia. Tyle że OM się nie zatrzymał- nawet nie prosiłam- bo zatrzymywać się zaraz po wyruszeniu, kiedy ma się przed sobą wielogodzinną podróż, to szaleństwo 😉 Ale pomyślałam sobie, że może warto- po powrocie- raz wstać bladym świtem i wyruszyć na okoliczne łąki i pola :). Jak wracaliśmy, tak pomiędzy Krakowem a Katowicami byliśmy świadkami jak słońce przecudnie zachodziło. Był taki moment, że przed sobą, zupełnie na wprost, mieliśmy ogromną pomarańczową kulę. Widok nieziemski, „za piękny”- jak to powiedziała PT siedząca z tyłu- żeby zrobić zdjęcie, bo trwałam w stuporze pełna zachwytu ( OM prowadził, a PT w tym czasie rozmawiała przez telefon, więc żadne z nas nie  uwieczniło tego zjawiska).  Do domu dotarliśmy przed 3. bez żadnych niespodzianek, choć był taki moment, że po jeździe 200 km/h ( PT dostała rozwolnienia z wrażenia) jechaliśmy 20km/h, albo staliśmy w miejscu, bo był korek przed Krakowem ( zwężenie do jednego pasa ruchu ze względu na roboty). O ósmej już pobudka, bo ja piguły, a PT na  pociąg )do DM- zawiozła ( 25 km)Tuśka, która już była wcześniej uprzedzona. Końcówka wakacji była szalona, trochę na wariackich papierach, ale to właśnie zawsze było naszą- tego towarzystwa- domeną, więc…ech 😀 I znowu będzie co wspominać :).

Jak krótki, ale jednak pobyt we wsi moich Dziadków, czyli ” po naszemu” na batkiwszczynZajechaliśmy tam, bo być tak blisko i nie zobaczyć, nie uwiecznić tego miejsca to byłoby zaniechaniem nie do wybaczenia. Wysiadłam z auta i szłam przez wieś pieszo…Chłonąc całą sobą. Wjechaliśmy na górę, a raczej OM wjechał a ja doszłam robiąc zdjęcia, a potem podjechaliśmy pod cerkiew. Tam spotkaliśmy ludzi z Pomorza, którzy na cmentarzu szukali grobów swoich bliskich i…okazało się, że moje nazwisko panieńskie jest im znane, bo od strony mojego Dziadka, to również do nich rodzina. Mieliśmy szczęście, że na cmentarzu była młoda dziewczyna z młodszą siostrą, która miała klucze do cerkwi, więc nam ją otworzyła. A potem zgodziła się z nami pojechać- wskazać drogę- do domu, w którym byłam 40 lat temu wraz z Rodzicami, u rodziny ze strony Babci, gdzie jadłam najwspanialszy chleb na świecie z niezapomnianym masłem od czerwonych krów i śmietaną, którą można było kroić.  Nie pamiętałam gdzie  stoi, wiedziałam tylko, że za nim jest góra, na której stał ( został spalony) pierwszy dom rodzinny mojego Taty. Nie byłam też pewna, czy dotrzemy do tego, o który mnie chodziło, bo rodzin z tym nazwiskiem ( rodzina od strony Babci- mamy Taty- która wróciła po wysiedleniu)   we wsi sporo, ale  spytaliśmy się  o osobę najstarszą. I trafiliśmy, choć był tylko syn ( starszy ode mnie), bo matka akurat dzień wcześniej wyjechała do rodziny na zachód. Ale pamiętał pobyt mojego Wujka z Kanady (brata mojej Babci, który nie żyje już ze 20 lat), jak był w odwiedzinach…Opowiadał, że byli na górze, w miejscu gdzie kiedyś stał rodzinny dom i Wujek zabrał trochę ziemi stamtąd  za ocean…

Po tej wizycie, krótkiej, ale przepełnionej emocjami, wróciliśmy do miejsca, z którego rozpoczęliśmy naszą wędrówkę, aby na koniec cieszyć się nie tylko okolicznościami przyrody, ale obecnością  tych, z którymi niejedną drogę przeszliśmy, i zawsze nam „po drodze”…

 

Pewnie jeszcze nie raz nie dwa wspomnę w kolejnej notce ten wyjazd, ale teraz muszę się ogarnąć. Się, bo dom zostałam ogarnięty na błysk 🙂 Z jednym wyjątkiem…Na samo wspomnienie śmiać mi się chce, choć powinnam być wkurzona. Misiek, który był na weekend ze swoją dziewczyną- Atą- i Kotą u nas, zamknął tę drugą w pokoju na półpiętrze, kiedy przed wyjazdem mył podłogi. Kota na złość zrobiła kupę na łóżku z pościelą ( brązową), więc nie zauważył. Zauważył OM, bo to on ( oprócz gości) śpi najczęściej w tym pokoju, gdy danej nocy musi wyjechać, a po przyjeździe i ogarnięciu rozpiski kto, co i jak, pewnie chciał się na dwie godziny położyć….A tu taka niespodzianka ;p

Powoli będę nadrabiać też blogowe zaległości 🙂

19 myśli na temat “Sentymentalny kawałek podróży…

  1. Chyba jesteśmy już ostatnim pokoleniem, które z takim sentymentem odnosi się do miejsc, skąd nasz ród. Młodzi, nawet jeśli interesują się swoimi korzeniami, to ziemi w woreczku na obczyznę nie biorą.

    Teraz zbieraj siły na Lwów. Bardzo jestem ciekawa Twoich wrażeń.

    Słoneczka:)

    Polubienie

    1. Raczej nie biorą. Im w ogóle łatwiej podejmować decyzje o emigracji czy to na studia, czy z powodu wyboru miejsca zamieszkania i pracy…bez sentymentu.

      Kiedyś mi Tuśka powiedziała z oburzeniem: chcesz sprzedać dom rodzinny??? jak powiedziałam, że na emeryturze wrócę do DM.
      Lwów najszybciej końcem września. Już się nie mogę doczekać!

      Buziaki 🙂

      Polubienie

  2. widoki to ja juz na fb widzialam, az tez zachcialo mi sie takiej podrozy;)

    Ze tak zapytam- w którym momencie OM zauwazył kupę, przed czy po tym jak usiadl?:D

    Polubienie

  3. może uda mi się w tym roku wybrać na cmentarz moich dziadków
    a może nawet nad rzekę, która na zawsze pozostanie najważniejszą rzeką mojego dzieciństwa?

    🙂

    Polubienie

    1. To życzę, żeby się udało.

      Byłam z Mam ( na blogu pewnie bym znalazła dokładnie kiedy) chyba 5 lat temu, w jej rodzinnej miejscowości w centralnej Polsce, na grobie Dziadków i Wujka- brata mamy. W tej miejscowości mieszkałam z dziadkami 1.5 roku. Rodzice zabrali mnie jak miałam 2 lata.

      Teraz mogłabym pojechać w Beskidy, rodzinne strony teściów, które poznałam jeszcze zanim poznałam OM, a byłam tam ostatnio z 15 lat temu.

      Polubienie

  4. Przypomniałaś mi historię sprzed lat…
    Mój szwagier któregoś lata postanowił powłóczyć się pierwszy raz w życiu po Beskidach – rasowy turysta, obrzępiony plecak, te sprawy. No i któregoś dnia zszedł na dół do Kasinki, kupił piwo w sklepie, siedzi z nim na schodku i pije, bo gorąco. Do sklepu przyszedł starszy facet, z gatunku „krzepki, żylasty 70-latek”, wchodząc rzucił przelotnie okiem na szwagra, a wychodząc mówi tak „A, dzień dobry, wy od babci ….owej z Gruszowca, nie? Jak za interesem, to nic z tego, oni jak raz do Mszany dziś pojechali”. Szwagrowi trochę szczęka spadła i pyta „Ale skąd pan wie, kto ja jestem? Ja pierwszy raz w życiu w tej okolicy, a ciotka ze 20 lat już nie żyje…” „A co ja, oczu nie mam? Toż widać…” I sobie poszedł. 😀

    Polubienie

  5. Czas kiedy dzien sie budzi jest cudowny, bardzo porusza mnie emocjonalnie, swiezosc powietrza, unoszaca sie mgla i cisza.
    Mialas piekna wyprawe w przeszlosc, taki powrot w lata dziecinstwa jest
    na pewno bardzo emocjonalny.
    Mnie takie powroty niepokoja, boje sie ze niosa rozczarowania, dlatego nie wracam, tesknie, ale tak bardzo zalezy mi na zachowaniu doskonalosci wspomnien, ze nie pozwalam sobie na zadne powroty. Dawno temu ktos mi w liscie napisal o mojej sciezce dziecinstwa, takiej wsrod bzow, gdzie bieglam zrywac fiolki i stokrotki, no coz bzy wycieto, bo sciezka zamienila sie droge zeby samochod sie zmiescil, nie przyjelam do wiadomosci, nie chce sprawdzac, mam ciagle w pamieci moja sciezke.

    Polubienie

    1. Trochę Cię rozumiem…
      Przeżyłam podobne rozczarowanie, kiedy po 10 latach od ostatniego pobytu znalazłam się wraz z OM w Beskidach w rodzinnej wsi jego Taty i Dziadków, którą też znałam, bo bywałam kilometr dalej w innej wsi u rodziny Przyjaciół moich Rodziców i mojego- taki zbieg okoliczności 🙂
      Ale w rodzinnej chacie OM, w której na stałe już nikt nie mieszkał, a była bazą wakacyjną i wypadową, niejeden pobyt spędziliśmy z OM i z innymi uczestnikami rajdów 🙂 Ech, no i zbulwersowała mnie droga…asfaltowa prawie przed samymi oknami, a wcześniej była zwykła, ubita ziemia, którą pokonywałam aby umyć się w strumyku…Cała sielskość znikła…

      Polubienie

  6. I znowu się rozmarzyłam. Z tą ziemią przywiezioną komuś w woreczku jak nic stanęli mi przed oczami „Sami swoi”. Choćby szczypta, ale zawsze to skrawek domu i przeszłości.

    200km/h… Aż mi się włos na tyłku zjeżył. A z korkami toście trafili :/ Ale z drugiej strony, w Krakowie dopiero teraz zaczęły się na dobre remonty, więc jeszcze poczujemy co to znaczy „zakorkowane ulice”.

    Polubienie

    1. :))
      Dla Wujka brata Babci szczególna, bo jako młody chłopak z powodu zawieruchy wojennej najpierw znalazł się w Anglii a potem w Kanadzie, i nie tylko nie wrócił na swoje ziemie ale w ogóle do Polski. I tylko raz ją odwiedził.

      Te 200 to krótki odcinek, siedząc z boku stwierdziłam, że chyba szybko jedziemy, na co PT mając lepsze patrzenie na licznik oznajmiła, że 200, po czym zaraz stwierdziła, że musi do WC.;p ( to ten odcinek A4 mniej ruchliwy). Potem już na tempomacie 140 spokojnie do celu…Z korkami, ze zwężeniami na S3, plus drogi lokalne średnia wyszła 107km/h, więc ok.

      Polubienie

Dodaj komentarz