Bodźce…

Coraz częściej, coraz śmielej przez otwarte okna dochodzi życie zewnątrz, absorbując moją uwagę, czym skutecznie toruje drogę myślom tak, aby nie osiadły na mieliznach niepokojów.

Wczoraj jadąc z LP do ŚM upolowałam telefonem pierwszego boćka na żywo w tym roku. Niecałe dwa kilometry od domu na łące. A jeszcze wcześniej szpaka- ptaka ( chyba), który przychodził kilka razy dziennie i stukał w drzwi tarasowe. Z kanapy w pokoju mogę obserwować ptactwo, którego u nas pod dostatkiem. Siadają na drzewach, ale też często przylatują na taras.

Nie mogę uwierzyć, że to już piątek, tak mi ten tydzień szybko zleciał. Intensywnie. Wiosennie. A że wiosna pełną gębą, to świadczy o tym bociek na łące i zakupione buty przeze mnie ;p Tak, tak, dzięki Tuśce, z którą zaliczyłam krótki wypad do galerii w DM przed powrotem do domu z zamiarem tylko przymierzenia i zakupu przez net, tylko tej marki i tego modelu. I jak się okazało, czar prysnął. Ale zajrzałam do niezawodnego Geox ( lofciam włoskie buty) i wyszłam uszczęśliwiona, bo w tej chwili przez neuropatię nie w każdym obuwiu czuję się komfortowo.

Stwierdziwszy, że z obstawą, wolnym krokiem daję jakoś radę  nieważne, że potem jestem nieżywa i długo dochodzę do siebie przemieszczać się pomiędzy sklepowymi półkami, siadając co chwila, gdzie popadnie, ale nie poddając się, umówiłam się z LP na czwartek na zakupowy wypad do ŚM. Żółwim tempem z przerwą na lunch w Sphinx,  zakupiłyśmy to, co chciałyśmy i to, co nie chciałam również,  i z lżejszym portfelem i mniejszym kontem, ale z bananem  trochę zmaltretowanym, bo zmęczenie dopadło  na twarzy wróciłam do domu. Bo najbardziej ucieszył mnie zakup czterech pelargonii angielskich na taras- nie mogłam się oprzeć. Dziś może je posadzę, nie patrząc na moje okna! Wczoraj sobie uświadomiłam, że do świąt już tylko dwa tygodnie. Święta świętami, ale wiosenne porządki, choćby w szafach należałoby zrobić. Nawet w środę uprzątnęłam dwie półki z butami w garderobie  wrzucając cztery pary butów do wora, który czeka na uzupełnienie kolejnymi i wystawienie go w pewnym miejscu), ale…to jest kropla w morzu. I w takim tempie to ja do świąt się nie wyrobię…tych w grudniu! A porządki w szafach i papierach mnie gnębią, bo…No właśnie. Jakby co, chłop będzie miał lżej, jak zawczasu powyrzucam wszystko to,  co zbędne. Myślę praktycznie.

Muszę się tu do czegoś przyznać. Nie, nie pokochałam, nie polubiłam, nawet nie  zaakceptowałam, ale już bez grymasu na twarzy nosiłam…perukę! Do tej pory albo w ogóle, albo w walizce podróżowała ze mną do DM, i nie miałam potrzeby wyciągania jej z niej. Żadnej. Nawet ostatnią podróż do DM też tak spędziła, bo w niedzielę jeszcze w czapce (cieńszej) wsiadłam do auta, a już w nim siedziałam bez czapy. Jednak na drugi dzień wiosna buchnęła ciepłem (w DM nawet temperatura dochodziła do 19 stopni), więc zamiast czapki włożyłam perukę, we wtorek to samo, choć na oddziale już łaziłam bez niej. Ale też bez żadnej chustki, tak jak w domu. I gdyby nie pewien defekt, który posiadam, to już bym nic na łeb nie zakładała, tylko wszędzie paradowała w swoich włosach- mam niskie czoło, ale zakola po bokach i potrzebuję jeszcze co najmniej z miesiąc, by to, co mam na głowie przypominało jakiś fryz ;D A w peruce, choć wciąż nie czuję się komfortowo, ale wyglądam naprawdę ok i potrafię zapomnieć, że mam ją na głowie- choć po przekroczeniu progu domu, mieszkania, to pierwsze co robię, to ściągam. Zresztą moje dziewczyny, również panie na oddziale uważają, że nie widać, iż mam nie swoje włosy na głowie. Fakt. Ale zupełnie inaczej je się nosi, kiedy ma się już swoje pod spodem, gdy to ciężkie leczenie jest skończone.

Dziwnie się czuję bez porannych i wieczornych rytuałów z pigułami. Jednak trzy miesiące rutyny zrobiły swoje- przyzwyczajenie drugą naturą człowieka. Wprawdzie łykam dwa razy dziennie nowe, ale tu nie mam aż takiego rygoru godzinowego i mogę jeść. A apatyt mam! Sterydy robią swoje! Pomijam już to, jak zmieniają moje rysy twarzy, ale to się dzieje już od kilku lat, bo patrząc na stare zdjęcia, nie chcę mi się wierzyć, że to tylko czas…Zresztą za każdym razem podczas chemii moja twarz zdradzała, że właśnie jestem podczas leczenia…Ciągle słyszałam, że dobrze wyglądam ;D

Dopiję kawę- pozwalam sobie w tym tygodniu na więcej- wyłączę laptopa i zabiorę się do roboty! Kwiatki czekają, taras czeka…za oknem już 16 stopni. Codzienna dawka witaminy C jakoś mnie chroni przed przeziębieniem, nie licząc jakiegoś tam kataru. Mimo tak kiepskiej odporności. To mi dało bodziec do tego, by jednak ruszać w miarę możliwości częściej z domu, do ludzi. To i wiosna. Poczucie uciekającego czasu, który już nie wróci, ani lepszy nie będzie. A może w ogóle go zabraknąć. Bo życie ma swój plan, niekoniecznie kompatybilny z moim- zresztą najpierw trzeba go mieć ;p (Staram się nie wybiegać myślami za daleko). Szczególnie że wciąż mi się przydarzają różne rzeczy- wczoraj dwa razy się poparzyłam: najpierw rękę, potem nogę, gorącym barszczem, nie mogąc utrzymać kubka w ręce…OM zakazał mi…no właśnie, jak sobie to wyobraża? Nie wiem ;p  A ja liczę – na przekór Alisiowego ale ja się boję- że do DM w poniedziałek pojadę tylko z Julkiem. W końcu nowe tabletki mają mnie postawić na nogi! Stabilne!

W środku wciąż siedzi we mnie  struś pędziwiatr, choć na zewnątrz bardziej tuptusiowata jestem ;p Oj chciałoby się! OM obiecał mi Bieszczady – sam z siebie. Cieszę się, bo już mi wiosenna Barcelona odleciała. Nie dałabym rady, i nie mogę sztywno niczego zaplanować, a wyjazd takim musiałby być- czasowo musiałabym się dostosować i uwzględnić plany innych.  Zaś na jakiś dłuższy wypad z OM mogę liczyć dopiero pod koniec maja, po Tuśkowym powrocie ze szpitala ( ma termin na 14.)- tak że tak.

Pięknego, wiosennego bardzo słonecznego i pachnącego  weekendu!!! 🙂

10 myśli na temat “Bodźce…

  1. Jadąc dzisiaj z M. na wizytę do lekarza mówiłam mu właśnie….że poszłabym do sklepu! 😀 Od czterech miesięcy nie byłam w żadnym sklepie, że mimo niechęci do włóczenia się po galeriach stało się to dla mnie atrakcją! 😀

    A Bieszczady? Jedź, jeśli będzie taka możliwość i pozdrów je ode mnie! 🙂

    Polubienie

    1. Nie licząc wizyt w aptece moja sklepowa przerwa trwała ponad pół roku… A tęskni się do normalności bez ograniczeń – ale Ty to wiesz najlepiej ❤️

      Masz jak w banku pozdrowienia, ale znając Twoją miłość do gór ( i bliskpść) to nie wiem która z nas tam wcześniej zawita;p

      Polubienie

    1. Szczególnie po tak długiej abstynencji 😉 ( net się nie liczy ;p )
      A papiery łypią na mnie zewsząd, żeby tylko z szafki to bym się nie przejmowała 😉
      Buziaki❤️

      Polubienie

  2. „skutecznie toruje drogę myślą tak, aby nie osiadły na mieliznach niepokojów.” ??? No chyba „myślom”, a nie „myślą”!!!
    Dziwi mnie to nagminne pisanie „ą” zamiast „om”.

    Polubienie

    1. A mnie nic nie dziwi ;p Nawet nadużycie słowa” nagminne” ;D
      Choć powinno „dziwić” poprawianie błędów w komentarzach, z drugiej strony powinnam być wdzięczna ; ) Czujne oko czuwa! Aczkolwiek chyba zacznę czytać tekst przed publikacją, żeby nie dać się „nagminnie” złapać na błędach…
      dzięki!

      Polubienie

  3. Wiosenne bodźce przeganiają smutki i niepokoje. To najpiękniejsza pora roku. Nawet wtedy, gdy trzeba w końcu umyć okna;)
    Przesyłam bawarskie słoneczko i śpiew ptaków:)))

    Polubienie

    1. Już jesteś na miejscu 🙂 Fajnie, i niech pogoda Cię rozpieszcza 🙂 Ptaków chętnie bym posłuchała jak świergolą po niemiecku ;D Moje pięknie koncertują!!!
      Tyle że się pogoda trochę spaskudziła…

      Okna…hmm to u mnie na razie temat tabu ;p

      Buziaki wiosenne!!!:***

      Polubienie

Dodaj komentarz