Porównanie…

Dwa lata temu, po niespełna trzech  miesiącach od zakończenia brania standardowej chemii, śmigałam jak ten struś pędziwiatrem gnany po szlakach górskich. Z bananem na twarzy, że daję radę:D Byłam z siebie taaaaka dumna!  Dziś, kiedy już minęły trzy miesiące, jak nie dostaję w żyłę chemicznej substancji, moim osiągnięciem jest półgodzinny spacer pod ramię z OM. Słabo! Świadomość tego nie wywołuje już uśmiechu…Tak, wiem, pamiętam, że w międzyczasie przeszłam dwie ciężkie operacje i inwazyjne badania, a teraz codziennie nie łykam niewinnych suplementów, tylko chemię zamkniętą w pigułach. Że być może powrót do lepszej formy jest wydłużony w czasie. Hmm…chciałabym w to wierzyć, ale byłoby to zwykłe zaklinanie rzeczywistości, niestety. Choć bywa, że wypieram lub spycham w najbardziej niedostępne zakamarki niepokojące myśli, wiedzę opartą na faktach, w myśl własnej zasady, że martwić o siebie jeszcze zawsze zdążę, to jednak nigdy się nie okłamywałam.

Nie płaczę nad swoim losem, czasem łzy polecą z bezsilności. Że wciąż zwykłe czynności kosztują mnie sporo wysiłku. Ze złości na swoją nieporadność, niemoc, bunt organizmu. Walczę z tym, ale to walka nierówna. Bo to nie psychiczna niemoc tylko fizyczna, a tu organizm potrzebuje czasu na regenerację. Tylko jak ma się zregenerować, jak systematycznie jest podtruwany? Nie wiem. Truć muszę, bo to jedyna szansa, żeby skorupiak się nie uaktywnił. Coś za coś. Na szali wciąż jest życie…Tak, inne niż dotychczas, ale życie! Ono zmienia się  powoli, ale zmiany trwają od wznowy…a teraz są najbardziej dokuczliwe. Kolejny etap, który muszę oswoić. I permanentne zmęczenie jest najmniejszym zmartwieniem…Bo we mnie struś siedzi mimo wszystko…zrywam się i wyrywam, mimo sapania, tracenia równowagi, siniaków na kończynach od potknięć i upadków. Klapnę sobie tu i ówdzie, gdy już muszę, a muszę często, jednak to nie zniechęca mnie do działania. Zresztą sama dostarczam sobie powodów do ruchu- ostatnio wkładając naczynia do zmywarki przed pójściem już na górę, powtórzyłam sobie w myślach,  żeby pamiętać o szklance wody, lekach- akurat wykończyłam opakowanie- i okularach do czytania, które przed chwilą umyłam. Na górę poszłam tylko ze szklanką z wodą, i jak już stawiałam ją na tacy koło łóżka, przypomniałam sobie o lekach. Od razu zeszłam na dół. Wróciłam z nimi i klapnęłam  na łóżko, spojrzałam na książkę…i zeszłam na dół po okulary. Tak i podobnie dzieje się codziennie.  Drepczę wokół siebie, czasem bez sensu, bo zapomnienie jest moim drugim ja 😉 Ruszam się i nie zalegam godzinami w łóżku, kosztuje mnie to jednak sporo wysiłku. Ale nie narzekam, stwierdzam fakt. Plusem jest to, że…nigdzie się nie spieszę, nikt mnie nie pogania…

Kiedyś PT mi powiedziała, że wolałaby tak jak ja, niż mama E., która w trzy miesiące po diagnozie odeszła. Akurat już wychodziła z mieszkania, kiedy jak zwykle coś nowego poruszyłyśmy, nie mogąc skończyć gadać.  Mimo skrótu myślowego, zrozumiałam o co jej chodzi. O czas. Czas walki i ten bez walki w czasie, kiedy skorupiak zawładnął moim ciałem, który trwa już 18 lat.  Jednak wystarczyła chwila i..stwierdziła, że chyba nie wie co mówi. Bo zero- jedynkowo nie da się tego porównać. Mama E. odeszła przeżywszy bez choroby ponad 70 lat. Fakt, trzy miesiące to strasznie mało, nie wystarczająco, by się z tą myślą oswoić…

***

Niedawno Pańcio powiedział do swojej mamy, że babcia A. bardziej kocha M. ( kuzyn w tym samym wieku). Tuśka (nie) zdziwiona, ale pyta się skąd taki wniosek, więc Pańcio odpowiedział, że jak M. dał babci kwiatka, to dostał dychę, a kiedy on dał (w  tym samym dniu, tylko później), to nic nie dostał. Babcia nie przewidziała, że M. się pochwali Pańciowi 😉 Z drugiej strony, jest osobą, która nad wyraz ceni sobie, przynajmniej tak głośno i często powtarza, sprawiedliwe traktowanie i obdarowywanie dzieci…a tu taka wizerunkowa wpadka 😉 Trochę kpię, bo osobiście nie jestem zwolenniczką obdarowywania dzieci, w momencie, kiedy to one same przychodzą z prezentem, kwiatkiem, z życzeniami do osoby obchodzącej swoje święto. Trochę kojarzy mi się to z „zapłatą”, ale tak serio, to takie zachowanie nie uczy dzieci tego, że nie zawsze to one coś otrzymują. Znam pewną matkę, która musiała zawsze kupować prezent swojemu dziecku, gdy ono szło na urodziny do kolegów, czy dzieci w rodzinie- inaczej był ryk i tupanie nogami.

***

Na dworze chmurno, durno, wietrznie i mokro od kilku dni. Nieciekawie, więc natenczas spacery zawieszone. ( Wczoraj LP zrezygnowała z przyjścia do mnie pieszo i odpaliła auto, bo bała się, że wiatr ją przewróci, deszcz zleje i zmarznie na kość- tak że tak. Podziwiałyśmy bażanta na moim świerku przez okno tarasowe, siedząc wygodnie w ciepełku na kanapie). Poddałam się mrocznej atmosferze i zanurzyłam się w klimatach zbrodni, oglądając świetny serial „Sposób na morderstwo”, a  jako przerywnik czytam norweski kryminał pt. „Naśladowcy”.  Wsiąkłam.  A  powinnam  zająć się  porządkami w szafach, bo tam niejeden „trup” jest do wyrzucenia 😉 Na razie piję kawę ( tak, tak, życie jest za krótkie by całkowicie rezygnować z tego, co się lubi), zajadam czekoladki, i…pomyślę, co dalej z tą chmurną niedzielą zrobić 😉

16 myśli na temat “Porównanie…

  1. Nie wiem, czy da się porównać, choć nieraz się próbuje. Ja na przykład chodząc z Milą po różnych badaniach i diagnozach mimowolnie obserwuję i czasem mi się pomyśli, że mamy szczęście 🙂

    Buziaki, ja też właśnie spijam kawkę 🙂

    Polubienie

    1. A ja wróciłam od Ciebie:**
      Z tymi porównaniami już tak jest, że mimowolnie się je robi.

      Ja że mam szczęście, to stale powtarzam 😉

      Polubienie

    1. Szafy wciąż odłogiem, zbieram się już jakiś czas i zebrać nie mogę 😉 Książkę właśnie wykończyłam- czekam na kolejną dostawę kurierską, a czekoladki i kawusia dyscyplinarnie od święta ;p
      Zdrówka! Serdeczności 🙂

      Polubienie

  2. 🙂 Powolutku dojdziesz do siebie, daj sobie więcej czasu. 🙂 Porządki nie zając, nie uciekną, a jak będziesz miała wenę, to je zrobisz. 🙂 Spokojnego wieczoru. ♥ ♥ ♥ 🙂

    Polubienie

  3. Struś Pędziwiatr jeszcze się doczeka tego złapania wiatru w żagle. A raczej w piórka. U nas też pogoda nie rozpieszcza – niby słońce już potrafi oślepić, ale jednocześnie wiatr po nerach pizga. Jeszcze nie czas na spacery. Ani tym bardziej na porządki, za to w sam raz pora na wypoczywanie i plany 🙂

    Chyba jestem smutnym człowiekiem, który łatwiej i szybciej zapamiętuje gorzkie rzeczy. Tak mi się teraz przypomniały historie o tym, jak niektórzy rodzice uczyli dzieci chodzenia do babć czy dziadków w konkretnym czasie (m.in. kiedy listonosz roznosił renty). To zupełnie luźna dygresja, która zakwitła mi w głowie podczas lektury. Smutna dygresja, która przypomniała mi ironiczno-gorzkie słowa ich dziadków. Świetnie zdawali sobie sprawę z interesowności tych wizyt i że „wypada” odpowiednio za nie podziękować. Smutne.

    Polubienie

    1. Czuję się rozgrzeszona ;p

      A wiesz, że ja pisząc nie pomyślałam w tym kontekście, a przecież takie smutne sytuacje nie są mi obce ze słyszenia. Są też tacy rodzice, którzy sami odmówią ( jakiegoś zakupu, kasy), ale wysyłają do dziadków( czasem „w żartach”) i tak uczą dzieci brania- wyciągania.

      Czasem sami dziadkowie przyzwyczajają wnuki, że każda ich wizyta u nich czy odwrotnie kończy się „prezentem”, a kiedy już poznają wartość pieniędzy, to kasą- babcia, dziadek zawsze coś dadzą i tylko z tym się kojarzą… Dawać też trzeba umiejętnie i wiedzieć, kiedy, a nie ze słowami: jaki to jesteś kochany, bo odwiedziłeś babcię lub dałeś kwiatka to masz tu w nagrodę pieniądze…
      No smutne.

      Polubienie

    1. Ale pomyśl, ilu dorosłych właśnie tak postępuje i w nagrodę czy w imię tam czegoś obdarowuje dzieci, nie myśląc nawet jakie to może mieć skutki.

      Polubienie

  4. No cóż…..powinnam powiedziec bez komentarza….ale Twoje 18 lat w porownaniu z moim 3i3 miesiace.Jak powiedzial Mlynarski „Róbmy swoje…” pomalutku i do przodu.Serdeczne usciski

    Polubienie

    1. Reniu, nie ma co porównywać, bo każda historia jest inna, każdy ma własne cierpienia, wzloty i upadki do oswojenia.
      A przecież w ciągu tych moich 18lat były lata bez choroby i tylko częste wizyty kontrolne przypominały, że żyję ze skorupiakiem w tle.

      Buziaki, i jak zwykle moce posyłam!

      Polubienie

      1. Wiem Roksanko ,tylko jak czytam Twoje posty to mam odczucie jakbym o sobie pisala..,dlatego tak napisalam.Trzymaj sie ……….pozdrawiam

        Polubienie

  5. Nie wiem co Ci powiedzieć, żeby nie zabrzmiało banalnie.
    Może tylko tyle, że takie życie , z takimi ludźmi wokół jest warte ceny, którą płacisz. Jesteś – mniej aktywna, wolniejsza, ale jesteś. Dla Twoich bliskich to ogromny dar .

    Polubienie

    1. Życie jest banalne, i najprostsze prawdy są najprawdziwsze 😉
      Ja to wiem, więc nieustannie powtarzam, że jestem szczęściarą pomimo wszystko.:)

      Dziękuję :***

      Polubienie

Dodaj komentarz