Z własnej perspektywy…

Punkt widzenia z reguły zależy od tego, w jakiej rzeczywistości się znajdujemy.

Siedzieliśmy sobie z Miśkiem na moim łożu i wesoło rozmawialiśmy, kiedy dołączył się do nas Tata. W pewnym momencie poinformował nas, że Mam nie odbiera  od rana telefonu. Od której?-  się pytam, zważywszy, że było już samo południe. No od rana- słyszę. Oczywiście snuje już katastroficzne wizje wzbudzając w nas niepokój. Jednocześnie  sięgnęliśmy po telefony. Oni dzwonili na komórkę i domowy, a ja postanowiłam zadzwonić do Cioci K.  Ciocia co rano, między 8.30 a 9.00 dzwoni do Mam. Na pogaduchy, taki rytuał. Tygodniami  mogą się nie widzieć, choć mieszkają od siebie dwa przystanki tramwajowe, ale  praktycznie ( czasem wyjątkowo nie) codziennie  wiszą na telefonie. ( Kiedyś wujostwo jeździło z  moimi rodzicami na wieś, ale już jakiś czas temu przestali). W każdym razie uznałam, że Ciocia to dobre źródło informacji. I nie pomyliłam się! Oczywiście, że rozmawiały jak co dzień, i Mam miała się wybrać na zakupy. I wszystko jasne! Bo Mam telefonu ze sobą nie bierze, a nawet jak weźmie, to i tak nie odbiera 😉 Przy okazji  sobie z Ciocią pogadałam. Przede wszystkim o tym jak się czuję, bo to ją interesowało najbardziej. I usłyszałam, że czytała jakiś wywiad z Korą (w kolorowej prasie), iż ta bardzo dobrze znosi lek, że nawet chce wrócić do pracy. Nie wiem, ile jest w tym prawdy, a ile wydumanych spekulacji, ale zaczęłam o tym myśleć.

Jak łatwo ubrać kogoś w czyjeś buty. Bo o jakiej pracy mówimy? Takiej codziennej przez 8 godzin? No nie! Abstrahując od Kory i tego czy zamierza coś w tym kierunku zrobić czy nie, weźmy kogoś kto jest/był na etacie. Nawet ja nie jestem dobrym przykładem, bo pracując na swoim, na dodatek z OM, mogłabym sobie tę pracę dawkować. Teoretycznie. Bo praktycznie, moje obowiązki przejął już dawno ktoś inny- trudno w takiej sytuacji liczyć na to, że będę dyspozycyjna. W każdym razie w tej chwili to nawet na własny ZUS bym nie zarobiła. Nie wiem też, jak mnie  za dwa miesiące potraktuje  ZUS, kiedy skończy się renta. Do tej pory świadczenie dawał mi na rok, nigdy dłużej. Fakt, po wznowie przedłużył o kolejny, ale tylko dlatego, że w międzyczasie nastąpiła wznowa  wznowy. Reasumując, do tej pory, przez te 18 lat miałam 4 razy przyznawaną rentę, zawsze na rok. Plus dwa zasiłki rehabilitacyjne. W sumie sporo.  Jednak po 2008 roku, czyli drugim skorupiaku, po skończeniu się renty, kiedy nie dostałam przedłużenia, pracowałam właściwie teoretycznie, czyli płacąc składki i coś tam robiąc w miarę możliwości. Gdybym nie miała takiej możliwości, to byłabym na utrzymaniu OM, bo na etat pracować nie dałabym radę. Nawet siedząc za biurkiem. Zresztą kto trzymałby pracownika, który gros czasu spędza na wizytach u lekarza? I chodzącego na ewentualne zwolnienia.

Pomijam już, że każdego chorego historia jest inna, nawet jeśli w finale łykają te same piguły. I nie o licytacje tu chodzi, ale o faktyczne leczenie, jego uboczne skutki i konsekwencje. Chciałabym mieć optymistyczne spojrzenie na tę kwestię, ale nie mam, choć Ciocia uważa, co wyartykułowała, że ja w ogóle optymistycznie jestem nastawiona. Poniekąd. Jednak co do pracy, niezależnie co ZUS postanowi, ja wiem, że nie jestem w stanie wrócić. Nawet takiej, jaką wykonywałam w czasie, kiedy OM rozłożył nade mną parasol ochronny. Nie tylko za 2 miesiące, ale w ogóle. Z mojej perspektywy jest to niemożliwe. I to jest przygnębiające.

***

Chłopaki pojechali do kina, a po kinie do McDonalda. Pańcio naciągnął wujcia 😉 Jak wrócili, to zagraliśmy w Monopoly 😉 Pańcio oznajmił Tuśce, że musi się wyprowadzić z domu na 5 dni, bo już za długo w domu nocuje- powsinoga jedna 😉 No to spał u nas 🙂 Rano, jeszcze w łóżku zagraliśmy w grę 🙂 Raz, bo obudziłam się z bólem głowy, który z czasem się nasilał. Ciśnienie w normie, więc pozwoliłam sobie na dwie kawy z rzędu. Nie chciałam nic łykać, choć przez jakiś czas było intensywnie. Bliscy nie mogą zrozumieć, ale ja zawsze miałam- i tak pozostało- awersję do piguł. Raz, że często mam uczulenie; dwa, że za dużo tej chemii we mnie… Łykam, jak już zaczynam chodzić po ścianach…Na szczęście, ból zelżał, aż w końcu ustąpił.

***

W mediach szum odnośnie podstawy programowej. Trudno mnie się odnieść, bo nie jestem nauczycielką. Słucham nie polityków, ale tych, co mają z edukacją do czynienia. Ogólnie nie mają pochlebnych opinii, ale wiadomo, że tak naprawdę wszystko wyjdzie w praniu…Tylko że to eksperyment na żywych organizmach. Są głosy- co cieszy- że podstawa jest przejrzysta, klarownie wyznacza jak i czego uczyć, jednym słowem podoba się!  Tyle że to wcale nie oznacza, iż nauczyciel wyuczy mądrego, kreatywnego, myślącego samodzielnie człowieka. Niestety. Najpierw sam musi takim być. No i „jak i czego” ma duże znaczenie.

Tuśka wciąż się waha, co zrobić z Pańciem od września.  Nowa reforma zniechęca, żeby poszedł jako sześciolatek do szkoły, czyli w tym roku do zerówki. Choćby dlatego, że  jako 14-latek musiałby dojeżdżać do szkoły średniej. O dwa lata wcześniej niż ona i brat wyprowadzili się do DM. To jest spora różnica. No i im później rozpocznie edukację, tym większa szansa, że ten chaos trochę okrzepnie, i coś sensownego się wyklaruje.

A na razie to czekam, aż coś sensownego wyklaruje się w pogodzie. Bo wieje i co chwilę popaduje. Brrr..

10 myśli na temat “Z własnej perspektywy…

    1. Nie mają.
      Zawsze podziwiam tych, którzy nawet w czasie leczenia potrafią pracować, bo dają radę. Fakt, to leczenie musi być mniej toksyczne, ale jednak.

      Polubienie

  1. U mnie też leje:( Ale może jak teraz leje, to za kilka dni coś zacznie rosnąć? Chcę w to wierzyć;)

    Czytając o (nie)powrocie do pracy, pomyślałam o mojej Kasi, której udało się (dzięki różnym udogodnieniom) skończyć liceum i dzienne studia, ale o pracy nie mogło już być mowy. Nawet zdalna praca wymaga pewnej dyspozycyjności, a z tym u Kasi bywa różnie i 25-letnia dziewczyna ma rentę i siedzi w domu. Powoli traci znajomych, którzy pracują, zakładają rodziny, a ona znika gdzieś w swoim świecie…

    Podstawa programowa jest kiepska. Przynajmniej ta dotycząca języka polskiego. Wraca się do systemu nauczania sprzed 40-50 lat – uczeń ma „znać”, „rozpoznawać”, „odróżniać”, „wskazywać”, ale podstawa nie wymaga, żeby uczeń tę wiedzę umiał zastosować w praktyce.
    Uczyłam dzieci rozpoznawać co to jest np. epitet, ale na podstawie tej wiedzy dziecko musiało umieć tworzyć własne epitety. Przy czym „uczyłam” znaczy tyle, co „kierowałam dzieckiem tak, żeby odkrywało istnienie epitetu”. Teraz nauczyciel poda definicję, kilka przykładów, a dziecko będzie musiało wkuć to na pamięć. Lektury też takie mało współczesne. Znowu będzie „Janko Muzykant”, który przecież w zamyśle autora był kierowany do dorosłych. Po wojnie stał się orężem propagandy i dlatego pisaliśmy wypracowania „Jak by się dziś potoczyły losy Janka Muzykanta”. Totalnym nieporozumieniem jest „Pan Tadeusz” w VIII klasie. Takich rzeczy w podstawie jest dużo. Najgorsze jest jednak to, że nauczycielowi nie daje się wyboru co, kiedy, jak i z kim omawiać, program jest sztywny i archaiczny. Jedyna nadzieja, że nauczyciele (jeśli znajdą na to czas) będą się kierować rozumem i zrobią swoje.

    Moim zdaniem nie warto posyłać sześciolatka do pierwszej klasy. Dzieci sześcioletnie rzadko są emocjonalnie na tyle dojrzałe, żeby poradzić sobie w szkole. To, że dziecko liczy, czyta, rysuje czy śmiga na tablecie nie świadczy jeszcze o jego dojrzałości szkolnej.
    Moja mama powtarzała, że jak dziecko pójdzie wcześniej do szkoły, to odpocznie sobie dopiero na emeryturze, więc trzeba mu dać ten jeden rok luzu w prezencie:)

    Pogoda poprawi się dopiero za kilka dni:((((

    Buziaki:)

    Polubienie

    1. „Dzieci sześcioletnie rzadko są emocjonalnie na tyle dojrzałe, żeby poradzić sobie w szkole. To, że dziecko liczy, czyta, rysuje czy śmiga na tablecie nie świadczy jeszcze o jego dojrzałości szkolnej.”- To prawda. Szczególnie do naszej nieprzystosowanej rzeczywistości szkolnej.

      Oglądałam dyskusję pomiędzy starszym panem, który działa od lat w jakimś stowarzyszeniu rodziców a kobietą ok. 35 lat, również działającą w sprawie edukacji i ona poruszała te same argumenty co Ty. Pan oczywiście był z tych zachwyconych i popierających podstawę. I to było takie znamienne.

      Przykro mi z powodu Twojej Kasi. Z ograniczeniami trudno walczyć a i pogodzić się nie jest łatwo. Sam fakt, że czegoś nie można… Po chorobie bardzo ważna jest możliwość powrotu do stanu sprzed. Praca, pasja często ratuje nasze życie psychiczne. A dla młodego człowieka to ma ogromne znaczenie. Wiem sama po sobie. Po pierwszym zachorowaniu i roku renty nawet nie składałam papierów tylko rzuciłam się w wir życia i pracy.

      Pogoda wciąż okropna. Też liczę, że już za chwilę przyroda za pączkuje 😉

      Uściski i buziaki 🙂

      Polubienie

      1. Pomijając nawet „dobrą zmianę” w edukacji, moja wnuczka tak czy owak nie pójdzie do szkoły jako sześciolatka z bardzo prostego powodu – w południowej części Krakowa (nie wiem, czy w całym mieście) świetlice w szkołach podstawowych funkcjonują do godz. 14, maks. 15. A rodzice małej pracują do 15:30, po czym zaczynają walkę z korkami… Jeśli to się nie zmieni, to pójście małej do szkoły będzie oznaczało przymusowy koniec kariery zawodowej dla słabiej zarabiającego rodzica, a z jednej pensji nie wyżyją we trójkę. Tak, że tak…
        A o zatrudnianiu niepełnosprawnych nie będę się wypowiadać, bo mi się ciśnienie podnosi. W każdym razie – nawet jeśli niepełnosprawny pracownik jest chwalony, nagradzany, wysyłany na drogie szkolenia itd., umowa trwa tylko tak długo, jak długo trwają nieprzerwane uprawnienia do refundacji z PFRON. Opóźnienie decyzji ZUS czy PZON = błyskawiczny wylot z roboty. I nieważne są skutki zdrowotne czy psychiczne dla niepełnosprawnego, nieważny jest wcześniejszy wkład finansowy firmy w jego przeszkolenie, bo „to jest biznes, a nie charytatywa”. Tyle…

        Polubienie

        1. To prawda z tym świetlicami, najczęściej opieka jest niewystarczająca, jeśli chodzi o godziny.
          Powinno to się zmienić, szczególnie, że nie uniknie się zwolnień nauczycieli, więc wydłużenie godzin byłoby jakąś opcją dodatkowego zatrudnienia.
          Rodzice powinni to mówić głośno. Mnie trochę irytują głosy, że z jednym lub dwoma dzieckiem nikt nie będzie siedział ( tak często się dzieje podczas jakiś dni wolnych, gdy szkoła musi zapewnić opiekę- co trochę jest zrozumiale, bo koszty, ale…) ale dlaczego nie? Szkoła powinna być przyjazna i przystosowana, szczególnie dla maluchów. I elastyczna.

          Kurcze. Ja mam a właściwie miałam dwie osoby z PFRON. Jedna sama odeszła, a drugiej świadczenia się skończyły i wciąż u nas pracuje. Mało tego, mieliśmy taką cichą umowę, że w czasie świadczeń 1/2 ich dostaje w ramach „premii”. Tak że tak.

          Polubienie

          1. No widzisz… Nam się też zdawało, że Młodą zatrudnił dobry, uczciwy Człowiek. Nawet bardzo dobry i bardzo uczciwy. Młoda rosła psychicznie, zdobywała drogie uprawnienia, była chwalona nie tylko w firmie, ale i na konferencjach branżowych, bo zaczynała mieć osiągnięcia zawodowe… Więc nawet się nie buntowała przeciwko minimalnej krajowej, bo widziała faktury za swoje szkolenia – drugie tyle. I wszystko prysło w dniu poinformowania firmy, że ZUS przesunął termin komisji o miesiąc.
            Teraz tam siedzi kolejny „szczawik zielony” z PFRON i przechodzi te same drogie szkolenia. Ciekawe, czy będzie mieć komisję (i decyzję) w wystarczająco wczesnym terminie…
            Nie rozumiem tego ani z punktu widzenia ludzkiego, ani biznesowego. No ale nikt nie musi rozumieć.

            Polubienie

Dodaj komentarz