Takie tam…

Wprawdzie nie myślałam o tym, bo spychologię myśli natrętnie niepokojących mam opracowaną do perfekcji- moje motto od lat brzmi tak: zawsze zdążę się pomartwić, popłakać, etc…- ale gdzieś tam przebijała się myśl, że wrócić do stanu z przed, nie da się. Już nie. Pomijam  to, że lat przybywa, więc moce i sprawność samo przez to się zużywają, ale to leczenie zrobiło/ robi  swoje- najwięcej szkód.  Organizm siada i dłużej się regeneruje. Co gorsza, nie mam co liczyć na pełną regenerację. Ale zawsze pozostaje taka instytucja jak ZUS, która potrafi niejednego uzdrowić i usprawnić 😉

Po dłuższej, wymuszonej abstynencji w kwestii zwykłych, codziennych czynności, sam powrót do nich jest dla mnie sukcesem i przyjemnością. Dużą. I dlatego ewentualnych strat  nie liczę 😉 Latające talerze (również kubki, szklanki) lub spadające z nich produkty różnej konsystencji, często obryzgujące wszystko wkoło i mnie samą i najczęściej tłukące się, pismo jak u trzęsącego się z braku paliwa alkoholika, nie te a inne wystukane literki i znaki z klawiatury, które notorycznie poprawiać trzeba- nie zniechęcają  mnie do kolejnych prób, by odzyskać w pełni samodzielność. Przydatność.  Niezależność. Swoje dotychczasowe życie. Jakie to jest ważne, każdy wie, kto choć raz był dłużej przykuty do łóżka lub bez sił na cokolwiek. Dlatego każda, nawet najbardziej prozaiczna czynność, to sukces i radość  na miarę  odzyskiwanych możliwości. I warto to docenić.

Muszę się jednak do czegoś przyznać. Zdarza mi się jeszcze przebimbać cały dzień w piżamie, co nie przeszkadza mi wyjść w niej z łóżka na dłużej. Są takie dni…No dobra…od ostatniego wyjścia ze szpitala zdarzył się taki jeden…I uważam to też za sukces! Bo łatwo jest się zakopać w kołderkę, niż stawić czoła różnym przeciwnościom, niekoniecznie  tylko tym fizycznym. Choć czasem trzeba. Dla regeneracji. Gorzej. jak wejdzie to w nawyk. Taka ucieczka.

Narzucenie sobie dyscypliny godzinowej w kwestii tabletek-  najlepsze rozwiązanie, żeby nie zapomnieć o nich lub nie przeciągać w czasie wzięcia- nie jest takie uciążliwe, jak myślałam  na początku. A ma pozytywne skutki, a mianowicie jem teraz bardzo regularnie, a śniadanie w niecałą godzinę po przebudzeniu się, co podobno jest zdrowo i korzystnie dla sylwetki. No i nie jem już po 19.30. Nic! Nawet najmniejszej czekoladki. Po dwóch tygodniach, mogę z ręką na sercu powiedzieć, że da się. Coraz rzadziej myśli i ręka sięga po coś w czasie niedozwolonym.

Pytanie, czy odżywiam się zdrowo? Staram się. Tyle że to staranie się nie polega na eliminacji czegokolwiek, co do tej pory jadłam, ewentualnie ograniczeniu. I to też wynika raczej z braku ochoty niż z nakazu. Piję dużo soków, najczęściej grejpfrutowy, z granatu, z marchwi, pomarańczy i ananasa. Jem też więcej owoców, również egzotycznych, które zwozi do domu OM. Dzień zaczynam od wypicia szklanki wody przegotowanej z wit.C 1000mg. Potem śniadanie najczęściej  okraszone kiełkami, które zawsze są w lodówce, i do tego herbata z cytryną i sokiem z czarnego bzu. Powstanie z łoża, zejście na dół i zjedzenie śniadania musi mi zająć co najwyżej godzinę. To sobie narzuciłam i przez te dwa tygodnie brania leków ani razu nie było ustępstwa, nawet podczas pobytu w DM. Nie mam czasu na wypicie kawy w tym czasie, więc pierwszy łyk jest po 3 godzinach od śniadania, czyli po 2 godzinach od wzięcia leku. Gdy zbliża się ten czas, to czuję się jak sprinter w blokach startowych, czekający na znak startu 😉

Co do smaku, to jest dziwnie. Dużo lepiej podczas jedzenia, ale zaraz po zjedzeniu i pomiędzy posiłkami, mam przez cały czas dziwny posmak. Nie lubię tego!

Jednak jest coś, co mi bardziej przeszkadza i powoduje dyskomfort. Nie wiem czy to przeczulica- choć jak Misiek ją miał, to odczuwał ból- czy coś innego, co nie potrafię nazwać, ale ubranie, szczególnie wszelkie spodnie, nawet te od piżamy, sprawiają, że czuję  jakbym nosiła uciskającą zbroję. I nie idzie się do tego przyzwyczaić. Nie pamiętam momentu, od kiedy to tak odczuwam, czy jeszcze przed braniem tabletek, czy już po, choć nawet jeśli po, to mogą być skutki chemii tradycyjnej a nie obecnej, którą łykam.

Widziałam wczoraj w tv wkurzonego posła od Kukiza na PIS i przede wszystkim na p. Ministra Zdrowia. Się wcale nie dziwię. Ideologiczne i nie tylko wypowiedzi Ministra u mnie powodują…nie napiszę co. Mam nadzieję, że lecznicza marihuana dostępna w aptece na receptę stanie się faktem. Szybko, bo i tak za dużo czasu zmitrężyli- w tym czasie odeszło zbyt wielu ludzi, w tym dzieci. Tyle że, to na pewno nie rozwiąże problemu jej dostępności dla wszystkich potrzebujących. Bo ktoś tę receptę musi wypisać. A jaki jest trend, to możemy zaobserwować.

Przeczytałam- pobieżnie, bo takie historie mnie bulwersują, a ja stresu i zmartwień próbuję unikać- o czterdziestolatce, matce trójki dzieci z dużym guzem na macicy i drugim na jajniku. Podobno bez komórek nowotworowych, ale z podwyższonymi dwukrotnie markerami. Kobieta chciała usunąć narządy, ale lekarz się nie zgodził, bo może jeszcze rodzić. Tak, w Polsce nikt nie usunie macicy bez raka lub bez mutacji BRCA1. Sama musiałam latać do Profesora na Genetykę, by taki glejt od ręki wystawił Mam, która już była na oddziale, kiedy okazało się, że go nie ma. A nie miała, bo nie zrobiła drugiego, potwierdzającego badania krwi. Zostało przeoczone. Na szczęście Profesor zrobił to, ku mojej uciesze, bo obawiałam się, że drugi raz Mama się nie położy, by zrobić z tym porządek. Ale wracając do tej kobiety, której lekarz odmówił i   zalecił  obserwację własnego ciała. No ręce opadają, bo rak narządów rodnych, szczególnie jajnika jest nie bez kozery zwany „cichym zabójcą”. Wkurza mnie takie podejście- dyletanctwo- jak również traktowanie kobiety i jej macicy,  jak przepraszam za wyrażenie krowy rozpłodowej. Trafia mnie szlag, jak ktoś bardziej martwi się o nienarodzone, ba, nawet niepoczęte dziecko niż o jego ewentualną matkę i istniejące już rodzeństwo.

Partia rządząca wraz ze swoim Wodzem nie raz, nie dwa swoimi wystąpieniami zapewniała, że jest za życiem. To ja się pytam, dlaczego są tak przeciwni WOŚP, który za zebrane pieniądze kupuje sprzęt medyczny, bez którego niejeden noworodek nie miałby szans przeżycia lub całkowitego powrotu do zdrowia.

25 myśli na temat “Takie tam…

      1. Recepta dopiero po konsylium 5 specjalistów, koniecznie z tytułami profesorskimi – i po sprawie.
        Nie wiem, czy płakać, czy się śmiać…
        Choć w sumie, śmiech ZAWSZE lepszy od płaczu. 🙂

        NB, lata temu walczyłam dla siebie o konkretną metodę zabiegu – znacznie droższą od standardowej, ale mocno oszczędzającą i z lepszymi rokowaniami. Dotarłam po szczebelkach systemu aż do ministerstwa (!), które się odpisało coś w sensie „OK, jak lokalny lekarz napisze odpowiednie zaświadczenie, to sfinansujemy”. A co zrobił lokalny lekarz, całkiem dobry (i oblegany) fachowiec zresztą? Powiedział coś w guście „No wie Pani, jakby Pani była np. wybitnym sportowcem, to ja bym miał proste uzasadnienie, że musi Pani odzyskać 100% sprawności… A tak, to jak ja mam to uzasadnić…?” No i finalnie nie wypisał, bo się zwyczajnie bał.
        Tu będzie dokładnie to samo. 😦

        Polubienie

        1. A ci profesorowie prześwietleni pod kątem sympatii politycznych 😉
          Tak, strach będzie paraliżował, bo każdy chce żyć i zarabiać, a przecież rządzący będą mieć wszystko po kontrolą.

          Przypomniało mnie się, jak w szpitalu wyszedł do mnie lekarz chirurg i usłyszałam: młody, inżynier, to mu ten palec przyszyliśmy…To o OM, który miał szczęście trafić na młodego lekarza, który kojarzył go z klubu studenckiego 😀

          Polubienie

  1. Dobrze, że nawyk wszedł szybko w krew i branie tabletek nie jest tak uciążliwe jak się obawiałaś.:)

    Popieram, jak wiesz, wszelkie próby nabierania ponownej zdolności samoobsługi. Co chwilę w tej kwestii ponoszę sromotną klęskę, ale nie poddaję się 🙂 Strasznie potrzebuje tej odrobiny niezależności.

    A to oczekiwanie na kawę..może dzięki temu smakuje jeszcze lepiej? 🙂

    Powodzenia w usamodzielnianiu się! Niech lecą szklanki i talerze – sytuacja jest tego warta! 🙂

    Ściskam!

    Polubienie

    1. Do pewnych niedogodności idzie się przyzwyczaić, szczególnie, gdy wcześniej było ich więcej i gorsze.

      Wiem Kochana i jestem pełna podziwu, bo gdzie mi do Twojej o wiele trudniejszej i bardziej wyczerpującej w towarzystwie bólu walce o powrót do normalności. Dajesz piękny przykład! I oby sprawność jak najszybciej wróciła! A z nią niezależność. Reszta to już pikuś!

      Uściski 🙂

      Polubienie

      1. Kochana , to zupełnie nie tak 😉

        To ja czerpię przykład z Ciebie i jestem pod wrażeniem Twojej siły mimo długo trwającej sytuacji i ciężkiego leczenia.

        Moja sytuacja jest przejściowa i z pewnością nie kosztowała mnie tyle ile Twoja walka.

        Ale dziękuję za ciepłe słowa! :*

        Polubienie

  2. Też mam taką „przeczulicę”,bez żadnej chemii.Noszę wszystko lużne :))A w skarpetkach przecinam ściągacze.Koszulki lużne ,spodnie boyfriendy .Wszystko musi być miękkie i wygodne.Pozdrawiam Aśka.

    Polubienie

    1. No ja wcześniej nie miałam, nie licząc reakcji na gryzące swetry z wełny szetlandzkiej 😉
      Luźne spodnie nie pomagają, bo jak idę lub siedzę to i tak dotykam materiału, i paradoksalnie rurki o gładkiej, śliskiej strukturze znoszę lepiej niż luźne bawełniane- dresy czy piżamę. Dziwne to. Takie zaburzenia w odczuwaniu.
      I męczące.

      Pozdrawiam 🙂

      Polubienie

  3. „… i korzystnie dla sylwetki.” No to dałaś czadu :)) Jakby Twojej sylwetce potrzeba było dodatkowych korzyści 🙂 Zdrowiu owszem, ale sylwetce?

    Polubienie

  4. Taka wymuszona dyscyplina z początku wydaje się uciążliwym ograniczeniem, ale po jakimś czasie zauważamy pozytywne skutki – organizm lepiej pracuje, a nam czas jakby mniej przecieka przez palce.

    Lecznicza marihuana od dawna powinna być dostępna. Jakoś nikt się nie martwi tym, że tysiącom ludzi codziennie podaje się morfinę, która przecież szybko uzależnia. Nikt nie rwie włosów z głowy,że dzieciaki mają bezproblemowy dostęp do dopalaczy, fajek czy alkoholu, że piją i palą kobiety w ciąży! Tylko ta marihuana, która wielu ludziom może pomóc, stała się jakimś potworem, który natychmiast wszystkich z nas sprowadzi na złą drogę, uzależnieni i zniszczy!Nie wiem, co mają w głowach przeciwnicy legalizacji. I może lepiej tego nie wiedzieć:(

    Aż mi się wierzyć nie chce, że histerektomia może być problemem! Sorki, ale w pewnym wieku jest to wręcz profilaktyka raka szyjki i trzonu macicy. Piętnaście lat temu wskazaniem do takiego zabiegu były mięśniaki.Bodaj do 44roku życia zostawiali jajniki, po 44 wycinali wszystko.
    Nasz świat stoi na głowie, absurd goni absurd i- niestety – nie każdy z nich da się obśmiać w kabaretowym skeczu:(
    Co nam pozostaje? Róbmy swoje, póki jeszcze się da!
    Ściskam Cię leciutko, żeby nie tknąć przeczulicy. Buziaczki!!!

    Polubienie

    1. To prawda. Korzyść jeszcze jedna, że mam dłuższy dzień, a wieczorem bez problemu zasypiam 🙂

      Nastąpiła już taka demonizacja odnośnie marihuany, że niektórzy, niby wykształceni a mówią takie rzeczy, że faktycznie lekarz od głowy by się przydał.

      Uwierz, jest. I nie wiem czy to od ośrodka zależy, lekarza, czy są nowe procedury. Moja mama miała robioną kilka lat temu, 5-6 i już była grubo po 60-ce, a bez glejtu z Genetyki nie zrobiliby. Ale w tym przypadku to jeszcze można zrozumieć, ale nie wtedy gdy są guzy! Jakiekolwiek!

      Buziaki 🙂

      Polubienie

      1. Straszne!Pewnie są nowe procedury wynikające z oszczędności i ideologii:( Mnie lekarz już na wizycie w przychodni namawiał i był zaskoczony brakiem oporu. Wkurzało go tylko to, że zazyczylam sobie dokładnego opisu przebiegu operacji i przebiegu leczenia po. Ale stwierdził, że nauczycielka to nie zawód tylko przypadek kliniczny i poddał się:) Dzięki niemu mam o dwa zagrożenia mniej.
        Niestety, na Pomorzanach ktoś swego czasu chyba pisał jakąś pracę naukową i potrzebował statystyk, bo zaczęto namawiać pacjentki (podając dość bzdurne uzasadnienie) do operacji „oszczędzającej” polegającej na pozostawieniu szyjki. Tej namowie uległa moja koleżanka. W ciągu trzech lat zachorowała. Nie mam pojęcia jaki jest procent kobiet, które nie zachorowały, ale nawet jakby ich było dużo, to uważam, że w przypadku zagrożenia powinno się stosować radykalne rozwiązania. Nikt przecież nie usuwa tylko połowy zęba.
        Miłego dnia:)))

        Polubienie

        1. I ja mam sceptyczne podejście do operacji oszczędzającej również, jeśli chodzi o piersi. Już pomijam sam jej wygląd, bo to nie jest najważniejsze, choć może być kłopotliwe, ale ( chyba) lepiej zrekonstruować całość lub nosić protezę, niż przy dużej złośliwość nawet najmniejszego guza bać się o nawrót choroby. Ja bym walczyła o radykalne cięcie.

          A wiesz, że lekarze zawsze robią taki opis operacji, tyle ze dla się. Ja poprosiłam już długo po i lekarz mi udostępnił 🙂

          Miłego!
          Buziak 🙂

          Polubienie

          1. Po – to wiem, że robią. Mój się wkurzał, bo sobie zażyczyłam tej opowieści przed zabiegiem, bo „chcę wiedzieć, co mi będziecie robili”. I oczywiście zadnego spania w czasie operacji! Pani anestezjolog relacjonowała mi kolejne czynności, bo mi doktor złośliwie kazał parawanik przed nosem powiesić:)
            Buźka!

            Polubienie

            1. :))
              Mnie dwa razy tak znieczulili bez narkozy, że i tak odpłynęłam i nie wiedziałam co się dzieje.
              A w tym roku chcieli mi dać dodatkowe znieczulenie do narkozy w kręgosłup, ale się nie wkuli. Podejrzewam, że zwyrodnienia nie pozwoliły.
              Buźka 🙂

              Polubienie

  5. Na takie rozumowania to jam za głupia 🙂
    Za to bardzo mnie interesuje, czy wyciskacie soki czy pijesz gotowe? I ten czarny bez mnie ciekawi, bo słyszałam że fajnie działa na odporność?

    Polubienie

    1. W większości gotowe, jednodniowe albo kilkudniowe-pasteryzowane. Też i z własnej sokowirówki. Zastanawiam się co jakiś czas nad wyciskarką, bo to nie tania rzecz, ale zainwestowałabym, gdybym miała przekonanie, że będę piła również soki warzywne- a na to się nie zanosi. I dlatego waham się już któryś rok 😉

      Tak, sok z bzu jest na odporność. Najlepiej- najtaniej- samemu zrobić. Mama mi kupuje w eko-sklepie 100% czystego bez cukru, dlatego po otwarciu trzymam w lodówce, jak i sok malinowy, też zero cukru. Mam też mus z owocu czarnego bzu, ale tu jest 75% owocu i 25% cukru trzcinowego. Smaruję nim naleśniki 🙂

      Polubienie

  6. A od jakiego peoducenta te soki bez cukru,jesli mozna..interesuje mnie zwlaszcxa malinowy.
    Serdcznosci dla Ciebie,jestes bardzo dzielna i zdyscyplunowana,tak trzymaj!

    Polubienie

  7. Jesteś bardzo dzielna. Mam dla Ciebie słowa najwyższego uznania.

    A jeśli chodzi o WOŚP – to też jestem dla nich pełna uznania i podziwiam Jurka Owsiaka.
    I przykro mi że u nas zawsze liczy się tylko władza, walka o nią a nie zwykły człowiek.
    Serdeczności Roksanno.
    🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz