Wtorek…
Obudził mnie tępy ból głowy, tak jakby ktoś ją ściskał obręczą. Nie wiem czy wywołany podświadomie w oczekiwaniu na nieuniknione, czy też z wiadomego powodu. Zanim zrobiłam cokolwiek już wiedziałam, że…Potem wystarczył jeden ruch i już miałam pewność.
Zadzwoniłam do LP, ale nie odebrała. Oddzwoniła jakiś czas później- była na pogrzebie. Umówiłyśmy się na późny wieczór. Nie dlatego by przedłużyć moment rozstania z dotychczasowym wizerunkiem, ale z powodu Pańcia, który po przedszkolu był u nas.
Ból głowy nie przechodził…
Gdy LP przyszła od razu udałyśmy się do łazienki.
-Masz tych włosów i jakie ciemne, nie widać siwych…Zostawię takie krótsze…
-Nie, bez sensu, za dwa dni będziesz musiała zgolić.
I poszły konie po betonie…
–Nie płacz- LP mnie tuli. Nie płakałam. Nawet łezki nie uroniłam, choć LP w kilka minut zniweczyła dzieło p. Tomka 😉
– I kolejny raz wyglądam jak przygłup! Ile razy można?
Pierwsza reakcja to zimno w głowę i …ulga, że już mam to za sobą.
To nie pogodzenie się ale obojętność, na coś, na co nie ma się wpływu, a co wpływ ma na nas. Jeszcze nie raz się wkurzę, jeszcze nie raz będzie mi źle z tego powodu…Na razie zobojętniałam…