Zbulwersowany czwartek…

Najpierw zbulwersowało mnie 12 stopni o 9. rano. W sierpniu, jakby ktoś nie wiedział;) Otulona grubym swetrem- płaszczem (ale na bose stopy- na przekór!), który powinien z szafy być wyciągnięty najwcześniej we wrześniu, wsiadłam w Julka. Potem korek w jednej  miejscowości po drodze, choć, żeby być dokładną, to nie tyle korek, którego byłam świadoma (roboty na rondzie), acz jeden pawian, co to zaczął trąbić na Julka, kiedy ja się zagapiłam w ajfona, a Julek sam przecież nie ruszy. Docisnęłam i zniwelowałam przerwę, a pawian został na światłach ;D Mógł nie trąbić ;P A na koniec podróży do DM zbulwersował mnie typek, który stojąc na światłach, bezczelnie wyrzucił przez okno opakowanie czegoś- pewnie po czymś, co skonsumował. W pierwszej chwili miałam odruch, że wysiądę z auta i mu nawrzucam.

Najpierw zajechałam do kliniki po odbiór papióra do ZUS-u. Niestety p. Doktor na konsylium a papiór niewypełniony. Powiedziałam p. Pielęgniarce, że odbiorę za tydzień w piątek, jak przyjadę robić wyniki na chemię. Akurat tym, to się nie zbulwersowałam, mimo że na darmo tam zajeżdżałam. Idąc do zaparkowanego auta, widzę, jak obok Julka przechodzą dwie młode kobiety z chłopakiem tak około 12-13 lat; i słyszę: ale fajne auto, no samochód ekstra, tylko ten kolor ( hi, hi)- to mówi chłopak. Minęliśmy się,  po czym jak przeszli, to się jeszcze obejrzeli i zobaczyli mnie wsiadającą…

13933581_1229362960408132_746343504_ni wszystko jasne 😀  ( mogę być miłośniczką żółtego, a OM mógł mi kupić auto pod kolor torebki 😉

Swoją drogą na ulicach widziałam braci Julka: białego, czarnego i brązowego. Żaden nie był taki śliczny ;P

Z kliniki pojechałam do szpitala na zdjęcie szwów. Zakupiłam sobie kawę i jagodziankę (Ktosia „zarzuciła” mi tradycję, i w sumie ma racje, bo ostatnio, zamiast zajadać się jagodziankami w pięknych okolicznościach, np. nad morzem, to ja je wcinam na terenach szpitalnych- taka karma ;)), i usiadłam pod gabinetem zabiegowym. Kwitłam tam dwie bite godziny i jak weszła przede mną osoba, która dopiero co przyszła (lekarz wyczytywał po nazwisku), to aż z nerwu i bólu łzy mi pociekły. Nie brałam przeciwbólowych, bo nie mogłabym po nich prowadzić auta. Wcześniej jeszcze siedział ze mną pan, któremu noga podrygiwała, co powodowało, że moje siedzisko się trzęsło, a mnie się robiło niedobrze. Zwróciłam uwagę, pan przeprosił i pilnował już nogi. Gdy weszłam, to pierwsze słowa pani pielęgniarki: pani się źle czuje? No kurcze! Pan chirurg stwierdził, że to zgrubienie, to zapewne stan zapalny…który musi sam przejść. Świetnie. Byłam tam minutę! No dobra. Może nie powinnam sama podróżować. Ale! Zaraz naprawdę nie będę mogła. Nie jestem dzieckiem i wiem, że nic na siłę. Wystarczyłoby pomyśleć o pacjencie i wyznaczyć przybliżony czas, a nie jak im się karty ułożą.

Stamtąd poszłam odwiedzić Graszkę, po drodze spotkałam jej męża R. idącego coś przekąsić. Graszka na mój widok szeroko się uśmiechnęła, a ja ten uśmiech odwzajemniłam. Szybko mi jednak zszedł z buzi, gdy zaczęła opowiadać. Z każdą chwilą moja bulwersacja nabierała większego natężenia.

Widziałam Graszkę w dniu wypisu, i według mnie wyglądała na jeszcze dość osłabioną, na dodatek wiedzieli, że ma stan zapalny, który podobno się zmniejszał. Kiedy dojechali do ŚM ( około 90km od DM), to najpierw zajechali do mamy Graszki po psa. Graszka sama weszła na pierwsze piętro, a R. w tym momencie parkował, bo nie było miejsca pod samym blokiem. Mama uchyliła drzwi i na widok córki: niech pani stąd idzie, pani tu przyszła żebrać, proszę iść stąd…Graszka słabym głosem: Mamo to ja…Także tak, własna matka jej nie poznała, biorąc ją za jakąś bezdomną, tak kiepsko po tej podróży wyglądała (w czasie jazdy zwracała). Nie wiem, dlaczego ją wypisali. Mnie p. Chirurg powiedział, że będę tyle leżeć, ile potrzeba i nikt mnie wyrzucać nie będzie. To było w piątek, a w sobotę…Zrobiła się dziura w brzuchu i zaczęło się z niej lać. Zadzwonili po pogotowie, które…NIE CHCIAŁO PRZYJECHAĆ! Pojechali więc sami na SOR w ŚM do szpitala wojewódzkiego! Tam spędzili około 6 godzin, aż ktoś  zadecydował zadzwonić do DM, i uzgodnić przywiezienie pacjentki  karetką  do szpitala, w którym odbyła się operacja. Zabezpieczyli cieknący a właściwie sikający otwór bandażami i pampersami, zamiast założyć specjalistyczny woreczek, i tak przetransportowali Graszkę do DM. R. samochodem pognał za karetką (wtedy to dostałam SMS-a). Tam trafili na SOR, który poinformował lekarzy na oddziale. Graszka czekała na nich w gabinecie zabiegowym, w którym panoszył się „młody bóg”, wysmażony na frytkę, pielęgniarz. Na co pani choruje?– zapytał się opryskliwie. Graszka: od 2014…Ja się nie pytam, od kiedy, tylko na co?  Przerwał jej obcesowo. Na nic. Jak to na nic; na cukrzycę, żółtaczkę, ciśnienie?- arogancko się dopytuje. Na nic. Przyszli chirurdzy i jak zobaczyli w jakim stanie jest zabezpieczona rana, zadecydowali, że nie będą nic tam robić, tylko na oddziale, a tam mają tylko pobrać krew na wyniki i przetransportować pacjentkę na oddział. Gdy wyszli ” młody bóg” powiedział: Jak tak, to teraz pani sobie poczeka…i wywiózł Graszkę (siedziała na wózku) na korytarz i zaczął przyjmować innych pacjentów. Jak skończył ostatniego, to dopiero pobrał krew i zawiózł ją na oddział. Graszka z tej bezsilności była tylko zdolna powiedzieć: do widzenia panu.

Na oddziale zajęli się nią troskliwie. Ale! Wczoraj znowu odczuła na własnej skórze lekceważenie i chyba nieprofesjonalność. I znowu od płci męskiej. Na oddziale jest bowiem pan pielęgniarz. Również go poznałam, tyle że ani mnie on grzał, ani ziębił. Był poprawny, i tyle. Wyróżniał się raczej na minus  na tle pań pielęgniarek, które tam są fantastyczne, choć nie wszystkie aż tak. Jedne mniej, inne bardziej, ale to raczej normalne. Graszka poprosiła go o przeciwbólowy zastrzyk, na co on powiedział, że …nie teraz, ale za jakiś czas przyjdzie. W międzyczasie (po godzinie) odbyła się wieczorna wizyta, na której lekarz dyżurny spytał się, jak się czuje. Na co Graszka odpowiedziała, że w sumie to dobrze, ale ta rana w brzuchu strasznie ją boli, nie dając zasnąć. To dlaczego pani nie woła o przeciwbólowe?- pyta się doktor. Graszkę zamurowało, bo obok stoi pielęgniarz. Jednak decyduje się powiedzieć, że prosiła i odpowiedziano jej, że później. Jakie później!!!- lekarz prawie krzyczy- Natychmiast! Tu nie można dopuścić do bólu. Po wizycie pielęgniarz przyszedł z małą strzykawką wypełnioną do połowy. Jak Graszka to zobaczyła, to wiedziała już, że robi jej na złość. (Zawsze dostawałyśmy całą dużą strzykawkę leku). Po chwili znowu zadzwoniła i powiedziała co o tym myśli…wrócił z dużą strzykawką. Słuchając tego, to i łzy mi się kręciły i wkurw brał!

Graszka nie może ani pić, ani jeść. Dostaje specjalny pokarm kroplówką, który ma wspomóc zasklepić przetokę, która się zrobiła. Jest szansa, że farmakologicznie sobie z tym poradzą, bo jak nie, to czeka ją otwarcie brzucha. Dziewczyna marzy o jedzeniu, a jedna klempa w fartuchu pielęgniarki przyszła do niej zajadając ziemniaka ( sojuszniczka pielęgniarza), drażniąc tym tylko pacjentkę. Pomijam wszystko, ale czy pielęgniarka wcinając cokolwiek, powinna przychodzić do pacjenta?  A Graszka marzy o…kebabie. I mówi do mnie: wiem, co zrobię, kupię i będę ciumkać i wypluwać, tak, żeby tylko kubki smakowe pobudzić. Teraz już wiecie o czym marzą pacjenci, którzy nie mogą jeść:D

Pani Profesor była u Graszki już dwa razy. Pocieszała ją, potrzymała za rękę, zleciła TK,  które już zrobiono, by wiedzieć, co tam się dzieje. Opieka tam jest fantastyczna, jednak zawsze znajdzie się jakaś/ jakiś nie człowiek, żeby nie powiedzieć dosadniej.

Ze szpitala pojechałam do Mam po Mam 🙂 Zaczekałyśmy, aż Misiek skończy pracę i przyjdzie nam znieść bagaże. Przyjechał nowym nabytkiem – rowerem 🙂 Babcia od razu zaczęła jęczeć, że mu go ukradną 😉 Pomachałam synkowi i wyruszyłyśmy…by zaraz stanąć w niekończącym się korku. Ledwo zaczęłam żałować, że nie pojechałam dołem, jak zadzwonił Tata, że Wały zamknięte, bo jakaś impreza. No i wszystko jasne, i 45 minut stania.  Korek był tak gigantyczny, że się nim prasa zainteresowała i robili zdjęcia- także tak, Julek może wystąpi w lokalnej gazecie, uśmiechnięty od ucha do ucha ;D Stwierdziwszy, że dwa korki w ciągu dnia wystarczą,  skierowałam Julka na S3, żeby zjechać na starą trasę przedostatnim zjazdem i nie tłuc się przez ŚM. I na S3 Julkowi stuknął pierwszy tysiączek 🙂 A pod domem licznik wskazywał: 1092 kilometry. OM powiedział, że mogę już depnąć, bo przez całą drogę starałam się nie przekroczyć 130 km/h. I że mam się nie przejmować żarłocznością Julka, bo niech sobie żre, ile chce, a OM będzie sponsorował 😉

Miłego, pogodnego weekendu! 🙂

25 myśli na temat “Zbulwersowany czwartek…

  1. Się jakoś sama zmobilizować nie potrafię, to Ty cud uczynisz i dzięki Tobie rzucę palenie. Jak to czytam i sobie pomyślę, że mogłabym przez papierochy kiedyś w szpitalu wylądować, to mnie ciarki przechodzą.
    Nawiązując do poprzedniego wpisu: zdjęć w folderach też mam całą zgraję i noszę się z ich wywołaniem od lat. Nawet folder zatytułowany „do wywołania” mnie nie rusza.
    A samochód w kolorze cudnym! Jaka marka, bo mnie chyba ominęło?

    Polubienie

    1. Ja paliłam przez 14 lat, tyle że nie wiem czy byłam nałogowym palaczem, bo były dni bez papierosa ( obie ciąże i nie tylko), ale też potrafiłam w ciągu dnia wypalić kilkanaście. Nie paliłam we własny domu, ale u osoby palącej już tak i zawsze na imprezie czy w palącym towarzystwie. Wyleczył mnie właśnie szpital, kiedy między 5-6 rano wstałam, żeby się umyć w koedukacyjnej łazience ( męska była w remoncie) i zobaczyłam pana na wózku inwalidzkim palącego papierosa. I wtedy sobie pomyślałam, że nie doprowadzę do tego, żeby fajki mną rządziły! Od stycznia 1999 roku nie palę!
      Jeśli uczynię ten cud, to się będę bardzo cieszyć! Trzymam kciuki za samodyscyplinę, żeby się udało 🙂

      Ja już drugi folder wysłałam, więc mobilizacja w pełni 😉

      Autko to nissan Juke 🙂

      Polubienie

      1. Też tak popalałam jeszcze jakiś czas temu: głównie na imprezach. Niestety, teraz stało się to codziennym rytuałem. Są wprawdzie dni, kiedy nie palę i wcale mnie nie ciągnie, ale raczej rzadko. Dlatego też muszę skończyć tę nerwówkę: kiedy się nie denerwuję, palę zdecydowanie mniej. Ba, potrafię nawet nie palić wcale.
        I brawo Ty!

        Polubienie

        1. Dziękuję!
          Trzymam zatem kciuki, za koniec nerwówki i palenia!
          Ja właśnie z obawy, że w końcu nie do końca nałóg (wtedy) stanie się nałogiem a ja jego niewolnikiem, odstawiłam od się 😉 Pomógł w tym też skorupiak.

          P.S.
          Zapomniałam napisać wcześniej, a muszę! Dla mnie jesteś ARTYSTKĄ słowa i obrazu. podziwiam Twój talent, ale przede wszystkim cieszę się, że się z nami nim dzielisz…Że wróciłaś 🙂

          Polubienie

  2. Tacy ludzie nie powinni pracować w służbie zdrowia. Ja wiem, że peilegniarki są rozzalone, że za mało kasy dostaja, ale nawet to ich nie tłumaczy z chamstwa.

    Ja wiem o czy marzy pacjent na glodówce. Bedac w ciazy trafilam do szpitala z powodu biegunek i procz kroplowek nie mogłam nic jesc a pic tylko wodę. Marzyłam wtedy o hot dogach, barszczu, lodach, kakao… Oby Graszka jak najszybciej mogła zjeść coś normalnego:)

    Polubienie

    1. Uważam, że powinny/i przechodzić jakieś testy psychologiczne.
      Zauważyłam taką przypadłość, że przychodzące na dyżur z innych oddziałów ( np. w dni wolne czy świąteczne) to inaczej traktują „nie swoich ” pacjentów. Oczywiście nie jest to regułą, ale zdarza się dość często. Ten pielęgniarz SOR-u był na takim zastępczym dyżurze, co oczywiście niczego nie tłumaczy.

      Graszka dopóki jej się jelito nie zespoli, to będzie miała jedzenie w kroplówce- niestety.Może to potrwać do dwóch tygodni jeszcze.
      Na oddziale wciąż jest Pani od żołądka- już ponad miesiąc, i wciąż żołądek nie przyjmuje normalnego pokarmu. Masakra!

      Polubienie

      1. No takie testy to nieŋłupi pomysł, obawiam sie jednak, że duzo by oblało i w efekcie szpitale byłyby puste jeśli chodzi o pielegniarki…

        Nie pozostaje nic innego jak trzyma ckciuki za graszke.

        Polubienie

        1. Fakt, mamy niedobory jeśli chodzi o cały personel medyczny.

          Dziękuję w imieniu Graszki- to bardzo miłe.
          A w tym wszystkim, Graszka wierzy i z optymizmem patrzy- to bardzo pozytywna OSOBA. Wczoraj dzwonił do mnie R- mąż, bo Graszka osłabiona- mówi wolno i się szybko męczy. Dają radę, i z uśmiechem przyjęli fakt, że trochę w tym szpitalu spędzą czasu.Łatwiej jest znieść taki pobyt, jeśli jest się pogodzonym z faktami.

          Polubienie

  3. Wcięło mi komentarz, więc stukam jeszcze raz.
    Biedna Graszka,ze trafiła na takiego podleca. Nie rozumiem, dlaczego ludzie, którzy nie są w stanie odczuwać empatii wybierają medyczne zawody. Czyżby rozmyślnie, żeby móc się pastwić nad słabszymi? Koszmar!

    Julek jest śliczny! Dla mnie, kompletnej motoryzacyjnej ignorancji, ten kolor jest głównym atutem!

    Na Wałach jest festiwal ogni sztucznych i stąd całe zamieszanie.

    Buziaki:* Fajnego weekendu!

    Polubienie

    1. Najgorsze chwile i tak spędziła na SOR-ze w Gorzowie. Powiedziała, że nigdy tam więcej i mnie przestrzegała.

      Oboma pielęgniarzami jestem zbulwersowana, szczególnie tym z oddziału, bo zwyczajnie mnie swym zachowaniem zaskoczył. Ja wiem, że mają prykaz, by najwcześniej przeciwbólowe dokładać po 4 godzinach ( normalnie przerwa 6 godzin) i wiem, że ten stan zapalny i tak boli mimo wszystko ( mnie p/bólowe do końca nie pomagają, ale to tabletki), ale można zachować się inaczej, a już tej niepełnej strzykawki to pojąć nie mogę- zwykła złośliwość i bezczelność.

      Doczytałam o tych ogniach:)

      Dziękuję w imieniu Julka. Ostatnie dwa moje pojazdy były: srebrny i srebrny wpadający w niebieski- smutne i nudne 😉 A Teraz Julka widać z daleka, szczególnie na zatłoczonych parkingach 😉

      Odpoczywam, tak na serio…Bom jakaś słaba i obolała. Na tyle, że zgodziłam się, żeby Tuśka mi ogarnęła dom 😉
      Jutro ma być cieplej, to może posiedzę na tarasie.

      Buziaki 🙂

      Polubienie

      1. Nie ma dziwne,żeś słaba i obolała. W końcu masz za sobą to i owo w ostatnim czasie. Jestem pełna podziwu dla Ciebie, że tak świetnie sobie radzisz, sama jeździsz autem, wystajesz w kolejkach pod gabinetami! Mąż mojej koleżanki w czerwcu miał wymieniają zastawkę i do dziś nawet z psem nie wychodzi, a o prowadzeniu auta nawet mowy nie ma. No i oczywiście na wszystkie kontrole żona z nim chodzi.
        Ty jesteś dla mnie prawdziwą kobietą z żelaza i kobietą wielkiego serca, bo w tym wszystkim potrafisz więcej myśleć o swoich bliskich niż o sobie.
        Jesteś WIELKA! NAPRAWDĘ!!!
        Buziaki raz jeszcze:*

        Polubienie

        1. No i się wzruszyłam z samego rana przy kawie:*
          Dziękuję!:*
          Jestem z krwi i kości, a z żelaza bywam w zależności od okoliczności 😉
          Mnie wystarczy świadomość, że zawsze mogę na Bliskich liczyć, więc jeśli mogę jeszcze sama, to po co ich niepotrzebnie angażować. Sam fakt, że jeszcze mogę dodaje mi skrzydeł, bo wiem, że nadejdą inne dni…
          Wiesz, bo ja sobie tak myślę, że może nadejdzie taki czas, kiedy zamknę swoje oczy i już nic czuć nie będę, a ONI zostaną z oczami przepełnionymi bólem…Więc jak nie myśleć o bliskich? Kiedy już w ich oczach od czasu do czasu widzę smutek i…przerażenie. Moje geny zafundowały nam niezłą jazdę bez trzymanki przez kawał życia.
          I trzeba sobie jakoś z tym poradzić. Wszyscy się staramy 🙂

          Uściski serdeczne i buziaki 🙂

          Polubienie

          1. Kochana! To,że czasem widzisz smutek i przerażenie w oczach bliskich jest świadectwem Waszej wzajemnej miłości i siły Waszej rodziny. Gdyby nie czuli obaw, źle by to o nich świadczyło.A Ty jesteś po prostu NIESAMOWITA! Moja ciocia mówi o takich ludziach, że „bodaj się na kamieniu rodzili”!
            Serdeczności z deszczowego dziś Podlasia:)

            Polubienie

  4. No mnie tyż temperatura zbulwersowała! 6 stopni o 5’45 😦
    Zasmarkane efekty już som 😛
    A Julek/Julian (król Julian ze Pingwinów); auto nietuzinkowe! Cuuudooo! Niczym wspomniany król Julian 😀

    …a o personelu pielęgniarskim w szpitalach i nie tylko wypowiadać się nie będę…jeszcze guziki popsuje alboco.

    Polubienie

    1. A mnie drapie w gardle, na tyle podejrzanie, że zrezygnowałam dziś z lodów.

      Julian cudny i cudnie się sprawuje.

      Ja ostatnio pozytywnie odbieram personel, zdarzają się wyjątki. Wcześniej było odwrotnie, wyjątkiem był człowiek w uniformie służby zdrowia, więc zmiany raczej na plus niż minus.

      Polubienie

      1. Ja nie chcę wrzucać wszystkich do jednego worka; ale niestety personel pielęgniarski sam mnie tego nauczył aby podchodzić do niego z kijem. Jeśli widzę że mam do czynienia z „człowiekiem”, natychmiast odpuszczam i jestem kici kici. Ale jak widzę łajze … nie ze mną te numery.

        Polubienie

        1. I ja nie raz doświadczyłam na swojej skórze niekompetencji, ale co gorsze, arogancji, której pojąć nie mogę. I zawsze takie zachowanie piętnuję.Dlatego cieszy mnie każdy ludzki odruch ludzi ze służby zdrowia. Wiem, że powinien być w pakiecie usług, ale…no właśnie, rzeczywistość jest taka jak jest.

          Polubienie

  5. Ty cudna, autko cudne, a torebka ach ach 🙂
    nie znam Grażki, ale proszę, abyś przekazała jej serdeczności i pozdrowienia,
    brak mi słów na tego podłego padalca, który sprawił jej przykrość i ból, czytałam ze ściśniętym gardłem a potem zaklęłam brzydko

    Polubienie

  6. Włosy się jeżą na głowie jak się czyta o podejściu do człowieka w szpitalu.

    Personel Obu szpitali, w których ostatnio stacjonowałam był fantastyczny. Chciałabym, żeby i w trzecim, który niedługo nawiedzę, też był taki.

    Julek…dobrze mi się kojarzy! 🙂

    Uściski! 🙂

    Polubienie

    1. Ja również oceniam oba swoje ostatnie szpitale bardzo, bardzo pozytywnie. Ale jak widać, zawsze jakaś czarna owca się znajdzie, czasem nawet swych złych cech, długo nie pokazując, aż…

      Ściskam mocno i trzymam kciuki za Cię!

      Polubienie

Dodaj komentarz