Słup, trzepak, klatka schodowa…

Jestem z pokolenia, dla którego trzepak podwórkowy nie kojarzy się tylko z trzepaniem dywanów, ale przede wszystkim z miejscem spotkań i wspólnej zabawy. Potrafiliśmy taki trzepak okupować godzinami i zejść z niego, dopiero gdy ktoś chciał go użyć do celów przeznaczonych, co zresztą zdarzało się dość często, szczególnie w okresach przedświątecznych 🙂 Czasami, to nawet tworzyła się dywanowa kolejka 🙂 W każdym razie, za moich czasów dzieciństwa, żywotność trzepaków była duża! 🙂

Czy dziś ktoś trzepie dywany? Czy na nowych osiedlach montuje się trzepaki?- tak z ciekawości pytam- I czy współczesne dzieci wiedzą, do czego kiedyś służyły ich rodzicom?

Ogólnie wszystkim wiadomo, że dzisiaj coraz więcej dzieci woli elektroniczne rozrywki,  niż radosną zabawę: grę w piłkę, gumę, chowanego czy wygibasy  na trzepaku. (Archaiczne zabawy- a może jednak nie?) Nawet jeśli już wyjdą na powietrze, to i tak gimnastykują tylko kciuk, ewentualnie palec wskazujący 😉 Telewizja, komputer, internet- pochłaniają czas i dokumentnie wchłaniają młodych ludzi. Gry podwórkowe wymagają wysiłku, a tu nie trzeba wstawać z fotela. Przez samych rodziców, postrzegane są często za bardziej bezpieczne, bo w domu, a na podwórku może się wiele zdarzyć, przecież.

Dla mnie trzepak był miejscem spotkań naszej ” bandy osiedlowej”. W zależności ilu nas się zebrało w danej chwili, była wymyślana wspólna zabawa. Czy to w dwa ognie na pobliskim boisku, czy inna gra w piłkę, chowanego, skakankę, gumę, kapsle…albo zostanie na trzepaku i ćwiczenie nowych zwisów i fikołków 😉

Równie ważny, a może i ważniejszy był SŁUP. Miejsce spotkań moich z Przyjaciółką: spod niego wyruszałyśmy razem do szkoły, w miasto, gdziekolwiek, i przy nim się rozstawałyśmy( czasem bardzo długo, bo okazywało się, że mamy jeszcze tyle do obgadania)  umawiając się na kolejny raz…Hasło: za 5, 10, 15 minut przy słupie, było hasłem codziennie używanym 🙂  I choć naszego słupa już dawno nie ma, to obie mamy rodziców na tym osiedlu, i kiedyś postanowiłyśmy, że na starość zamieszkamy w ich mieszkaniach i jak za dawnych lat będziemy się umawiać w naszym miejscu…No cóż, niektóre marzenia zostają na zawsze marzeniami…;)

Trzecim, ważnym miejscem osiedlowych spotkań były półpiętra klatki schodowej naszego wieżowca. Z racji tego, że mieszkania w bloku wybudowanym w latach 70. były małe i bardzo akustyczne, gdy chcieliśmy się spotkać w kilka osób, to  umawialiśmy się  o konkretnej godzinie na klatce, ale często też  spontanicznie chodziliśmy po mieszkaniach i wyciągaliśmy delikwenta 😉 Oj, działo się, działo. Rozmowy poważne i niepoważne, wygłupy, pierwsze sympatie, a nawet czytanie książek…Wspólny czas.

Nie chcę porównywać dzieciństwa mojego pokolenia ze współczesnym. Które z nich było/jest bardziej radosne i twórcze… Uważam, że teraz możliwości oraz dostępność są dużo, dużo większe, tylko trzeba z nich fajnie korzystać. A rodzice nie powinni się bać osiedlowych podwórek. Wspólne zabawy dobrze wpływają na rozwój fizyczny i psychiczny.

Mieliśmy w klasie koleżankę, która  mieszkała na naszym osiedlu. Często wywoływaliśmy ją, krzycząc pod oknem: Iwonaaaaa, wyjdź na dwór!  Najczęściej, to  jej mama  otwierała okno lub wychodziła na balkon i odpowiadała: Iwonka się uczy i nie może wyjść. Na co my chórem: w sobotę?!!!! 🙂 

Dziś rodzice często organizują swoim dzieciom mnóstwo zajęć pozalekcyjnych- co za tym idzie, dzieci nie mają czasu na podwórko. Ze swoimi rówieśnikami spotykają się w sieci…

Czy byliście takimi podwórkowymi dzieciakami? Czy zawarte wtedy przyjaźnie przetrwały?

Czy mieliście takie miejsca…słup…trzepak…cokolwiek, co jest w Waszych wspomnieniach?

Co do dziur, wprawdzie nie w spodniach tylko w rajstopach -ciężko zdobytych, bo to takie  zdobyczne czasy były ;)- miałam ich całą serię, jak Mam wraz z Babcią uparły się, że dziewczynka powinna od czasu do czasu chodzić w sukience lub spódniczce. Przez kilka dni, codziennie ze szkoły wracałam z jedną albo z dwiema dziurami ;D  W końcu mi odpuściły 😉

 ************************************************

Temat  mi się nasunął po ostatniej wizycie w DM, gdy po raz kolejny zauważyłam, jak zmieniło się moje osiedle.  A dziś wraz z Pańciem odwiedziliśmy Jego przedszkole ( sprawy zawodowe przeszkodziły Tuśce)- na chwilę, by zapoznał się z miejscem, z dziećmi i z opiekunkami. W planach nie było pozostawienie Go, ale jak to z planami bywa, często ulegają modyfikacji w zależności od sytuacji 😉  A taka sprzyjająca nadarzyła się, gdy dzieci wyszły na dwór. Został na placu zabaw, po uzgodnieniu z samym zainteresowanym i Paniami, a ja pojechałam na kawę do LP- wrócić miałam za 1,5 godziny. No nie był to beztroski czas, bo choć dumna byłam, że Pańcio nie chciał jechać ze mną, to jednak nie wiedziałam, czy za chwilę nie zmieni zdania. Gdy wróciłam, to rzucił mi się na szyję z płaczem, ale za chwilę łzy obeschły i już był wesoły. Jutro do przedszkola pójdzie już ze swoją Mamą, co w momencie rozstania, wcale łatwiejsze nie będzie :(.  Niestety, raczej wyraża niechęć niż chęć uczęszczania do przedszkola, ale mamy nadzieję, że to się wkrótce zmieni. Pańcio jest po wsi noga, czyli bez problemu zostaje bez rodziców, ale w miejscach, które zna i lubi, i z osobami, które kocha :).

Może to jest miejsce (przedszkole), gdzie nawiąże przyjaźń na całe życie? Czas pokaże.

23 myśli na temat “Słup, trzepak, klatka schodowa…

  1. U mnie rok temu spółdzielnia urządziła porządne place zabaw + siłownie na każdym osiedlu. Do tego splantowała wyboje na starym boisku do piłki nożnej, postawiła nowe bramki, dodatkowe kosze do koszykówki… infrastruktura rekreacyjna nam wzrosła o 300%, choć i wcześniej nie było najgorzej.
    I nagle na osiedlu pojawiły się dzieci i młodzież, takie ready-made, w różnym wieku. 🙂 Ktoś nam musiał chyba podrzucić te tłumy okupujące podwórko jeszcze dobrze po zmroku… Chłopcy grają w piłkę, dziewczyny rozsiadłe na skarpie przy boisku plotkują i przy okazji prezentują opalone nogi, parę osób ćwiczy na siłowni, ktoś tam uczy się jazdy na rolkach, przy stole do pingponga gracze i paru kibiców, a w piaskownicy i na ślizgawce całkiem sporo maluchów…. Znasz to skądś? 🙂

    Polubienie

    1. Duży plus dla spółdzielni! Lepiej późno niż później 😉
      Jak się dzieciom stworzy warunki do zabawy, to się okazuje, że jest ich sporo 🙂
      Myśmy musieli sobie stworzyć je sami 😉

      Takie siłownie na powietrzu rosną jak grzyby po deszczu nawet na wsiach. Jadąc widzę. U nas też jest. Pod kluczem: ogrodzenie i zamknięta brama. Plac należy do ZW, – wędkarzy- i plac zabaw oraz siłownię możemy podziwiać za ogrodzenia ;(

      Polubienie

  2. Oooo taaak! Trzepak, ławki, murki od rana do wieczora 🙂 W piwnicy mieliśmy „klub” ze stołem do pink ponga i a’la siłownię 🙂
    Jakoś zawsze mieliśmy zajęcie…a to siatkówka, paletki, płka nożna. Wieczorem; gdy „współzabawnicy” zgłodnieli zbieraliśmy po kilka groszy każdy i całą chmarą do piekarni po gorący chleb. Oczywiście nie obywało się bez wojny o piętki 😛 Ta piekarnia do lipca tego roku mnie karmiła ale niestety ten chleb mi już nie służy i zmieniłam piekarnię. Ale nadal istnieje 🙂 Liszaje asfaltowe to standard…bo w rajtuzki i spódniczki mama moja siłą nie mogła mnie ubrać 😛
    Wypady do babci na drugi koniec miasta to już inna bajka…kilku kuzynów plus dzieciaki przyjezdne na wakacje do dziadków-sąsiadów mojej babci to już była banda…co my wyrabialiśmy to jeden Bóg wie 🙂 🙂 🙂 Rower Pelikan mały potrafił trzech dzieciaków udźwignąć…aby do przodu! Wrotki! Hulajnoga zrobiona przez mojego dziadka! Czyli jazda na „beleczym”
    Z wielkim sentymentem wspominam te beztroskie czasy.

    ps. u mnie na osiedlu trzepak jest używany dwa razy w roku chyba. Nie dziwię się troszkę; odkurzacze wypasione albo brak dywanów (jak u mnie ze względu na psi kłaki 😀 ).

    MAAAMOOOOO….RZUUUUĆ NA PICIEEEE!!!! (opcjonalnie LOOODYYY i CHLEEEB!)

    Polubienie

    1. Myśmy mieli ulubiony zieleniak, a zestaw to bułka i oranżada 😉
      Rower Flaming – z tej samej rodziny składaków 🙂
      Wrotki i jazda z góry prosto na ulicę- zawsze ktoś stał na dole i asekurował. Ale najlepsza górka była w pobliskim szpitalu, więc przez płot i jazda dopóki ktoś nas nie wygonił. Gdy tylko spadł śnieg, nasza droga do domu wyyyyyyydłużała się. Zjeżaliśmy na teczkach z każdej górki, góreczki, a było ich, bo osiedle” Na Skarpie „:)))
      Oj działo się!
      Oj darcie się Maaaaamooooo…. ale i w drugą stronę, też było, coby do domu, bo już czas, albo na obiad…;D
      No, fajny czas!!!!

      Polubienie

  3. Ja byłam z tych dziewczyn, co to raczej siedziały w domu i czytały, czytały, czytały. Szkoda mi było czasu na podwórkowe szaleństwa. Może dlatego, że kiedy zamieszkałam w DM byłam bardzo rozczarowana brakiem pola, łąki, ruin, w których bawiłam się do 12 roku życia? Jaką atrakcją mógł być trzepak, jeśli miało się za sobą podchody w piwnicach domów zniszczonych w czasie wojny? Kto z mieszczuchów mógł to zrozumieć? Za to wspaniale wspominam wszelkie rowerowe szaleństwa i peregrynacje! Dobrze, że rodzice o niczym nie wiedzieli;)

    Pańcio jest dzielny i na pewno po kilku dniach przyzwyczai się do przedszkola. Będzie dobrze!!!

    Polubienie

    1. Na osiedle wprowadziłam się wiosną przed pierwszą klasą, wcześniej mieszkałam pod DM w domu z dużym ogrodem. Nasz blok był pierwszym oddanym, więc na osiedlu budowa…stwarzająca niesamowite miejsce do zabaw 😉 Z tamtych czasów moja Mam wspomina, że codziennie przychodziłam od stóp do głów ubrudzona, a Ona pytana czy się nie wstydzi, że jej córa z chłopakami tak gania 😉 A ja wcześniej wychowana z Przyjacielem starszym o rok, nawet nie potrafiłabym się bawić z dziewczynkami lalkami 😉 Czytać czytałam, w każdej innym czasie i to niekoniecznie wolnym, bo zdarzało mi się czytać na lekcjach, ale przede wszystkim w czasie kiedy miałam je odrabiać 😉 No i po nocach.

      Przedwczorajsza burza poczyniła tyle szkód, że Pańcio miał wczoraj odwołane przedszkole z powodu braku prądu i wody. Dziś już poszedł i jestem ogromnie ciekawa jak będzie. Pewnie, że się przyzwyczai – oby jak najszybciej 🙂
      Pozdrawiam ciepło 🙂

      Polubienie

  4. Mnie trzepak bardziej kojarzyl sie z blokowiskami z ktorego ja osobiscie nie pochodze ale na dwprze w pobliskim parku spedzlismy mnostwo czasu, na ulicy tez 🙂 wesolo bylo 🙂 teraz dzieci tez maja wesolo ale roznie spedzaja czas wolny, mysle ze wduzym stopniu zalezy to od rodziców w sensie takim ze czesto oni wybieraja gdzie ze swoim dzieckiem wychodza…

    Polubienie

    1. Od rodziców i miejsca w jakim mieszkają.
      Moje osiedle położone jest pomiędzy dwoma parkami, do których mieliśmy stosunkowo niedaleko, ale to zimą na sanki się do nich chodziło.

      Polubienie

  5. Jak miło powspominać dawne czasy:} My w ubiegłą niedzielę wspominaliśmy właśnie wesołe trzepaki, a czy coś takiego było jak „żelazko na trzepaku?” bo coś w głowie mi się kołacze;} (taka figura akrobatyczna:?)
    Moja wnusia też dzisiaj idzie na „rozpoznanie terenu” w swoim przedszkolku.
    A Młodym Rodzicom życzę wielu wesołych chwil ze swoimi pociechami.
    Pozdrawiam i życzę „bezbolesnych” chwil w przedszkolu Pańciowi i Jego Mamci (Babuni też:})

    Polubienie

    1. Prawda! Strasznie fajnie 🙂
      Nie pamiętam, z tym żelazkiem, ale wszystko jest możliwe. Nie mogę też sobie przypomnieć jak się nazywała gra: rysowaliśmy taką małżowinę i się przeciągaliśmy lub spychaliśmy dzieląc się wcześniej na dwie drużyny.

      Dziękuję w imieniu Pańcia i Jego Rodziców 🙂
      Dziś nie obyło się bez płaczu, ale mamy nadzieję, że się przyzwyczai. Bo nie chodzi o samo zostawanie, tylko o miejsce.
      Serdeczności 🙂

      Polubienie

      1. Nie wiem co to za gra…ale przypomniała mi się inna; „państwa-miasta”. Malowanie koła, podział na pomarańcza, rzucanie patykiem o krzykiem nazwy państwa … hahahahaha

        Polubienie

            1. Oj tak, wtedy nikt nie myślał o kolorowych kupowanych w sklepie, nawet nie wiem czy takie były.
              Skakało się pojedynczo albo w parach, albo więcej osób, które biegały skacząc i kto skusił, ten stawał, by trzymać :))))

              Bez tak modnego dzisiejszego fitness, byliśmy wygimnastykowani, że hej ;D

              Polubienie

              1. ….przecie można było robić trójkąt i czworokąt z gumy 😀
                A skakanka była podstawowym wyposażeniem do szkoły.

                ps.mama do dziś mi wypomina, była wezwana do szkoły bo miałam procę i łańcuch … „Marta! Po co Ci łańcuch?! -w razie obrony! 😛 Miałam 7 lat …hahahaha.

                Polubienie

              2. Na każdej długiej przerwie graliśmy w węża skacząc na skakance 🙂

                😀 obrony??!! przed czym ? ;P pamiętasz chociaż ?

                Polubienie

              3. No bo koło mojej babci były bandy! 😀 A ta „osiedlowa” to wróg nr. jeden! hahahahaha
                …tłukliśmy się bryłkami ziemi bo chcieli przejąć naszą „bazę” ; czyli jama w ziemi przykryta gałęziami z Wierzby płaczącej….hahahaha

                Polubienie

  6. No rozumiem: konieczność 😀
    ale co tym łańcuchem nawywijałaś?, bo procę to rozumiem. No chyba, że delikwenta złapałaś, przywiązałaś, a potem w niego z procy ;D

    Polubienie

    1. Nic nie zrobiłam…bo mama mi zabrała 😛 …kuzyni mi wmówili że to „monczako” ; czyli to to coś czym tłuką się w filmach karate-dwa patyki połączone łańcuszkiem 😀 😀 😀 Kung-Fu…a raczej fukung ; jako dzieciaki strasznie lubiliśmy filmy z Bruce Lee’im 🙂

      ….tiaaa….byłam diabełkiem 😀

      Polubienie

Dodaj komentarz