Takie kwiatki, czyli…

Ogrodniczka ze mnie marna. Bywało, że byłam pełną gębą, ale to jeszcze za czasów przed skorupiakiem. Miałam gdzie, to i sadziłam i siałam. Często bez umiaru i jakiegoś planu, więc w takie na przykład ogórki to mogłam zaopatrzyć, jeśli nie pół DM, to na pewno wszystkich znajomych, przyjaciół i rodzinę ;D Potem mi przeszło, bo przejść musiało. Czasem popełniłam jakiś siew, ale przeważnie korzystałam z niewielkich upraw teściowej. Zrezygnowałam też z wieloletnich i sezonowych kwiatów w ogrodzie. Jeśli już, to tylko w skrzynkach na parapecie lub w donicach na tarasie. Nic bardziej smutnego jak przekwitające kwiaty-  zmęczone słońcem i wiatrem, smętne, zasuszone. Zresztą chyba nie mam ręki do kwiatów, bo i w domu mam ich niewiele. Na tarasie tyle, by wystarczyło do nacieszenia oczu i aby nie zmachać się przy codziennym podlewaniu, a w razie nieobecności, nie przysparzać komuś dodatkowej roboty.

Co roku, do dużej donicy kupuję  krzak róży na pałąku (czyli tak zwanej wysokopiennej?)  W tym nie musiałam, bo o dziwo przezimowała ta z zeszłego roku. O dziwo, bo oczywiście nie opatuliłam jej, ale łagodna zima nie narobiła szkód. Na wiosnę  się zbudziła ze snu, a latem pięknie zakwitła. LP na tarasie miała taką samą, ale już jakiś czas temu zaczęły ją podjadać mszyce. Popryskała preparatem chemicznym. Nic nie dało- może za późno? Ja nie miałam zamiaru pryskać chemią, nawet profilaktycznie- no, chyba że LP, by za mnie to zrobiła 😉 Myślałam jednak, że mojej róży nic nie będzie. Niestety, byłam w błędzie. Brzydząc się chemią, zaczęłam szukać w necie jakiegoś naturalnego sposobu na mszycę. I traf chciał, że znalazłam, na głównej Onetu. Na prosty i skuteczny- podobno. Czytam raz, czytam drugi, nawet trzeci i…stwierdzam, żem głupia, bo nic z tego nie rozumiem. Może ktoś się zna i wyjaśni. Kopiuj w klej, cytuję:

Warto przygotować samodzielnie roztwór sody oczyszczonej z wodą, który pozwoli się pozbyć nawet dużych populacji mszyc. Do litra ciepłej wody należy dodać 1/4 łyżeczki sody oczyszczonej i rozpuścić w połowie szklanki wodu w temperaturze powyżej 20 stopni Celsjusza. Do tego dodać olej, dobrze wstrząsnąć i dodać do spryskiwacza, którym następnie potraktujemy rośliny.

Może i on skuteczny, ale czy prosty…?

18 myśli na temat “Takie kwiatki, czyli…

  1. Roksano! Sposób jest naprawdę prosty! Jedyna trudność, to znaleźć dwulitrową szklankę i w połowie szklanki (jeden litr) rozpuścić sodę. Atak poważnie do litra wody dolewasz rozpuszczoną w pół szklanki wody sodę i już. Jednak, żeby sposób był naprawdę skuteczny – musi być podany w sposób skomplikowany. To zamiast „czary-mary”:)))

    Polubienie

    1. ;DD
      No, dobra…Pozostaje jeszcze kwestia oleju. Jego ilości, nie wspomnę o jakim oleju tu mowa ;P
      Dla mnie to wciąż ” czary mary”, no chyba, że nie chodzi o aptekarską miarę 😉

      Polubienie

      1. myślę, że nie nie chodzi o silnikowy, a jego ilość pewnie dowolna, skoro nie podano konkretów. Na marginesie…ostatnio wiele ludzi mówi do mnie a ja nie rozumiem do końca o co tak naprawdę chodzi. Zastanawiałam się nad tym i wychodzi mi, że to zanikająca umiejętność rozmowy powoduje chaotyczne wypowiedzi i brak konkretów w przekazie.

        Polubienie

        1. Dla mnie przepis na cokolwiek musi być konkretnie podany- inaczej to są wariacje przepisowe czyli uda się albo nie 😉 Dlatego nigdy nie stosowałam żadnych np.diet- są dla mnie za trudne 😉
          Fakt, komunikacja w narodzie zanika.

          Polubienie

  2. Czy spryskiwanie wodą z odrobiną płynu do naczyń to też chemia? 🙂
    Powtarzać przez 8-9 dni (niekoniecznie codziennie, chyba że deszcz spłucze), bo mszyca ma bodajże 7-dniowy cykl rozwojowy. Na sam koniec czystą wodą, o ile deszcz Cię nie wyręczy. 🙂 Na przędziorka też działa.

    Polubienie

    1. Iza dzięki,
      płyn do naczyń to też chemia, ale przez mię używana, więc ok. ;D Odrobina- też pojęcie znane, tajemnicą pozostaje czy ma być dodana na cały spryskiwacz np. około 0,5 litra wody.
      Deszcz mnie nie wyręczy, bo róża pod dachem- musiałby nieźle zacinać. Ale chyba już mnie mszyce lub inne pędziorki ubiegły i nie wiem czy da się uratować…

      Polubienie

      1. Definicja odrobiny? Hmm… Na tyle mało, żeby jeszcze się nie pieniło w spryskiwaczu, a już było wyczuwalne dla tych małych drani. 🙂 Pojedynczy psik z dozownika na spryskiwacz 0,5 litra?

        Polubienie

  3. Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale wydaje mi się, że moja mama róże spryskiwała wodą w której moczyła tytoń. Taki z pośledniego gatunku papierosów. Na litr wody szła paczka „sportów” czy innego badziewia. Stało to ze dwa dni, a potem służyło do oprysków.
    Pozdrawiam:)

    Polubienie

  4. O tytoniu też coś było, ale nie brałam pod uwagę zakupu takiego. Teraz to chyba tylko „mocne” by się nadawały, reszta wyperfumowana 😉
    Uściski 🙂

    Polubienie

              1. ….a moja ciocia to zbierała czasem te kwiatki „Petunie” (czyli kiepy)…moczyła w wodzie i podlewała kwiaty jako nawóz (!). …a jak robale urosną od tego do rozmiaru szarańczy to co będzie(?!) ….już nie wiadomo co dobre a co złe.
                To samo ze zużytymi torebkami po herbacie…można je ponownie wymoczyć w zimnej wodzie i podlać kwiatki 🙂

                Polubienie

Dodaj komentarz