Nie zawsze jest tak, jakby się chciało…

Niestety, po raz pierwszy nie zostałam zakwalifikowana na chemię. Moja morfologia poleciała na łeb i szyję (w czwartek- 9,4, a w poniedziałek- 5,8 ) razem z płytkami. Moja pani Doktor poszła mi na rękę, naciągając trochę procedury i wypisała mi skierowanie  do szpitala  na przetoczenie krwi, a gdyby wyniki się polepszyły, dostałabym chemię w terminie. Normalnie po przetoczeniu krwi, podanie chemii odracza się o tydzień. Ze względu na to, że to już  6 cykl, pani Doktor zdecydowała tak, a nie inaczej. Przyjęto mnie do szpitala i czekałam na krew.  Niestety, gdy mi już mieli podawać, dostałam temperatury- 38,4 i skoczyło mi ciśnienie. Wcześniej miałam dwa razy mierzoną temperaturę i za każdym razem była normalna. Dyżurujący lekarz zadecydował, że krwi nie dostanę ( jedna jednostka została zmarnowana), dostałam za to 2x paracetamol  na zbicie temperatury i sugestie, że nazajutrz mnie wypiszą. Szczęśliwa z tego powodu nie byłam, łzy same leciały, choć ryczeć  nie chciałam. Ale ostatnio nie potrafię ich powstrzymać, byle co powoduje, że płyną szerokim strumieniem, zupełnie niekontrolowane. Depresanty to jedna przyczyna, a  druga to niska morfologia. Sama siebie nie poznaję. Na drugi dzień już nie miałam gorączki, ale na wizycie poinformowano mnie, że nie podadzą mi krwi i odroczą podanie chemii o dwa tygodnie. Lekarz  zapewnił mnie, że odbyła się konsultacja również z moją panią Doktor i nie jest to pochopna decyzja. Potem przyszła do mnie pielęgniarka (ulubiona) i powiedziała mi, że podanie krwi również jest obciążające i lepiej jak organizm sam się zregeneruje. Wszystko to zrozumiałam, przyjęłam i nie miałam żalu do lekarzy, a i tak niechciane  łzy leciały ciurkiem. Miałam pecha, że temperatura wyskoczyła w nieodpowiedni momencie.

Teraz w DM czekam na Tuśkę lub OM, by zabrali mnie do domu. Dziś Pędraczek przez telefon oznajmił mi, że chce babcię w domu :). Baba trochę słaba, ale łyka żelazo mając nadzieję, że szybko odzyska siły, a ta przerwa wyjdzie jej tylko na dobre. No i, że niepodtruwany skorupiak się nie uaktywni.

16 myśli na temat “Nie zawsze jest tak, jakby się chciało…

  1. Czasem tak już jest, że coś nie idzie po naszej myśli, ale lekarze wiedzą, co robią. Jestem pewna, że będzie dobrze. Ściskam Cię mocno i trzymam kciuki:)

    Polubienie

    1. Wiem, że musi.
      Lui, dziękuję, że jesteś. Brakuje mi tego, że tak długo nie piszesz na swoim blogu.
      Serdecznie Cię ściskam i dziękuję :)))

      Polubienie

  2. Roksanna podobnie jak lui ja też otwieram codziennie twojego bloga i czekam, czekam na dobre wieści od ciebie i Tuśki .Trzymam kciuki musi być dobrze bo nie ma innej opcji.Trzymaj się kochana!!!

    Polubienie

    1. Wiesiu, bardzo mi miło i ciepło na sercu…
      Dziękuję:)
      Z Tuśką się trochę komplikuje, ale na pewno coś na ten temat napiszę…
      Pozdrawiam ciepło 🙂

      Polubienie

Dodaj komentarz