O wdzięczności…

Obiło mi się o uszy, że po przeprowadzeniu stosownych  badań, wynika, że  tylko lub aż (pojęcia względne) 6% lekarzy bierze łapówki. Śmiem twierdzić, że 95% łapówek to tak zwane dowody wdzięczności przekazywane po usłudze, a nie przed. Czyli w sumie można powiedzieć, że łapówkarstwo w środowisku lekarskim, to maleńki, cieniutki, prawie niewidoczny  marginesik. No bo kto zabroni być wdzięcznym? I jak takiej wdzięczności nie przyjąć? Szczególnie że  w większości przypadków zakres tej wdzięczności został wcześniej ustalony. A dżentelmeńska umowa przecież  zobowiązuje! W ten sposób zbija się argument, że lekarz uwarunkowuje swą usługę od skali wdzięczności pacjenta, a przy okazji pokazuje się ogrom  obopólnego zaufania. Niestety, niewidocznego w statystykach, z powodów jakże oczywistych.

Może wywołam święte oburzenie, ale nie jestem za tym, by „biorących” lekarzy wsadzać do więzienia, czy też wydawać wyroki w zawieszeniu. Taki wyrok bardziej usatysfakcjonowałby mnie, gdyby był orzeczony wtedy, gdy lekarz dopuścił się karygodnego zaniedbania, wskutek czego  zdrowie pacjenta mocno by na tym ucierpiało lub nastąpił zgon. Czyli tak naprawdę, w bardzo szczególnych przypadkach. Łapówki, darowizny, dowody wdzięczności- jak zwał tak zwał- nie umniejszają kwalifikacji lekarza, jego dotychczasowego doświadczenia, pozycji w środowisku, a jedynie pokazują jego morale.  No i to, że system wynagrodzenia w służbie zdrowia wciąż nie jest satysfakcjonujący środowisko medyczne. A żyć trzeba, i to na wysokim poziomie… A pacjent wciąż ma utrudniony dostęp do specjalistycznego leczenia, czekając w kolejkach i słysząc najczęściej, że limity na ten rok zostały już wyczerpane. Więc bierze sprawę w swoje ręce, kupuje białą kopertę i wsadza ustaloną kwotę, rzadziej dobrowolny datek i rusza zawalczyć o własne zdrowie…

Kiedyś usłyszałam, że szpitale nie wykorzystują  tak do końca ani sprzętu, ani zasobów ludzkich, czyli tych, którzy swoimi umiejętnościami mogliby nas uzdrowić,  właśnie ze względu na limity. A „bogaty” pacjent, czyli prawie każdy, kto musi ratować swoje życie, szuka pomocy za granicą, bo w kraju nie jest możliwością by za leczenie, operacje mógł legalnie  zapłacić. I to jest chore. Jeśli można w szpitalach odpłatnie zrobić specjalistyczne badanie i w ten sposób skrócić sobie czas oczekiwania, to dlaczego nie można zapłacić za inne usługi? Może wtedy dowody wdzięczności nie byłby już potrzebne, a  odpłatność nie zasilała tylko jedną kieszeń…

Pewnie zaraz odezwą się  głosy o równym traktowaniu pacjentów. I słusznie. Bo wszak obowiązkowy system ubezpieczeń zdrowotnych powinien nam to zagwarantować. Ale nie gwarantuje! I podejrzewam, że nigdy nie zagwarantuje. Ale  każda złotówka wrzucona do szpitalnej kasy, a nie do kieszeni konkretnego lekarza, przybliża nas, a przynajmniej stwarza pozory, że być może kiedyś to nastąpi.

I tak na marginesie ostatniej medialnej wrzawy na temat orzeczenia i uzasadnienia wyroku w sprawie doktora G.-  jakoś wcale nie mam zbyt dużej  satysfakcji, że został ukarany ten „co ostatni grosz z kieszeni emeryta i rencisty wyłudził”.  Za to mam podziw dla sędziego. Za normalność w podejściu do sprawy…

 

 

 

 

20 myśli na temat “O wdzięczności…

  1. Ja po mojej operacji byłam tak szczęśliwa że wszystko okej, że sama bym poleciała się odwdzięczyć. Niekoniecznie z kopertą, niekoniecznie z łiskaczem,(bo i tak na to nie mam) ale z kwiatkiem w doniczce, albo kolczykami własnoręcznie wykonanymi dla żony ordynatora. Takie było moje szczęście i chęć odwdzięczenia się 🙂 W rezultacie nie poszłam, bo się wstydziłam 🙂

    Polubienie

  2. Ależ są takie usługi, za które pacjent może zapłacić i ma to od ręki. Niestety są one o wiele droższe niż tak zwany dowód wdzięczności. A zatem…. Mamy, co mamy. I to mnie wkurza.
    Wkurza mnie różne traktowanie pacjentów w szpitalu. Uprzywilejowany ( czyt. mający znajomości lub dający okazały dowód wdzięczności) pacjent ma doskonałą opiekę zarówno kadry lekarzy jak i pielęgniarek. Pacjent z ulicy jest nikim. Oj wiem to doskonale, bo doświadczyłam na własnej skórze.

    Polubienie

    1. Każdy ma jakieś doświadczenia. Ja by ratować życie nie musiałam wyjeżdżać do Francji. Pieniądze poszły do kieszeni lekarza i do firmy farmaceutycznej- za zgodą szpitala. Gdyby przepisy były inne- zarobiłby szpital.
      To o czym piszesz, czyli o traktowaniu pacjentów na szczęście nie jest regułą, a raczej wyjątkiem. Kilkakrotnie byłam pacjentką „z ulicy”, a opiekę miałam cudowną. Gdy trafi się na lekarza człowieka i empatyczny personel, to nie ma znaczenia, czy jest się po znajomości czy też nie, choć wiadomo, że o prywatnych pacjentów dba się szczególnie, ale widoczne to jest tylko wtedy gdy personel na ogół jest obcesowy wobec pacjentów.

      Polubienie

  3. I bardzo się z Panią zgadzam. Wystarczyłoby, by można było legalnie zapłacić za usługę poza kolejnością ( z zachowaniem limitu państwowego i jego pierszeństwem w wykonaniu usługi) i kasa, którą daje się w jedną łapę, przynajmniej częściowo poszłaby na publiczne dobro.

    Polubienie

  4. Sprawa doktora G. to mocne przegięcie ze strony służb, ale… generalnie jestem wkur… na system leczenia w Polsce. Niestety. Zabierają z mojej wypłaty kupę kasy, z której i tak nie mogę skorzystać. Pisałem ostatnio u siebie na blogu o kłopotach służby zdrowia w związku z moim kolanem. Dzisiaj usiłowałem umówić synka na wizytę do kardiologa – „na fundusz” termin połowa kwietnia. A jest styczeń! I powiem szczerze, że mnie po prostu nie stać na „dowody wdzięczności”, bo żeby moje dziecko było zdrowe, muszę chodzić po lekarzach prywatnie. I jak tylko myślę o leczeniu się, to cisną mi się na usta same przekleństwa. Wiem, to nie wina lekarzy, to wina władz. Ale jakby lekarze mieli trochę więcej poczuca jakiekolwiek chociaż sprawiedliwości czy obowiązku – jak, nie przymierzając – sędzia zajmujący się sprawą lekarza G. – to wymusiliby jakieś zmiany… Ale po co, przecież ten sam lekarz najpierw mi powie, że „na fundusz” to dopiero za pół roku, a następnego dnia z uśmiechem przyjmie mnie w prywatnym gabinecie za moje pieniądze.

    Polubienie

    1. A kto nie jest? Nie znam takich…choć z normalnością i to nawet dość często też się spotykam, mimo, że system szwankuje. Tyle, że są placówki funkcjonujące prawidłowo, nawet wzorcowo- jakoś się w tym systemie odnajdują. Przede wszystkim ktoś logistycznie potrafi nimi zarządzać…więc można…
      A ZUS nas łupie…samozatrudniających się dotkliwiej, bo nawet na zwolnieniu trzeba płacić składkę zdrowotną.
      Ja mam i dobre doświadczenia, czyli odwrotnie- poszłam prywatnie z Miśkiem i już na drugi dzień byłam w klinice i dalej leczenie było na kasę chorych 🙂 cud;P

      Polubienie

  5. Póki co, nie widzę innego sposobu niż chodzenie prywatnie. Nie mówię, że chodzę (teraz będę, do dentysty, ale wcześniej nie chodziłam, bo i potrzeby nie było), ale skoro i tak patrzą na to czy w ręce jest koperta, więc co w tym jest niby za darmo? Poza tym ewidentnie widać różnicę w jakości usługi u tego samego lekarza przyjmującego w klinice i u siebie, w prywatnym gabinecie.

    Z tym, że w życiu nie poszłabym drugi raz do patałacha, który kompletnie mnie olewa jako pacjentkę z NFZ, mimo że wiem, że na prywatnej wizycie pewnie skakałby wokół mnie jak salonowy piesek. Choć minimum profesjonalizmu i przyzwoitości taki powinien mieć.

    Polubienie

    1. Trochę uprościłaś, bo jednak miliony leczą się jako pacjenci NFZ…I są lekarze, którzy jednakowo traktują pacjentów nie zważając na to w jakim gabinecie ich przyjmują…Hmm.. wszak za każdym pacjentem stoi kasa…taa
      Miałam taki przypadek: najpierw poszłam prywatnie, pan doktor mnie nastraszył, skierował do siebie na NFZ, a potem jeszcze bardziej nieprofesjonalnie wystraszył i w ten sposób pozbył się mnie jako pacjentki…

      Polubienie

      1. Oczywiście, że są. I że miliony leczą się na NFZ, ale też przecież nie każdego stać na prywatną wizytę.

        Niestety, jeśli chodzi o lekarzy, od zeszłego roku mam wystarczająco duży kontakt z nimi, żeby móc uważać, że są bardzo pazerni na pieniądze. Zobaczenie, że ktoś je ma, wiele zmienia, nagle chce się być miły i przykłada się do pracy. Tak samo w przypadku, kiedy pacjent ewidentnie jest biedny – można go bezkarnie spławiać, zbywać, a samą wizytę w gabinecie skrócić do kilku minut, bo po co się starać.

        I żeby nie było – nie mówię, że tacy są wszyscy jak jeden mąż. Ale, niestety, spory haniebny odsetek.

        Polubienie

        1. Haniebny, i wiesz co? Ja to się boję, że tej arogancji i buty u lekarzy będzie coraz więcej, a nie mniej…Chciałabym się mylić, ale rośnie nam pokolenie roszczeniowe, podchodzące do tego zawodu jak do biznesu, na zimno kalkulujące…
          A to jeden z tych zawodów z powołaniem, gdzie empatia ludzka odgrywa ogromną rolę…
          Już na studiach powinni się uczyć podejścia do pacjenta…

          Polubienie

  6. Drugi raz czytam tę notkę i kolejny raz nie mam ochoty komentować. Brak mi słów. Do większości lekarzy dawno straciłam szacunek. Jeśli kiedykolwiek dowiem się, że Przemek albo Marcin (moi prawie-kuzyni) wzięli kiedykolwiek łapówkę, to zabiję:]

    Polubienie

    1. Osobiście uważam, tak jak Iza, że łapówkarstwo jest obrzydliwe, a w obliczu choroby, życia, śmierci- podwójnie okrutne i niemoralne…
      Ale nic nie jest czarno- białe..Pacjenci też nie są bez winy, i tu każdy kto w ten sposób ratował swoje życie lub bliskich powinien uderzyć się w pierś…Tylko i tak by zrobił to co zrobił… z oczywistych powodów.
      Oddzielam jednak fachowość od braku kręgosłupa moralnego.
      Bo szczerze mówiąc jakbym miała wybierać kto ma mnie leczyć, to wolałabym fachowca choć sk…la a nie człowieka, od cudownego człowieka, ale niekompetentnego lekarza…
      Na szczęście opcja dobry lekarz i dobry człowiek też funkcjonuje…
      Dlatego akurat nie jestem za tym by lekarzy karać wiezieniem,ale np degradacją stanowisk, obniżką uposażenia…ale jeśli są wybitni w tym co robią, to niech dalej ratują ludzkie życie…
      Są też tacy pacjenci, którzy uważają, że jeśli zapłacą to mają większe szanse na wyzdrowienie…w myśl zasady, ze pieniądz wszystko może…
      Ja mam ograniczone zaufanie do lekarzy. Mam ich w rodzinie, wśród przyjaciół, przez to łatwiej mi pokonywać niektóre bariery…Ale na swojej drodze spotykałam różnych, z różnym podejściem do pacjenta…I nie zawsze ten prywatnie stawał na wysokości zadania- jako człowiek.

      Polubienie

  7. ja widocznie miałam wyjątkowe szczęście. ratowano mi życie tak na dobrą sprawę trzy razy. nigdy nie było mowy ani o łapówce, ani o wdzięczności. możliwe, ze mi to po prostu do głowy nie przyszło a lekarze sie nie upomnieli….
    a teraz? teraz już nie ma lekko. za każdą wizytę płacę, za każde badanie płacę. ja, bo narodowy fundusz zdrowia nie ma na moje badania pieniędzy.

    Polubienie

    1. Ja mam różne doświadczenia, ale pielęgnuję w sobie te dobre…
      Na leczenie i nie tylko, i to legalnie równie wydaję mnóstwo kasy..powód prozaiczny, profilaktyka jest droga…

      Polubienie

  8. Witaj
    Na szczęście zdrowie nam dopisuje, odpukać ! zatem dawać nikomu nic nie muszę.
    Ale, żyję trochę na tym świecie i powiem jedno. To ludzie sami zaczęli dawać. I to Ci najubożsi. Było tak od dawna, jako dziecko też pamiętam takie fakty.
    Nie każdy lekarz bierze i nie każdy jest draniem. Warto pisać o tych dobrych.
    Pozdrawiam

    Polubienie

Dodaj komentarz