Na wsi sezon na rower jest właściwie całoroczny. Bo dla sporej liczby osób, rower to podstawowy środek lokomocji. Do szkoły, do pracy, do lekarza, do urzędu, do sklepu, do znajomych. Wciąż. Choć przez ostatnie lata wyparty przez wygodniejszy, szybszy i bezpieczniejszy samochód, to jednak na wsi i w małych miasteczkach można spotkać najwięcej rowerzystów. I coraz więcej takich jak ja, co to bez konkretnego celu, a właściwie z jednym -aby jak najwięcej kilometrów przejechać. Dla zdrowia, dla kondycji, dla frajdy. Tylko z tą frajdą to różnie bywa. Bo jak jest z warunkami jazdy w naszym kraju, to każdy wie. Nie ma ścieżek rowerowych, a jeśli nawet gdzieś są, to kończą się szybciej, niż człowiek się nacieszy, że może bezpiecznie pedałować. Więc jeżdżąc po drogach lokalnych, gminnych, powiatowych trzeba mieć oczy wokół głowy, by życia nie stracić. Największym grzechem kierowców jest wymijanie nie zachowawszy bezpiecznej odległości. Podmuch powietrza, gdy na przykład taki TIR wyprzedza, może nieźle wystraszyć, szczególnie gdy robi to w mniejszej odległości niż wyciągnięcie ręki. Kierowcy osobówek również nie są lepsi. Widząc przed sobą rowerzystę i nadjeżdżające z naprzeciwka auto, nie zwalniają, tylko wyprzedzają na trzeciego, spychając rowerzystę na pobocze. O ile rowerzysta kontroluje, co się za nim dzieje. A raczej to robi, bo mu życie jeszcze miłe 😉
Okiem rowerzystki…;)
Sama jako kierowca nie raz w duchu przeklęłam i bynajmniej nie rowerzystów, tylko naszych włodarzy, którzy niewiele robią, by ścieżki rowerowe powstały. Drogi mamy wąskie, ale pobocza wręcz przeciwnie. A na nich zamiast ścieżki rośnie zielsko. Aż się prosi, aby między jedną wsią a drugą czy miasteczkiem, gdzie odległości są kilkukilometrowe- droga powiatowa, więc ruch dość spory- można było bezpiecznie rowerem dojechać. Bezpiecznie i ekologicznie 🙂 Trochę zmieniły się przepisy dla rowerzystów- niby na korzyść. Tylko tak naprawdę działają one w ruchu miejskim, gdzie i tak auta jeżdżą wolniej i częściej stoją w korku 😉 A na szosie, co komu po przepisach, jeśli za kierownicą swojego szybkiego, lśniącego auta siedzi BUC, dla którego rowerzysta to tylko przeszkoda, wiec trzeba go otrąbić i wyminąć z szybkością pędzącego światła. Jak najbliżej, bo szkoda czasu na manewr wymijania z bezpieczną odległością.
Wciąż jeżdżę więcej jako kierowca niż rowerzysta 😉 Więc wiem, że rowerzyści na drodze to faktycznie” utrapienie” dla wiecznie śpieszącego się kierowcy. Ale mam na to jedną radę: by każdy kierowca przesiadł się na rower i spróbował przejechać kilka kilometrów taką szosą. Bez utwardzonego pobocza z pędzącymi autami. Gwarantuję, że zmieni nastawienie. I będzie bardziej uważny…i może zwolni , gdy sytuacja będzie tego wymagała.