Nie każdy musi kochać zwierzęta. I ja to potrafię zrozumieć.
Nie każdy musi mieć psa czy kota.
Nawet na wsi.
Żadnego przymusu przecież nie ma.
Ale jeśli już się posiada, jeśli takie zwierzę się oswoi, to jest się za nie odpowiedzialnym.
Bez dwóch zdań.
I nie zwalnia od tego nawet to, że o posiadaniu zwierzaka zadecydowała ta „lepsza połówka”.
Dlatego nie potrafię zrozumieć słów: Nie dam pieniędzy na zabieg, prędzej wezmę dubeltówkę i odstrzelę.
Chętnie sama bym wzięła i wypowiadającemu te słowa coś odstrzeliła.
I chyba nie tylko ja.
Bo w towarzystwie wywołały one solidną burzę…
Padały słowa, że przecież zwierzęta czują jak ludzie i zasługują na szacunek. Opiekę nie tylko w zdrowiu, ale również i w chorobie.
Jak grochem o ścianę.
Niewzruszony twardziel.
Można nie lubić zwierząt. I być wciąż człowiekiem.
Ale czy wciąż się nim jest, jeśli własne, oswojone zwierzę skazuje się na cierpienie?
I jest się nieczułym nawet na prośby bliskich, którzy mają pojemniejsze serce?
Mam ogromne wątpliwości.
A właściwie wiem, że NIE, nie jest się!
I śmiem twierdzić publicznie, że:
Jedynym zwierzęciem jakie toleruje, pielęgnuje, dokarmia jest ….WĄŻ… w kieszeni.
Bo chory pies kosztuje.
*****
Pies już ma się dobrze, dzięki jego pani, a ja mogę z ulgą o tym napisać.
Jednak problem istnieje. Bo coraz częściej człowiek umywa ręce od odpowiedzialności za swoje zwierzę.
Nie mówiąc już o tych, co swe zwierzęta katują lub porzucają gdzieś w lesie.
*****
Ale co tu mówić o człowieczeństwie wobec zwierząt, jeśli człowiek wobec drugiego człowieka potrafi zachować się w bestialski sposób.
Wczorajsza informacja o śmiertelny pobiciu nastolatka przez trzech nastolatków mocno mną wstrząsnęła.
Jak szybko, jak łatwo przychodzi człowiekowi przemienić się w agresywne zwierzę.
Przerażające jest to, że coraz więcej agresji jest wśród dzieci i młodzieży.