Właśnie do mnie dotarło, że 6 grudnia od jakiegoś czasu jest dla mnie zwykłym dniem. Od momentu, gdy dzieciaki dorosły i wyniosły się z domu, by pobierać naukę w DM. Jeszcze, gdy Mikołajki trafiły się w weekend, to pod poduszką czekały na nich jakieś słodkości, po to, by zobaczyć ich uśmiech po przebudzeniu i dostać mikołajowego buziaka. Mnie Mikołajki kojarzą się z dziećmi i nic na to nie poradzę. Bo chyba nie ma milszych odbiorców mikołajowych prezentów jak one :). To one tworzą atmosferę oczekiwania, tę magię przed przyjściem św. Mikołaja. Pisanie listów, podpytywanie, buszowanie po zakamarkach domu, ten cały mikołajkowy anturaż. I nasze rodziców starania, aby mikołajkowa niespodzianka wywołała radość i zachwyt w oczach naszych milusińskich. Jasne, że w tym dniu i dorośli nawzajem mogą się obdarowywać. Jednak ja uważam, że to święto do dzieci należy. Tak je czuje i odbieram. Co innego prezenty pod choinką. Więc dziś pozostaje mi wysłać kilka SMS-ów i w ten sposób zabawić się w Mikołaja, by innym dzieciom sprawić radość. Moje już wyfrunęły z gniazda…
Gdy dzieci nie ma, Mikołaj nie przychodzi…
Jeszcze mam jedną refleksję…od momentu, gdy dzieciom daje się pieniądze zamiast prezentu to…magia również pryska. Pójście na łatwiznę, choć praktyczne jest, to nie ma nic z niespodzianki. No, ale takie czasy i Mikołajowi nie ma co zazdrościć. Ogromny ma dylemat jak tu sprostać coraz większym wymaganiom dzieci.