Polska wieś się zmienia. Już nie jest tylko rolnicza z mniejszymi lub większymi gospodarstwami. Zresztą te mniejsze coraz rzadziej uświadczyć. Bo przecież nic się nie opłaca ani hodować, ani uprawiać. Kurki na swojski rosół i świeże jajko- jeśli w sklepie tych fermowych pod dostatkiem i w całkiem, całkiem przystępnej cenie. Cebuli, marchewki i innej zieleniny, nie mówiąc już o większym asortymencie. W zagrodzie ewentualnie psa można zobaczyć i leniwie snującego się kota. A i to nie u wszystkich, bo coraz częściej psy w domu są trzymane, a na spacer wychodzą z właścicielem, który prowadza ich na smyczy. Przed domem nie szczypiorek i sałata się zielenią, tylko świerki i krzewy ozdobne. Równo przycięta trawka, a obejście bierze udział w konkursie na najpiękniejszy ogród w gminie. Bo każdy metr kwadratowy jest wykorzystany, by go ozdobić roślinami przywiezionymi z miasta. Już nie pójdzie się do sadu, by zerwać gruszkę czy śliwkę…teraz tam królują ostokrzewy, tuje, cisy, wierzby płaczące i inne …
Wieś już nie taka sama…
Gdy ktoś miał kawałek ziemi przy domu, to podzielił na działki budowlane, a na nich rosną jak grzyby po deszczu nowoczesne domy z wyglądu nieprzypominające te pasujące do architektury wiejskiej. Wieś, w której ja mieszkam, tętni życiem, ale jest to życie w większości już miejskie. Dla wielu mieszkańców jest to miejsce do spania i odpoczynku, bo pracują w pobliskich miastach. I choć od dawna tak było, to jednak kiedyś po powrocie do domu uprawiali swoje ogródki, na polach mieli posadzone lub posiane, a w zagrodzie przynajmniej był jakiś drób. Teraz pola to działki budowlane. W wiejskim sklepie jest wszystko, jak w miastowym hipermarkecie, więc łatwiej po tę marchewkę „na kreskę” pójść, niż kupić nasiona, posiać, pielić, przerywać, wykopać, przechować….
Bo przecież się nie opłaca….
A dla zdrowia?
Dla zdrowia przemęczać się nikt nie będzie. Teraz w weekendy trzeba odpoczywać, po grillować, więc lepiej trawkę uprawiać.
Nie mam nic przeciwko. Ci na wsi zawsze miastowym zazdrościli, że po pracy to oni luz, blues i sielanka, a na wsi harówka od rana do nocy. Teraz wieś prawie dla wszystkich jest miejscem rekreacyjnym… I dla tych, co uciekli z miasta by w spokoju i ciszy mieszkać, i dla tych zasiedziałych tu z dziada pradziada.
Gdy 20 lat temu przeprowadziłam się z Dużego Miasta na wieś, pierwsze co zrobiłam, to stworzyłam ogród warzywny, bo choć wcześniej nie miałam z ziemią do czynienia, to nie wyobrażałam sobie by leżała odłogiem 😉 Obłożywszy się fachową literaturą, zaczęłam działać…Dziś już smętne jego resztki pozostały. Na usprawiedliwienie mam to, że zaistniałe okoliczności nie pozwalają mi fizycznie pracować, ale korzystam z ogródka teściowej 🙂 Nie wspomnę już o tym, czego zresztą dałam tu już dowód, że wszelaki drób szczęśliwy chodzi sobie po naszym obejściu 😉 Nie zjem innego jajka niż to od szczęśliwej kury 😉 NIGDY nie ugotowałam rosołu ze sklepowego kurczaka 😉
Nie, nie każdy, kto mieszka na wsi, musi tak samo żyć…I ta zmieniona wieś mnie się nawet podoba…Tylko szeroko oczy ze zdziwienia otwieram, a na usta cisną się niecenzuralne słowa, kiedy widzę, słyszę, jak ktoś narzeka, że ta marchewka w sklepie taka droga…i bierze na zeszyt, a koło domu zieleni się trawka, na polu ziemia odłogiem leży…jego własna!