Są kobiet,y dla których fakt, że mężczyzna jest żonaty lub ma stałą partnerkę, automatycznie go wyklucza z grona potencjalnych kandydatów na partnera. Ale niektórym to, że facet jest już zajęty, ma rodzinę, w ogóle nie przeszkadza, by złowić go w swoje sidła. Również są takie kobiety, które nieświadome niczego, angażują się w związek i gdy nagle prawda do nich dociera, to jest już za późno…
post , który przeczytałam, bo w zajawce znalazło się kluczowe słowo: chemioterapia. Autorka zastanawiała się, czy ma prawo zbliżyć się do człowieka, który według niej jest stworzony dla niej i traktuje go jako szóstkę w totolotka, ale jego żona jest chora na raka. Zostawiłam komentarz, bo zawsze zostawiam, jeśli jakiś post już przeczytam, mimo że jestem pierwszy i być może ostatni raz u kogoś na blogu. Taką mam zasadę…Nie chcę oceniać autorki, bo nie znam przecież dokładnie sytuacji, w jakiej się znalazła, ale chcę napisać o niektórych zachowaniach partnerów życiowych chorych kobiet. Na swojej drodze spotkałam wiele pań, które zostały porzucone przez swoich mężów, jak tylko dowiedzieli się o tej przewlekłej, często śmiertelnej chorobie. Również nierzadko brali nogi za pas podczas leczenia, wtedy gdy wsparcie jest najbardziej potrzebne. Podczas chemioterapii kobieta nigdy nie czuje się kobieco, i tym bardziej boleśnie odczuwa dezercję partnera. To jest bardzo trudny czas dla obojga. Wiem, bo dwa razy już przez to przechodziłam. Dlatego ja w owym komentarzu napisałam, że nie miałabym zaufania do człowieka, który w takiej sytuacji opuszcza swoją żonę, nawet, jeśli robi to tylko psychicznie. Pomijam cały aspekt budowania czegoś, gdy inne wciąż jeszcze trwa, choć być może są to już tylko zgliszcza. Pomijam. Wiem jedno, żadne zauroczenie i fantazje nie przysłoniłyby mi faktu, że w momencie, gdy kobieta walczy ze sobą, ze swoimi słabościami, ale przede wszystkim ze skorupiakiem, to najbliższa osoba, jaką jest jej życiowy partner, w tym momencie ją zostawia. Nieważne czy fizycznie, czy tylko psychicznie… Gdy widzi w lustrze nie swoją twarz, gdy często jest okaleczona ze swojej kobiecości, to przeglądając się w oczach swojego partnera, powinna wciąż czuć się piękna. Nawet bez włosów na głowie. Dlatego dla mnie taki człowiek byłby przegrany już na starcie. Może, a pewnie dlatego, że sama spakowałabym walizki własnemu mężowi i wystawiła za drzwi, gdyby mnie w jakiś sposób opuścił podczas mojej walki. Straciłby wiele w moich oczach, jako człowiek. Tak, wiem, że w chorobie człowiek staje się nieznośną osobą, często dla otoczenia uciążliwą, bo targają skrajne emocje, huśtawka nastrojów sięga zenitu…Strach o własne życie, o dzieci, o bliskich może przysłonić wszystko, również miłość do partnera. Ale to mija…A przecież życie wspólne nie tylko jest na to dobre, na to złe również…