Fart, szampan czyli ostatnie i pierwsze dni roku;)

W poświąteczny poniedziałek wybrałam się na zakupy, jak większość rodaków, co okazało się na miejscu. Naiwnie sądziłam, że największe tłumy zwabione przecenami przewaliły się przez sklepy już w niedzielę. Ludzie, mając dość siedzenia za stołem i podjadania, korzystając z dodatkowego dnia wolnego ruszą uprawiać najmodniejszy jogging między sklepowymi półkami. Poniedziałek zaś  teoretycznie jest dniem pracującym, więc oczekiwałam więcej luzu. Teoretycznie, jak się okazało. Mnie samą  nawet końmi do miasta by w te dni nikt nie wyciągnął, gdyby nie potrzeba. Także z własnej nie przymuszonej woli, ale też z woli córci, której zostały tylko cztery dni na podjęcie decyzji, gdzie spędzi podróż poślubną, tak by luksus pobytu był troszkę tańszy niż gdyby decydować miała  w nowym roku, oraz z potrzeby wykupienia recepty i zakupu KALOSZY bo we własnej zagrodzie miałam potop, wyruszyłyśmy obie z Tuśką w paszczę lwa:D Wszędobylskie tłumy mnie doszczętnie ogłupiły, ale się zawzięłam i twardo oznajmiłam córci, że bez KALOSZY do domu nie wracam. Najpierw udałyśmy się do Biura Podróży, gdzie miło spędziłyśmy co najmniej godzinę na wybieraniu ofert. Dobrze, że miejsce już wcześniej zostało wybrane i tylko pozostał wybór noclegu, czyli hotelu i tego, co przy nim. Prosto nie było, ale sympatycznie nam się zrobiło, kiedy tak te wszystkie foldery sobie pooglądałyśmy. W końcu klamka zapadła… Czas podnieś cztery litery i stawić czoła zakupowym szaleństwom…Cel: KALOSZE!  No, ale te procenty na wystawach mają w sobie moc przyciągania czy się chce, czy nie, więc nasze kroki mimo woli podążały w ich kierunku…Z pierwszego sklepu ja wyszłam z kolczykami, Tuśka  z bluzką…Z drugiego ja z tuszem do rzęs, Tuśka z pudro-różem czy jak to się tam zwie. Z trzeciego  ja z bluzko-sukienką i bluzką, Tuśka z niczym, bo bluzkę to Ona wypatrzyła i ze słowami „najwyżej mi pożyczysz” mi odstąpiła…Z czwartego ja znowu z kolczykami…po drodze były jeszcze inne sklepy, gdzie Tuśka coś tam mierzyła, ale na nic się nie zdecydowała. Padałyśmy już z pragnienia, więc zrobiłyśmy sobie przerwę, by się posilić sałatką i nawilżyć organizm wodą mineralną, a KALOSZY wciąż nie miałam. Uparta jestem, więc zmieniłyśmy obiekt na inny, cel pozostał ten sam. Decyzja była trafna, bo  w końcu zostałam szczęśliwą posiadaczką  KALOSZY w kratkę 🙂 a Tuśka jeszcze jakiegoś korektora urody, więc ja sobie dorzuciłam tonik ;)… Spędziłyśmy  prawie 6 godzin między półkami i muszę przyznać, że na pewno pobiłam swój rekord życiowy. W różnorodności zakupów też…Szaleństwo również  popełniłam, zważywszy, że (słowo!) po raz drugi w życiu kupiłam sobie tusz do rzęs i po raz pierwszy dwie pary kolczyków na raz; śmiem przypuszczać, że dałam się ponieść fali zakupów…No i nawet mnie udało się upolować coś z przeceny, co  tak do końca moją zasługą nie jest, bo choć oferta sięgała aż 70% mniej, to ja znalazłam tylko 20% i gdyby nie Tuśki 50% to mogłabym się tylko uśmiechać a nie cieszyć pełną gębą, że na 7 sztuk w mojej torbie, aż dwie po przecenie  się znalazły 😉 Bo ja ogólnie nie mam farta do wyprzedaży, więc raczej ich unikam. Gdy wokoło pełno ludzi z satysfakcją w oczach i błąkającym się uśmiechem na twarzy  trzymających w ręku wypchane torby, a w portfelu zaoszczędzone pieniądze, to ja ze sfrustrowana  z ciuchem, który nie został przeceniony, ale za to kupiony w karkołomnych  warunkach. Taki jest na ogół mój bilans zakupowy 😉 Tym razem mogę powiedzieć, że miałam FARTA! No i z KALOSZAMI wróciłam ..;)

 

I stoją te kalosze jak na razie bez użytku, bo Nowy Rok nas przywitał lekkim mrozem i śniegiem :))

Sylwester w gronie rodzinno -przyjacielskim minął bardzo sympatycznie, w czym na pewno pomogły szampańskie bąbelki. Dziś już  swoich gości pożegnałam, ale na tym nie koniec imprezy, bo wychodzimy z domu, by gościć się dalej 😉 I wszystko byłoby piękne i cudne, gdyby nie fakt ,że w Nowy rok weszłam z bólem i bez prochów nie funkcjonuję. Byle do poniedziałku…mam nadzieje, że  wtedy mój bolący problem się rozwiąże.

Mam nadzieję, że Wy wciąż tak jak ja,  jesteście w szampańskich nastrojach 🙂

21 myśli na temat “Fart, szampan czyli ostatnie i pierwsze dni roku;)

  1. Czyli po mimo oporów,,zakupy udane.Nie ma co ukrywać w wielu sklepach zazwyczaj są ceny z księżyca,a w czasie przecen,są bardziej umiarkowane.Ja dzisiaj chciałam skorzystać ,ale zaczął sypać snieg,,lodówka pełna jedzenia więć siedzę w domu.A od poniedziałku znowu ‚orka”.ps.na jaki kraj córka zdecydowała się na podróz,,jesli to nie tajemnica…

    Polubienie

    1. Ja nawet lubię zakupy tylko nie wtedy kiedy mam pewność ,że multum ludzi robi je w tym samym czasie ;)…U mnie pomału lodówka pustoszeje , goście w takich sytuacjach się sprawdzają ;)…A mlodzi wybrali Kretę , na swoja podróż poślubną 🙂 Buziaki.:)

      Polubienie

    1. :)))) moje kroki prowadzą najpierw do nowych kolekcji 😉 więc czasem tylko uda cos mnie sie kupić taniej, ale co roku powtarzam sobie ,ze ostatni raz , że tylko z przeceny …taaa;)

      Polubienie

  2. Ja jezstem zmeczona po pierwszym dniu pracy ;/ ale humor jest ok :)podziwiam za te 6 godxin…ja bym nie dala rady tym bardziej ze mimo ze ejstem kbieta zakupow nie znosze…taki juz moj urok 🙂

    Polubienie

  3. Kochana, co tam kalosze!Ja muszę zdobyć skrzydełka, czułki i różdżkę, bo córcia zapragnęła być na balu motylkową wróżką :-)A tu klops, bo inwentaryzacje wszędzie. Ale damy radę :-)/Małgosia/

    Polubienie

    1. W ogóle nie śmiem wątpić ,że nie dacie rady…Ty je po prostu wyczarujesz dla Najmlodszej i już :))))) O matko,przygnałaś do mnie wspomnienia jeszcze przecież wcale nie takie odległe, jak dla Tuśki szukałam stroju gdy chciała być wróżką ;)…a teraz suknie slubne przymierza 😉

      Polubienie

Dodaj komentarz