Od rana wczoraj sobie powtarzałam: dzisiaj jest szczepienie psów! Od 17-18. i na szczęście blisko domu, bo zaprzyjaźniony weterynarz sam przyjeżdża. Rano jeszcze wyskoczyłam do lasu, by coś na obiad nazbierać i po godzinie wróciłam z wiadereczkiem podgrzybków i z dwoma prawdziwkami. W międzyczasie milion dwieście spraw łącznie z odebraniem Tuśki z dworca oddalonego 30 km i na owy obiad zaczęłam smażyć tak pi razy oko za 5 minut 17. …Zupełnie zapomniałam o psach…Ale hałas za oknem, warczenie, ujadanie, szczekanie małych i dużych czworonogów postawiło mnie na baczność. Złapanie Maksia, niemałego ale i niedużego naszego kundelka czyniło z cudem, bo zapamiętał sobie pana Gienia nad wyraz dobrze, kiedy ratował mu życie zastrzykami. Gdy nam się to udało razem z Miśkiem, trzymaliśmy go kurczowo, ale dwie próby podejścia weterynarza skończyły się tym, że ja byłam pokopana przez własnego psa i poleciałam mieszać grzyby, szukając jeszcze jednych par rąk. Mąż się napatoczył i tak w czwórkę udało nam się ujarzmić bestię…Ale za to, jak się wyrwał to….Ech trzeba to było zobaczyć…Znajomy stał z wielkim kudłatym wilczurem, do którego podleciał nasz Maksio, zakotłowało się i tylko zobaczyliśmy jak z zadu owego wilczura dość duża kępa kłaków zwisa z mordy naszego psa. Odreagował biedaczysko…Przerażający i…komiczny widok.. No, ale czekała nas jeszcze jedna przeprawa. Na bazie mamy dorodnego wilczura, ostry, skaczący na ludzi, ma swój wybieg i nawet dzieci nie chodzą go karmić. Pies do pilnowania sprzętu. Chętnych do przyprowadzenia go gdzie są inne psy, nie było, więc pan Gieniu powiedział, że pójdzie do niego ale nie sam. Ochotników jakoś nie było, ale mąż jeszcze zmobilizował dwóch pracowników, aby pomogli przytrzymać psa. Ja poleciałam do grzybów… Nie zdążyłam porządnie zamieszać, jak wrócił Misiek z uśmiechem na ustach…Jokera wszyscy się boją, więc stali w bezpiecznej odległości, a mąż tylko palcem pokazał mu, że ma leżeć, Gieniu z doskoku zastrzyk zrobił, pies się odwrócił i spokojnie odszedł…
Nic na siłę, proszę państwa ;D
no proszę:)))psy jak ludzie:)) z nami też nic na siłę:))a grzybki się nie przypaliły aby?:)buzialkuję całą 5:)
PolubieniePolubienie
Grzybki to już wspomnienie, pyszne były :)) Czas znowu się wybrać….Buziak śle :**
PolubieniePolubienie
Zgadza sie , nic na sile :))))))))))))))))))))) Nawet psy o tym wiedza.Grzybki.Pycha, juz chyba ze sto lat nie jadlam swiezych, polskich grzybkow.Wiele bym za nie dala….Pozdrawiam :)))
PolubieniePolubienie
No tak…nie da sie jakoś przemycić, choc jeszcze suszone moze i tak…Czas na wizytę w kraju w grzybowym sezonie 😀 Uściski 🙂
PolubieniePolubienie
:-)) Bardzo ludzkie masz te psy:-))
PolubieniePolubienie
Wiem….:))) i bardzo kochane :)))
PolubieniePolubienie
jak to pozory mogą mylić
PolubieniePolubienie
No mogą , mogą….nie zawsze jest tak jak się spodziewamy 😉
PolubieniePolubienie
U mnie z reguły wielkie psiska na podwórku i w domu królują. Swego czasu wilczur, wielgachny psiur, przed szczepiącym go weterynarzem potrafił zmykać z podkulonym ogonem. Niczego się nie bał, prócz zastrzyków. Ostatni moj psiak też dobrze sobie zapamiętał szczepienie. Po zabiegu w ogóle nie chciała wychodzić za furtkę: kojarzyło jej się to tylko z ukłuciem. Kładła się tuż za brakmą i ani jej ruszyłaś :-))
PolubieniePolubienie
Maksio ogólnie bardzo ruchliwy jest i choc domowy to nienauczony na smyczy, więc cięzko go ujarzmić, a jeszcze twarz kojarząca mu sie z bólem spotęgowała jego ruchliwość, jak obecność innych psów…Bronił swojego terytorium..Drugi pies nieprzewidywalny okazał się ;).
PolubieniePolubienie
bo i kto lubi chodzic do lekarza 😀 😀 … tym bardziej gdy kojarzy sie tylko z zastrzykami…
PolubieniePolubienie
Nikt…to fakt ;))
PolubieniePolubienie
Aż psiaczki to mądre zwierzątka :)……………a grzybki takie z lasu naszego oj jak ja bym oj………….pozdrawiam********
PolubieniePolubienie
Qrcze kanałem moze dałoby się przemycić ;DD Buziakczki :**
PolubieniePolubienie
Ty to masz fajnie po coś na obiad do lasu za płot. Pieski już po stresie wszystkie biedactwa ??
PolubieniePolubienie
Stres minął..pewnie do następnego czasu, okazuje się ,że psiaki pamiętliwe są ;))…Czasem to nawet sama nie muszę , bo grzybiarze lub inni zbieracze przyniosą :))))
PolubieniePolubienie
Hehehehe. Podobne przejścia miałam przy szczepieniu mojej króliczki. 4 ręce ją trzymały a 2 szczepiły :)))) Dobrowolnie niestety nie dałaby sobie igły wbić. Jeśli idzie o grzyby, to ja osobiście nie odważyłabym się po obiad do lasu skoczyć, bo miłe mi jest życie moich najblizszych, a na grzybach niestety się nie znam.Pozdrawiam:)))
PolubieniePolubienie
Mieliśmy kiedys króliczka, ale nigdy go nie szczepilismy, może trzeba było bo zdechł?Co do grzybów to choć mniej wiecej znam duzo gatunków to we wiaderku lądują tylko podgrzybki i prawdziwki ,bo do prawdziwości tych mam pewność .Uściski :))
PolubieniePolubienie
Śrubkę musiałm prawie przydusić by pozoliła sobie zastzryk zrobić :)))
PolubieniePolubienie
zadziałał instynkt…nogi zapas…
PolubieniePolubienie