W końcu go dopadłam, a właściwie ją, bo to dama…damką zwana 😉 Wraz z koleżanką i Maksiem przy boku, a właściwie przy kole wyruszyłyśmy na podbój okolicznych dróg, dróżek i ścieżek.Tempo narzuciłyśmy niezłe jak na pierwszy raz w tym sezonie, ech no co tu dużo ukrywać innych sezonów nie było, przynajmniej u mnie. Dzielne byłyśmy, bo cel mamy słuszny, koleżanka chce schudnąć, ja kondycji nabrać, więc gdy zostawała w tyle krzycząc, żebyśmy się zatrzymały, ja tylko odwracałam głowę i odpowiadałam ze śmiechem: „Dawaj, dawaj młodsza jesteś „…I tak dzielna była, bo miała rower bez hamulców. Cudnie było, ten pęd i wiatr we włosach…jak najlepszy fryzjer, bo gdy dotarłyśmy do domu spytano się, czy fryzurę sobie właśnie zrobiłam 😉 Koleżanka z zawodu fryzjerka…jednak wiatr tym razem większe zrobił wrażenie…A dziś, no cóż, myślałam, że będzie gorzej, ale z moimi czterema literami ok i nogi też się nie uginają…Jedynie kark mnie boli…
A lato całą gębą już…Truskawki z ogródka teściowej, czereśnie z własnego drzewa i w końcu temperatury z dwójką z przodu…
No i czas powoli wyciągać wielką walizę i przygotować dziecię w świat….
Ogłaszam wszem wobec, że nad polskim morzem można się opalić i nawet na plaży posiedzieć bez ubrania 😉 skutki tego będę dziś naocznie oglądać …Więc chyba nie jest tak źle z tą pogodą…