Wstąpiłam do koleżanki na kawę, myśląc, że zastanę zadowoloną rodzinkę z wyjazdu nad morze…
On: Pracuje jako agent ubezpieczeniowy w jednej z największych firm…Od poniedziałku do soboty…od rana do wieczora…
Ona: Gospodyni domowa dorabiająca sobie usługami fryzjerskimi…
On: Zarabia dobrze, całkiem nieźle jak na wiejskie warunki i polską rzeczywistość…
Ona: Swoje niewielkie w stosunku do Niego pieniądze próbuje odłożyć dla siebie. Kończy się to jednak tym, że kupuje coś do domu lub dokłada do życia.
Dzieci: Dwoje w wieku gimnazjalnym…
Wyjechali po wielkich namowach Pana Ciężko Pracującego całą rodzinką na trzy dni. Ona cała szczęśliwa, że dał się przekonać, On mniej ale też, bo w końcu i Jemu urlop się należy…Powinni wrócić opaleni, zadowoleni…
On: Gdy z portfela w pierwszy dzień uciekło parę stówek, bo: paliwo, nocleg, obiad…to już ryba przestała mu smakować – ta z obiadu 😉
Ona: Zobaczyła Jego minę, gdy z każdym dniem, godziną dobry nastrój się mu ulatniał, wprost proporcjonalnie do ubywających z portfela banknotów…
Wrócili…opaleni…
On do Niej: Widzisz, gdyby nie wyjazd miałabyś już szafkę do łazienki…
Ona do dzieci: Kupujemy skarbonkę i zbieramy przez cały rok na następne wakacje…bez Niego…
Wypiłam kawę i wyszłam…o mało co nie z siebie ;))